Przejdź do treści
Przejdź do stopki

PiS: LPR groziła wotum nieufności

Treść

Spis nazwisk działaczy Ruchu Samorządowego, którzy mieli zostać usunięci z list wyborczych PiS, dostarczony przez Romana Giertycha, przedstawiony został jako "lista osób, które w ostatnich dniach opuściły LPR". W rzeczywistości okazało się, że figurują na niej ludzie od wielu miesięcy działający w innych ugrupowaniach, w tym w samym PiS. Szef klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości Marek Kuchciński i sekretarz generalny tej partii Joachim Brudziński przyznali, że liderzy LPR grozili "konstruktywnym wotum nieufności". Jak powiedział nam wczoraj wicepremier Roman Giertych, nikt w LPR nie rozważał poparcia takiego wniosku.
- Mieliśmy umowę, że na listach wyborczych nie znajdą się ludzie, którzy w ostatniej chwili opuścili LPR czy Samoobronę, by rzutem na taśmę kandydować w wyborach samorządowych. Taką listę nazwisk przedstawił nam wicepremier Giertych, ale miała być to lista osób, które niedawno opuściły Ligę - mówił podczas sobotniej audycji w Radiu Maryja i Telewizji Trwam Joachim Brudziński, sekretarz generalny Prawa i Sprawiedliwości.
Miała być, ale nie była. Zamiast tego znalazły się na niej osoby, które - popierając rząd PiS - naraziły się liderowi LPR. Niektórym z nich uniemożliwiono teraz kandydowanie w wyborach samorządowych. Ofiarą wendety liderów LPR padły jednak nie osoby, które z koniunkturalnych względów opuściły LPR w ostatnich dniach, ale byli działacze regionalni LPR, którzy wiele miesięcy wcześniej - w okresie, gdy pękał "pakt stabilizacyjny" - opowiedzieli się za koalicją z PiS: radny kujawsko-pomorski Maciej Eckardt i wicemarszałek województwa wielkopolskiego Przemysław Piasta. Eckardt opuścił LPR kilka miesięcy temu, zostając zarazem jednym z liderów Ruchu Samorządowego, Piasta pozostał w Lidze na prośbę wielkopolskich działaczy partii Kaczyńskiego, którzy obawiali się, że rozpad klubu LPR w Sejmiku Województwa Wielkopolskiego doprowadzi również do upadku rządzącej Wielkopolską koalicji PiS - LPR - PO. Obaj mieli jednak znaleźć się na listach wyborczych Prawa i Sprawiedliwości i mimo obietnic złożonych im przez prominentnych polityków PiS, obaj zostali wystawieni do wiatru.
- Przyznaję, nie sprawdziłem, uległem Wojciechowi Wierzejskiemu, który bardzo nalegał, by skreślić Eckardta z listy. Przeprosiłem już za to ministra Kowalskiego [Bogusława, wiceministra transportu - przyp. red.] - mówił podczas sobotnich Rozmów niedokończonych w Radiu Maryja poseł Joachim Brudziński (PiS).
Wszystko jednak wskazuje na to, że liderzy LPR, przedstawiając politykom Prawa i Sprawiedliwości listę nazwisk osób do usunięcia z list wyborczych PiS, po prostu ich oszukali, umieszczając na niej zamiast "politycznych spadochroniarzy" nazwiska czołowych postaci niedawnej wiosennej secesji w LPR, skonfliktowanych z Romanem Giertychem i Wojciechem Wierzejskim. Liczono na to, że w gorącej atmosferze negocjacji koalicyjnych i zamieszaniu związanym z rejestracją list nie będzie już czasu na szczegółową weryfikację. I nie przeliczono się.
- Przeszedłem "szkołę polityki" Młodzieży Wszechpolskiej i Romana Giertycha, więc taka sztuczka mnie nie zaskakuje. To normalne dla tych ludzi. Ale że PiS dał się tak wykiwać? - dziwi się Przemysław Piasta.
Zdaniem wicepremiera Giertycha, to PiS nie chciało na swoich listach wyborczych osób z Ruchu Samorządowego i Ruchu Ludowo-Narodowego. - Mogę się zgadzać, że moja ocena radnych, którzy odeszli z Ligi, może być inna niż pani poseł Sobeckiej czy kogoś innego. Uważałem, że to nie są osoby, które należy kiedykolwiek rejestrować, ale to była moja opinia, którą przedstawiałem publicznie. Natomiast próba doczepienia do tego jakichś innych względów czy też szantaży politycznych jest nieporozumieniem. PiS nie chciało ich zarejestrować z bardzo prostego powodu - po prostu nie chciało dać tych mandatów i próbowało za wszelką cenę zrzucić odpowiedzialność na mnie, wmawiając rzekomy szantaż - powiedział nam wczoraj Roman Giertych. - PiS nie chciało po prostu oddawać mandatów w sejmiku dla ludzi, których nie było pewne. I taka jest na to odpowiedź, nie trzeba szukać we mnie winnego, dlatego że PiS komuś nie dotrzymało słowa - dodał.
Politycy PiS tłumaczyli tę sytuację zamieszaniem, negocjacjami i... przyznawali, że - jak ujawnił wcześniej "Nasz Dziennik" - w całej sprawie mogły wystąpić elementy politycznego szantażu.
- Była gorąca atmosfera negocjacji koalicyjnych. Nie wykluczam, to prawdopodobne, że w rozmowie dotyczącej tej listy pojawiła się groźba konstruktywnego wotum nieufności - przyznał Joachim Brudziński, sekretarz generalny Prawa i Sprawiedliwości.
- Oczywiście zaprzeczam tym informacjom i chciałbym przedstawić argument logiczny. Trudno sobie wyobrazić, czy w ogóle mógłbym rozważać coś takiego, jak zagłosowanie dla wotum zaufania Rokity czy Pawlaka w kontekście kilku radnych zarejestrowanych czy niezarejestrowanych na listach PiS. To jest absurdalna teza. Tym bardziej że przecież od miesięcy czy tygodni pracuję nad tym, żeby zbudować większość dla tego rządu i na dodatek w nim zasiadam. Gdybym z tego powodu, że PiS kogoś zarejestrował czy też nie zarejestrował kogoś, groził obaleniem rządu, w którym jestem wicepremierem, to byłoby to coś tak niebywale głupiego, że aż trudno to sobie wyobrazić - stwierdził Roman Giertych.
Chociaż - zdaniem Brudzińskiego - cała sprawa dotyczy, jak to określa, "zaledwie kilku osób", to Marek Kuchciński, szef klubu parlamentarnego PiS, potwierdził, że dostarczona przez Romana Giertycha lista zawierała kilkadziesiąt nazwisk. - Na liście było kilkadziesiąt nazwisk, prowadziliśmy pewną weryfikację, okazało się, że są tam nazwiska osób, które od dawna, nawet od dwóch lat nie działają w LPR, tylko są na przykład w PiS - mówił Kuchciński.
Tymczasem wiceszef LPR Wojciech Wierzejski na swoim blogu internetowym w agresywnym stylu zaprzecza informacjom o ingerencji w listy, sugerując zarazem, że poseł PiS Tomasz Markowski, który ujawnił proceder - "oszalał". "Czy Markowski zażył rano leki?" - pisze Wierzejski.
- Kieruję sprawę do Komisji Etyki Poselskiej. Czas, żeby Wierzejski nauczył się choć odrobiny kultury - ripostuje w rozmowie z nami Markowski.
Emocji w związku z wypowiedziami posła Markowskiego nie kryje również Roman Giertych. - Nie wykluczam, że ktoś taką informację przekazał posłowi Markowskiemu. Ale na pewno nigdy przez nikogo nie było nawet przez chwilę rozważane poparcie przez Ligę jakiegokolwiek wniosku o konstruktywne wotum nieufności. Wręcz przeciwnie, w moim przekonaniu to właśnie ja doprowadziłem do tego, że tego wotum konstruktywnego nie będzie, i zrobiłem wszystko, żeby tak było - przekonywał wczoraj Giertych. - Jeśli pan poseł Markowski coś takiego twierdzi, to jest po prostu idiotą i nic na to nie można poradzić. I taki jest mój komentarz do takiego idiotyzmu - powiedział.

