Przejdź do treści
Przejdź do stopki

PiS szuka większości

Treść

Tylko weksle powstrzymują kolejnych posłów Samoobrony przed przejściem do powstałego w piątek Klubu Parlamentarnego Ruchu Ludowo-Narodowego. Wszystko wskazuje jednak na to, że nie ma prawnej możliwości ich zrealizowania. Jan Bestry, który przewodzi grupie opuszczającej Leppera, twierdzi, że gotowych do przejścia jest kolejnych ośmiu posłów. To dokładnie tylu, ilu potrzeba PiS do stworzenia większości. Jeżeli oczywiście znajdzie się w niej PSL. Waldemar Pawlak z twarzą pokerzysty wciąż "gra" na koalicję konstytucyjną złożoną z ludowców, PiS i PO. Ale Platforma nie chce rozmawiać z Jarosławem Kaczyńskim i o żadnej innej koalicji w tym Sejmie. Za to jednym głosem z Andrzejem Lepperem oskarża PiS o uprawianie korupcji politycznej.
"Propozycja koalicji konstytucyjnej PiS - PSL - PO jest trudna do zrealizowania głównie z uwagi na problem komunikacyjny między Tuskiem a Kaczyńskim. Taka rozmowa to nie koniec świata, lecz możliwy początek stabilizacji, o której mówił premier J. Kaczyński. To jest sprawdzian z elementarnej odpowiedzialności. Jeśli taka próba nie zakończy się porozumieniem, to będą wybory" - napisał w swoim blogu Waldemar Pawlak. Przekonać do nowatorskiego pomysłu dwóch liderów to zbyt duże wyzwanie dla szefa 29-osobowego klubu.
- Tym bardziej że gdybyśmy mieli się dogadać z PO, to po co by nam jeszcze do szczęścia było potrzebne PSL? - pyta jeden z polityków PiS.
Ale w sytuacji gdy dogadanie się z Platformą jest nierealne, porozumienie z PSL stanowi warunek sine qua non trwania rządu i parlamentu. Wie o tym także Pawlak. Racjonalizm polityczny każe patrzeć mu na sondaże, w których ludowcy dawno już nie byli ponad progiem wyborczym 5 procent. A groźba nowych wyborów to także prawdopodobieństwo porozumienia PO i PiS w kwestii zmiany ordynacji wyborczej do Sejmu, tak by zwycięzcy albo nie potrzebowali potem koalicjantów, albo przynajmniej nie w takim stopniu jak dziś.

Potrzeba ośmiu
Jeśli PSL nie zgodzi się na wejście do koalicji z PiS, na nic zda się tworzący w Sejmie nowy klub, który stara się przyciągnąć kolejnych posłów Samoobrony zawiedzionych postawą swojego lidera - Andrzeja Leppera. Poseł Jan Bestry mówi, że takich osób jest jeszcze "co najmniej osiem". Dokładnie tyle potrzeba, by koalicja PiS - LPR - PSL - RLN miała większość 231 głosów. - Już kilka tygodni temu pan Lepper mówił podczas klubu, że nie ma możliwości utrzymania tej koalicji i trzeba iść na wybory, a potem zapewniał mnie, że będzie nowa koalicja i nie ma się czym martwić - mówił wczoraj w Sejmie Bestry, który Klub Parlamentarny Ruchu Ludowo-Narodowego utworzył z innymi byłymi posłami Samoobrony, kilkoma niezrzeszonymi, którzy i tak w każdym głosowaniu popierali PiS, oraz pięcioosobowym Narodowym Kołem Parlamentarnym. - Ja nie odszedłem z Samoobrony - to Andrzej [Lepper - przyp. red.] odszedł ode mnie, próbując zawiązać nową koalicję z Balcerowiczem - wtóruje mu poseł Bernard Ptak. Dodaje, że "został zdradzony" i będzie dalej walczył "w obronie rolników i przedsiębiorców".
Bestry przyznaje, że jego klub liczyłby już więcej osób, gdyby nie sprawa weksli. W przeciwieństwie do sytuacji, jaka miała miejsce w LPR przed kilkoma miesiącami, posłowie Samoobrony nie posiadają nawet wzorów dokumentów, które podpisali. Wielu z nich nie potrafi opisać, jak wyglądały weksle, na których składali podpisy. Ich zaniepokojenie wzmacnia pewność siebie Leppera. Wczoraj powiedział on, że jeszcze dziś poprzez komorników ruszy egzekucja tych weksli. Wyjaśnił, że są one w pełni legalne, ponieważ zawierane były pomiędzy kandydatami na parlamentarzystów a związkiem zawodowym Samoobrona "na okoliczność korzystania ze znaczka Samoobrony", a nie posiadania mandatu. Co ciekawe, 24 godziny wcześniej mówił, że ogłosi "przetarg" dla firm windykacyjnych na kupno zobowiązań byłych posłów jego klubu. Pokazywał też kopie jednego z weksli, mówiąc, że prawnicy Samoobrony "nie są tacy głupi", by proponować umowy niezgodne z prawem.

