Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Platforma aferzystów

Treść

Sprawnie zarządzane, tanie państwo, pełna przejrzystość i uczciwość administracji państwowej - takie deklaracje słychać z ust polityków Platformy Obywatelskiej i jej kandydata do najwyższego urzędu w państwie Donalda Tuska. Tymczasem zarówno wśród obecnych działaczy partii, jak i tych, którzy z różnych powodów opuścili jej szeregi, nie brakuje osób pozostających w konflikcie z prawem, zamieszanych w cały szereg do dziś niewyjaśnionych afer i skandali lub po prostu takich, które zarządzając samorządowym i państwowym mieniem, wykazały się zwykłą nieudolnością.
Przyspieszona prywatyzacja mienia państwowego i reprywatyzacja to jedno ze sztandarowych haseł Platformy Obywatelskiej, partii, która ma ambicje współtworzenia rządu. Partia ta - jak wielokrotnie zapewniali jej działacze za pośrednictwem mediów - dysponuje sporą grupą "doświadczonych fachowców" gotowych podjąć trudy nowoczesnego zarządzania Polską. Nie ulega wątpliwości, że jednym z owych "fachowców", którzy mogą znaleźć się w składzie Rady Ministrów, jest Janusz Lewandowski, były minister przekształceń własnościowych w rządach Jana Krzysztofa Bieleckiego i Hanny Suchockiej. Lewandowski okazał się tak wielkim "specjalistą" od prywatyzacji mienia państwowego, że.... zainteresowała się nim krakowska prokuratura, która po wielomiesięcznym śledztwie oskarżyła go o działanie na szkodę interesu publicznego i prywatnego, niedopełnienie obowiązków i przekroczenie uprawnień wynikających z zajmowanego stanowiska. Postępowanie prokuratorskie i wreszcie proces sądowy, w którym głównym oskarżonym stał się właśnie Lewandowski, dotyczyły skandalicznych nieprawidłowości w procesie prywatyzacyjnym krakowskich spółek Skarbu Państwa: Techmy i KrakChemii.
W przygotowanym akcie oskarżenia, który prokuratura skierowała do sądu już w styczniu 1997 r., byłemu ministrowi zarzucono m.in. pomijanie korzystniejszych ofert, poświadczenie nieprawdy w antydatowanym dokumencie, wyrażenie zgody na sprzedaż akcji pomimo upływu terminu, przyjęcie zaniżonej stopy kredytu refinansowego, nienaliczanie odsetek karnych i doprowadzenie do stworzenia mechanizmu samofinansowania zakupu spółki poprzez przejęcie przez nabywców dywidendy.
Straty poniesione z tytułu nieprawidłowości przy prywatyzacji krakowskich spółek oszacowano w akcie oskarżenia na 2 mln 389 tys. zł. W marcu br. krakowski sąd co prawda uniewinnił Lewandowskiego, jednak przed kilkoma tygodniami krakowska prokuratura natychmiast po otrzymaniu uzasadnienia wyroku sądowego złożyła w tej sprawie odwołanie, wskazując na niezwykle wybiórcze wykorzystanie przez sąd zebranych dowodów. Prawdopodobnie więc eurodeputowany PO Janusz Lewandowski ponownie stanie przed sądem. Raczej nie w charakterze świadka.

Chłopcy z ferajny
Specjalistą może nie tyle od prywatyzacji, ile od prywaty ma być też sekretarz PO Grzegorz Schetyna, którego w środowiskach bliskich PO nazywa się "Grześmożewszystko".
W sierpniu br. tygodnik "Newsweek" napisał, że jeden z wrocławskich przedsiębiorców po rozmowie ze Schetyną, w zamian za sponsorowanie klubu koszykarskiego Śląsk Wrocław, otrzymał w ciągu zaledwie dwóch tygodni pozwolenie na postawienie budynku we Wrocławiu. Firma żony Schetyny - Kaliny, otrzymała wyłączne prawo do zdobywania sponsorów dla koszykarskiego klubu z Wrocławia, pobierając za to niemałe prowizje. Prezesem Rady Nadzorczej SSA Śląsk Wrocław jest właśnie Grzegorz Schetyna. Według dziennikarzy "Newsweeka", maleńka agencja jego żony od każdej kwoty wpłacanej przez sponsorów brała prowizję - nawet w wysokości 30 proc. umowy. Co ciekawe - właśnie firma "Effectica" należąca do żony Schetyny wsparła kampanię PO, przygotowując bezpłatnie projekty plakatów wyborczych. Zdaniem sekretarza PO, była to darowizna. On sam skierował przeciwko "Newsweekowi" pozew do sądu, jednak nigdy publicznie nie odpowiedział w sposób przekonywający na stawiane mu w artykule zarzuty.
W ocenie Zbigniewa Ziobry (PiS), jeżeli te zarzuty się potwierdzą, mielibyśmy do czynienia z przypadkiem płatnej protekcji. I jeszcze jeden przykład obrotności znajomego Tuska Andrzeja M., który jest oskarżony o działanie na szkodę Zakładów Mięsnych w Kościerzynie, przez co przedsiębiorstwo straciło 6 mln zł. Tusk poręczył za Andrzeja M., którego poznał w stanie wojennym i który kierował drukarnią wydającą książki Tuska, że ten będzie się stawiał na rozprawy.

