Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Piłkarska Liga Mistrzów dla Barcelony

Treść

Nie jesteśmy najlepsi w historii, ale mamy za sobą najlepszy w historii sezon - powiedział po środowym finale piłkarskiej Ligi Mistrzów uradowany trener FC Barcelony Josep Guardiola. Chwilę wcześniej jego podopieczni pokonali 2:0 Manchester United w meczu uznawanym za starcie gigantów i pojedynek marzeń, a kilkanaście dni wcześniej zapewnili sobie mistrzostwo i puchar Hiszpanii. Zdobyli wszystko, co było do zdobycia.

W środę wieczorem oczy piłkarskiego świata zwróciły się w stronę rzymskiego Stadionu Olimpijskiego, oczekując niezapomnianego i wspominanego latami spektaklu. Naprzeciw siebie stanęły dwie ekipy, mające w składach wielu artystów, godnych scen najwspanialszych i największych. Po 90 minutach widowiska okazało się, że jedna z nich odrobiła lekcję i przygotowała cały wachlarz sztuczek i trików, druga zaś nie. Zawiodła, rozczarowała, nie przedstawiła żadnych atutów. I to była niespodzianka, bo wszyscy spodziewali się, iż Manchester będzie dla Barcelony co najmniej równorzędnym rywalem, a może nawet ją zdominuje. Tymczasem, poza kilkoma fragmentami na samym początku, Katalończycy całkowicie przejęli we władanie zieloną murawę, chwilami urządzając sobie harce między sztywnymi jak drewniane tyczki defensorami mistrzów Anglii. Zagrali, jak potrafią - pięknie, a pewnie pokazaliby coś więcej, gdyby zmusili ich do tego podopieczni sir Aleksa Fergusona. Niestety, Szkot tym razem nie miał najlepszego dnia, nie przygotował skutecznej taktyki, nie trafił ze składem i mógł tylko przyglądać się bezradności swych gwiazd, na czele z Cristiano Ronaldo. Portugalczyk starał się, próbował w pojedynkę sforsować defensywę Katalończyków, ale ta, przetrzebiona przez kontuzje i kartki, prezentowała się wyjątkowo solidnie. Ronaldo oddał mnóstwo strzałów, więcej niż wszyscy koledzy razem wzięci, ale z precyzją miał wielkie problemy. - Barcelona była lepsza - przyznał sir Alex. - Rywale zdominowali środek pola, długo utrzymywali się przy piłce. Xavi i Iniesta byli rewelacyjni. Jak z każdej lekcji, i z tej postaramy się jednak wyciągnąć wnioski - dodał. Bardziej dosadny był Rio Ferdinand, obrońca United. - W takim meczu trzeba zagrać na maksimum swych umiejętności, a my, zarówno indywidualnie, jak i zespołowo, tego nie zrobiliśmy.
W Anglii zapanował smutek, w Hiszpanii euforia. Jeśli już ktoś miał wątpliwości, to dotyczyły one osoby głównego bohatera finału. Czy był nim genialny Iniesta, czy niesamowity Lionel Messi, czy może Guardiola, który w swym debiutanckim sezonie na ławce "Barcy" sięgnął gwiazd. Wszyscy byli zgodni, że zwycięstwo było wielkim triumfem filozofii piłki wyznawanej przez młodego, zaledwie 38-letniego szkoleniowca. - Nie ma w niej nic odkrywczego. Chcemy mieć piłkę, utrzymywać się przy niej i atakować. Nigdy nie czekamy na to, co zrobi rywal, tylko chcemy narzucić swoje warunki i grać tak, jak chcemy i potrafimy najlepiej: do przodu. Wiemy, że w ten sposób sprawiamy ludziom radość, i to jest najważniejsze - powiedział Guardiola. - Przez cały rok pracowaliśmy na ten sukces i zasłużyliśmy na niego. Każdy z nas zagrał wspaniale, każdy zasłużył na owacje - dodał Messi. Sam Guardiola nie miał wątpliwości: - Lionel to fantastyczny talent, ale nigdy się nie zmienił. Był i jest najlepszy. Myślę, że na Złotej Piłce już grawerują jego nazwisko - przyznał.
Barcelona zwieńczyła wielkim sukcesem fantastyczny sezon, który wyglądał niesamowicie nie tylko w statystykach. Budziła zachwyt i emocje, była zjawiskiem, ocierała się o ideał, a przecież jeszcze rok temu przeżywała gorycz za goryczą. Przyszedł jednak Guardiola, pozbył się rozkapryszonych, psujących atmosferę gwiazdorów (czy ktoś jeszcze pamięta jegomościa o nazwisku Ronaldinho?), postawił na wychowanków, postawił na piękno i zebrał owoce. Proste, nieprawdaż?
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-05-29

Autor: wa