Posła nic nie wiąże
Pokazany przez Leppera blankiet to weksel urzędniczy, a taki nie może podlegać obrotowi. A więc ZZ Samoobrona nie może sprzedać go jakiejkolwiek firmie windykacyjnej. Zanim komornicy zaczną ściągać zobowiązania, to sąd powinien określić, czy rzeczywiście spełnione zostały warunki do jego realizacji. Profesor dr hab. Kazimierz Piasecki we wrześniu ubiegłego roku sporządził opinię prawną na temat ważności zobowiązania z weksla wobec kandydata na posła, a potem parlamentarzysty. Wyjaśnia, że abstrahując od wszystkich okoliczności takiej umowy, pierwotnie musiałaby istnieć wierzytelność cywilnoprawna. Takiej nie wyobraża sobie w kontekście relacji politycznych czy partyjnych. Piasecki uważa, że konieczne w takim wypadku jest podniesienie zarzutu bezskuteczności prawnej "zobowiązania wekslowego". Pamiętajmy też, że zgodnie z art. 104 Konstytucji "posłowie są przedstawicielami Narodu i nie wiążą ich instrukcje wyborców". Jeśli więc nie wyborców, to także nie partii politycznych czy jakichkolwiek organizacji. Z art. 17 ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora wynika, że "posłowie mogą tworzyć w Sejmie kluby, koła lub zespoły poselskie", a z art. 8 Regulaminu Sejmu, że "posłowie mogą tworzyć w Sejmie kluby poselskie lub koła poselskie oparte na zasadzie politycznej". Zasadą polityczną nie jest wekslowanie przynależności partyjnej czy decyzyjności jakiegokolwiek posła.

Oskarżenia Leppera i Rokity
Zgodnie z oczekiwaniami Platforma Obywatelska podjęła wczoraj decyzję o złożeniu wniosku o samorozwiązanie Sejmu. Według planu politycznego, który zarysował nam jeden z liderów PiS, na początku kolejnego posiedzenia Sejmu (10-11 października) najpierw przegłosowany zostanie wniosek o wotum zaufania złożony przez rząd. Jeśli w nim rząd nie uzyska 231 głosów, PiS poprze złożony przez Platformę wniosek o samorozwiązanie Sejmu. - Kroki radykalne podejmujemy tylko wtedy, gdy Polska nie ma już innego wyjścia - tłumaczył wczoraj Donald Tusk. Zdaniem PO, żadnym wyjściem nie jest bowiem "ciułanie" większości rządowej przez PiS. Jan Rokita zarzucił wczoraj rządzącym, że proponowali sześciu posłom PO stanowiska wiceministrów w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. - Jesteśmy świadkami, a niektórzy mieliby być uczestnikami upadku obyczajów, reguł gry, politycznej korupcji - uważa Tusk.
PiS zaprzecza i domaga się ujawnienia nazwisk - i tych, którzy składali takie propozycje, i tych, którzy je dostawali. To samo żądanie pojawiło się wobec Leppera. Na razie zrobiła to tylko posłanka Marzena Paduch (Samoobrona), która twierdzi, że Marek Suski (PiS) obiecywał jej stanowisko wiceministra w zamian za opuszczenie Leppera. Nieoficjalnie posłowie PiS przyznają, że ze znajomymi z innych partii rozmawiają wstępnie o ich oczekiwaniach, ale słowa o stanowiskach rządowych czy zapewnieniu nietykalności padają z ust ich rozmówców.
Mikołaj Wójcik

"Nasz Dziennik" 2006-09-25

Autor: wa