Afera "jednorękich bandytów"
Równie niewyjaśniony jednoznacznie w oczach opinii publicznej pozostał związek czołowego działacza Platformy Obywatelskiej Zbigniewa Chlebowskiego z tzw. aferą jednorękich bandytów. Sprawa dotyczyła rzekomych 10 mln USD, jakie miał wziąć Jerzy Jaskiernia (SLD) za wprowadzenie korzystnych dla właścicieli automatów do gier losowych zapisów w ustawie o grach losowych. W trakcie wyjaśniania tej głośnej afery korupcyjnej broniący swojego kolegi postkomuniści wskazali na fakty mogące świadczyć, że to właśnie Zbigniew Chlebowski (PO) na posiedzeniu podkomisji miał zgłosić poprawkę zmniejszającą opłaty za automaty z 200 do 50 euro miesięcznie. Chlebowski oczywiście zaprzeczył wszystkim zarzutom, uznając je za absurdalne, w jego obronie wystąpili też koledzy klubowi i liberalne media. Sęk w tym, że ówczesny szef Kancelarii Premiera Marek Wagner i wiceminister finansów Rober Kwaśniak zaprezentowali notatki, jakie sporządzili pracownicy resortu finansów, gdyż podczas posiedzeń podkomisji sejmowych nie są sporządzane stenogramy. Na dokumentach z 25 września i 6 grudnia 2002 roku widniało nazwisko Chlebowskiego jako autora poprawki obniżającej wysokość opłat. Jak poinformowała "Rzeczpospolita" w numerze z 4 grudnia 2003 r., posła Zbigniewa Chlebowskiego (PO) obciążył również Stanisław Matuszewski, prezes Izby Producentów i Operatorów Urządzeń Rozrywkowych. Chlebowski, zapewniając gorliwie o swojej niewinności, odpierał zarzuty, wskazując jako autorkę poprawki posłankę Błochowiak z SLD. Wątpliwości co do związków działacza PO z poprawkami do owej ustawy pozostały jednak do dziś.

Poseł nie kaktus
"Poseł nie kaktus - pić musi" - żartują sobie w prywatnych rozmowach pracownicy hotelu sejmowego. Najwyraźniej potrzeba bliższego kontaktu z wysokoprocentowym trunkiem okazała się nie do odparcia dla posłanki Iwony Śledzińskiej-Katarasińskiej z Platformy Obywatelskiej, która w czerwcu tego roku, prowadząc samochód pod wpływem alkoholu, spowodowała kolizję drogową. Badanie alkomatem wykazało 0,24 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Dopuszczalna norma to 0,2 promila. Policjanci zabrali jej prawo jazdy, ale po decyzji sądu grodzkiego musieli je zwrócić, gdyż posłankę chroni immunitet poselski. Liderzy PO zapowiadali wykluczenie z partii Katarasińskiej, tak się jednak nie stało.
Dodajmy, że była ona typowana na ministra kultury. Trzy dni przed wyborami wykluczono z Platformy kandydującego do Sejmu, który i tak się dostał, prezesa Związku Górnośląskiego Krzysztofa Szygę. Został on skazany za zniesławiające artykuły pod adresem władz Siemianowic Śląskich, publikowane na łamach lokalnej gazety.