NFI w komisji
Koalicja parlamentarna, jeśli powstanie, będzie liczyła "grubo ponad 230 posłów" - zapowiedział na antenie Radia Maryja szef klubu parlamentarnego PiS Marek Kuchciński. Nie chciał jednak ujawnić jej przyszłego składu. Zdaniem Kuchcińskiego, najważniejsze, by nowa koalicja i rząd mogły kontynuować rozpoczęte już działania zmierzające do oczyszczenia życia publicznego w Polsce: zakończenia sukcesem prac związanych z likwidacją WSI i tworzeniem nowych służb wywiadowczych, ujawnienia raportu z likwidacji WSI i spraw związanych z inwigilacją prawicy oraz tzw. szafą Lesiaka, a także wyjaśnienia kontrowersji związanych ze sprawami nadzoru bankowego i przekształceń w bankowości.
- Niezwykle ważna jest też kwestia zapewnienia Polsce bezpieczeństwa energetycznego poprzez dywersyfikację dostaw gazu. W tej sprawie prowadzone są już intensywne działania - dodawał Joachim Brudziński.
Kuchciński poinformował też, że Prawo i Sprawiedliwość zamierza - poprzez powołanie specjalnej komisji śledczej - wyjaśnić sprawy związane z działalnością Narodowych Funduszy Inwestycyjnych, nietrafionymi prywatyzacjami, wyprzedażą wchodzących w skład NFI przedsiębiorstw grubo poniżej ich wartości oraz budzącymi do dziś wiele wątpliwości przekształceniami własnościowymi.
Wojciech Wybranowski

"Nasz Dziennik" 2006-10-16

Autor: wa

Tagi: LPR; PiS