Choroba nepotyzmu
Jak pokazuje przykład byłej posłanki PO Zyty Gilowskiej, członkowie tej partii cierpią również na chorobę nepotyzmu. Była wiceprzewodnicząca Platformy Obywatelskiej zatrudniała własną synową jako szefową swojego biura poselskiego. Ale że "pecunia non olet", więc - jak informował "Newsweek" - również syn Zyty Gilowskiej - Paweł, czerpał pełnymi garściami, wypłacając sobie wynagrodzenia z publicznych pieniędzy przeznaczonych na prowadzenie biura poselskiego. Gilowska, broniąc się, twierdziła, że sytuacja ta była znana władzom partii, a kroki dyscyplinarne wobec niej podjęto dopiero po publikacjach prasowych. Ostatecznie odeszła z Platformy.
Piętnujący, skądinąd słusznie, wpadających w konflikty z prawem posłów Samoobrony liderzy PO nie chcą jednak pamiętać o czarnych owcach w swoim stadzie. Do Sejmu dostał się właśnie lekarz Andrzej Sośnierz, oskarżony o niegospodarność w Śląskiej Regionalnej Kasie Chorych, której był dyrektorem w latach 1999-2002. Przy zawieraniu umowy (2000/2001) z firmą ComputerLand na dostawę chipowych kart ubezpieczenia zdrowotnego sprzedał jej miejsce reklamowe na kartach. Prokuratura uważa, że w ten sposób ŚRKCh straciła 3,2 mln zł. Proces w tej sprawie przed Sądem Okręgowym w Katowicach właśnie się zakończył, a wyrok ma być ogłoszony 20 października. Prokurator zażądał dla Sośnierza dwóch lat więzienia w zawieszeniu na trzy lata, 10 tys. zł grzywny oraz zakazu sprawowania stanowisk w oddziałach Narodowego Funduszu Zdrowia przez trzy lata.

Ryba psuje się od głowy
Niechlubny przykład ze swoich sejmowych kolegów najwyraźniej wziął również Marek Tałasiewicz, były wojewoda szczeciński. Obecnie już do Platformy Obywatelskiej nie należy, ale był jednym z założycieli tej partii i jej pełnomocnikiem w Szczecinie. Jest jednym z głównych oskarżonych w procesie zarządu upadłej Stoczni Szczecińskiej. Tałasiewicz w 1998 roku, po odwołaniu go z pracy w urzędzie wojewódzkim, został wiceprezesem Porta Holding. W tym - bodajże najgłośniejszym - procesie dotyczącym afery gospodarczej, jaka miała miejsce w III RP, Zarząd Stoczni Szczecińskiej Porta Holding SA został oskarżony o przekroczenie swoich uprawnień i niedopełnienie obowiązków, przez co w latach 1999-2000 miał narazić spółkę na szkody w wysokości ponad 68 mln zł. Marek Tałasiewicz oczywiście nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów...

Niegospodarny Poznań
Do popełnienia przestępstwa działania na szkodę miasta nie przyznaje się również prezydent Poznania Ryszard Grobelny, popierany przez Platformę Obywatelską. Oficjalnie członkiem PO on nie jest, jednak już od dwóch kadencji pełnił swoją funkcję dzięki poparciu Platformy Obywatelskiej w tym mieście. W poniedziałek, 10 października, prokuratura w Gorzowie postawiła Grobelnemu zarzut wyrządzenia miastu szkody w wielkich rozmiarach (w wysokości 1,2 mln zł) przez niedopełnienie obowiązków służbowych w zakresie dotyczącym przystąpienia przez miasto do spółki "Kupiec Poznański". O całej aferze informowaliśmy już na łamach "Naszego Dziennika". Przypomnijmy tylko, że w 1997 roku Grobelny był członkiem zarządu Poznania i uczestniczył w rozmowach z przedstawicielami spółki "Kupiec Poznański". Chodziło o wspólną inwestycję - stworzenie nowoczesnego centrum handlowego. Miasto aportem wniosło do spółki grunty - ponad 3,6 tys. m kw. terenu. Kupcy mieli wyłożyć gotówkę na budowę obiektu. Do 1998 roku miasto sprzedało kupcom udziały za ponad 3,4 mln zł. Centrum ostatecznie powstało w 2001 roku. Za grunty wniesione do spółki "Kupiec Poznański" miasto otrzymało ponad 50 proc. udziałów. Zdaniem prokuratury, ich wycena w momencie wnoszenia ich do spółki była zaniżona, przez co mniejsza była także wartość udziałów, które miasto potem zbyło kupcom. Popierany przez PO prezydent Ryszard Grobelny będzie przesłuchany przez prokuraturę również w innym śledztwie prowadzonym przez prokuraturę w Zielonej Górze, a dotyczącym zbycia przez Poznań atrakcyjnych gruntów rodzinie Jana Kulczyka po mocno zaniżonej cenie. Niewykluczone, że również w tym przypadku Grobelnemu zostaną postawione zarzuty. Badająca sprawę NIK stwierdziła, że jego działania w zakresie sprzedaży tej nieruchomości podejmowane były z naruszeniem zasad rzetelności i gospodarności.

Układ warszawski
Mieszkańcy stolicy, gdzie w I turze wyborów prezydenckich Donald Tusk (PO) zdobył więcej głosów niż prezydent Lech Kaczyński, zdają się zapominać, że to właśnie w tym mieście przez wiele lat funkcjonowała lokalna sitwa zwana układem warszawskim. Należeli do niej politycy PO (a wcześniej UW) na czele z Pawłem Piskorskim, sekretarzem generalnym tej partii i byłym prezydentem Warszawy, bliskim współpracownikiem Tuska. To podczas jego rządów dokonano licznych nadużyć, związanych głównie z inwestycjami - budową trasy i mostu Siekierkowskiego oraz mostu Świętokrzyskiego i tunelu pod Wisłostradą (tzw. afera mostowa). Kontrola NIK wykazała, że na pierwszej inwestycji miasto straciło 30 mln zł, a druga kosztowała niemal dwukrotnie więcej, niż zakładano. Według NIK, stało się tak w wyniku niedostatecznego nadzoru gminy Warszawa Centrum.
W wystąpieniu pokontrolnym NIK stwierdziła, że realizację trasy i mostu Siekierkowskiego ocenia negatywnie, zwłaszcza jej etap wstępny, w którym wyłoniona w owym przetargu firma Transprojekt Gdański opracowała dokumentację projektową inwestycji. Negatywnie oceniono także kwestie wykupu gruntów pod budowę. NIK skrytykowała również umowy kontraktowe zawarte z wykonawcami robót. Wartość kontraktu była tam podawana w euro; przy wypłacie należności sumę należało przeliczyć na złotówki. W związku z ryzykiem przeliczeniowym zawarto klauzulę, która jednak nie zapewniała równości stron. Spór arbitrażowy między Warszawą a jednym z wykonawców w kwestii przeliczeń waluty spowodował, że miasto straciło 11,5 mln zł. Z powodu źle przeprowadzonych prac projektowych miasto straciło ponad 15 mln zł. Poza tym nie wyegzekwowało od firmy Transprojekt Gdański należących się stolicy ponad 2 mln zł kary za nieterminową realizację zleconych prac.
Ponadto do prokuratury trafiło zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa niegospodarności przez władze, powołanej m.in. przez gminę Centrum spółki Trasa Świętokrzyska i narażenie jej na 8,6 mln zł strat. Dziwnym trafem kontrakty (w przypadku mostu Świętokrzyskiego z pominięciem procedur przetargowych) na te budowy zdobywał biznesmen Wojciech Ławniczak, którego żona była wówczas radną PO. Inny działacz Platformy Wojciech Kozak, prezydent, a wcześniej wiceprezydent Warszawy, jest zamieszany w aferę związaną z kompleksem Złote Tarasy. Wskutek złej wyceny gruntów wniesionych do spółki z holenderskim udziałowcem ING Real Estate przez gminę Centrum straciła ona na tym ok. 103 mln zł. Kozak w 2001 r. podpisywał umowę o zawiązaniu spółki Złote Tarasy. Prokuratura postawiła mu zarzut nadużycia władzy, a następnie umorzyła śledztwo wobec niego z uwagi na przedawnienie. Przeciwko byłym członkom zarządu gminy Centrum skierowano do sądu akt oskarżenia.
Niejasności, dotyczących sposobu sprawowania władzy w stolicy przez Piskorskiego, jest zdecydowanie więcej: nieoficjalnie mówi się m.in. o nadużyciach związanych z decyzjami o udostępnieniu gruntów budowlanych spółdzielni mieszkaniowej "Dembud".

Kosmetyczna czystka
Na te skandale wywołane przez działaczy PO partyjne władze zareagowały z dużym opóźnieniem (grudzień 2004 r.) i w dodatku niemrawo. Zapowiadana czystka w warszawskich strukturach Platformy okazała się iście kosmetycznym zabiegiem. Wyrzucono... jedną osobę, kilka dalszych zawieszono w członkostwie. Oszczędzono Piskorskiego, który w dodatku z list PO został eurodeputowanym. Tymczasem od 2002 r. skutecznie z układem warszawskim rozprawiał się Lech Kaczyński. Po objęciu fotela prezydenta Warszawy skierował do prokuratury czterdzieści zawiadomień o popełnieniu przestępstw, z jakimi miał być związany Piskorski.

Nie lepiej w Krakowie
O zwykłej nieudolności i nieumiejętności zarządzania miastem i zasobami ludzkimi można powiedzieć w przypadku byłego prezydenta Grodu Kraka Andrzeja Gołasia (startował w wyborach parlamentarnych z listy PO). W grudniu 1998 r. kierowane przez niego władze Krakowa wyemitowały euroobligacje, co spowodowało zwiększenie zadłużenia gminy o ok. 138 mln zł. Za czasów Gołasia publiczne pieniądze Krakowa rozchodziły się zresztą nader szybko. W ciągu tylko połowy 1999 r. na delegacje zagraniczne zarządu miasta wydano ok. 152 tys. zł. Sam Gołaś skorzystał z okazji, by odwiedzić Chicago, Weimar, Toronto i Izrael. Kiedy w październiku 1999 r. samorządowcy z Małopolski wybrali się do Papieża, w samolocie skromnie skorzystali z taniej "klasy ekonomicznej". Wyjątkiem był Gołaś, który zasiadł, jak informuje portal strona.krakow.pl, w czterokrotnie droższej "klasie biznes."

Uczciwi "inaczej"
Doświadczenia z politykami i samorządowcami Platformy Obywatelskiej w ostatnich latach w jaskrawy sposób wskazują, że tworzony przez nich rząd i administracja państwowa nie będzie prawdopodobnie ani tania, ani skuteczna i sprawna, ani uczciwa. Czy fachowcy związani z Platformą Obywatelską, którzy niebawem będą współdecydować o finansach publicznych i majątku narodowym, okażą się chociaż kompetentni? Można w to wątpić, biorąc pod uwagę fakt, iż spółka medialna 4 Media utworzona przez Jacka Merkla, bliskiego współpracownika Tuska, wydająca onegdaj m.in. dziennik "Życie", z przyczyn finansowych upadła po niespełna trzech latach działalności.
Merklem zainteresowała się z kolei gdańska prokuratura. Prowadzone śledztwo ma ustalić, co się stało z 9 mln zł, które zniknęły z kont firm Media Trust i 4 Media, w których władzach on zasiadał. W 2002 r. pożyczkę w takiej wysokości udzieliła Media Trust izraelska firma Poalim Trust Services. Kwota następnie trafiła do 4 Media, a później ślad po niej zaginął. Merkel już nie w PO, ale nadal ma członkostwo w - powiązanym z Platformą - Stowarzyszeniu Młodych Demokratów.
Zarzuty prokuratorskie ciążą również na pośle mijającej kadencji, wybranym w ostatnich wyborach na senatora - Tadeuszu Maćkale. Jako prezydent Lubina w latach 1994-1998 bezpodstawnie nie wypełniał obowiązku płacenia podatku VAT przez gminę. Straciła ona przez to 386 tys. zł, a Skarb Państwa 1 mln zł.
Ale to nie wszystkie ciemne strony tej liberalnej formacji. Media nieustannie podają informacje m.in. o lokalnej sitwie stworzonej przez samorządowców PO w Jastrzębiu Zdroju, zarzucając im korupcję, czy też o liderze lubuskiej Platformy biznesmenie Jacku Bachalskim. Zachowuje się on jak lokalny baron, wywierając naciski na nieprzychylnych mu dziennikarzy.
Wojciech Wybranowski, Zenon Baranowski

"Nasz Dziennik" 15-16 października 2005

Autor: mj