Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Piłkarska Liga Mistrzów

Treść

Czy samobójcza bramka zdobyta przez norweskiego obrońcę Liverpoolu Johna Arne Riise da finał Ligi Mistrzów Chelsea Londyn, przekonamy się za niespełna tydzień. Na pewno do celu przybliżyła - remis 1:1 stawia "The Blues" na uprzywilejowanej pozycji. Dochodziła piąta minuta doliczonego czasu gry, gospodarze prowadzili 1:0. Goście przeprowadzali właśnie akcję "ostatniej szansy", z lewej strony zacentrował Salomon Kalou, a Riise interweniował tak nieporadnie, iż wpakował piłkę do własnej bramki. Londyńczycy wyrównali i zyskali przewagę przed rewanżem. - Piłka była trudna do wybicia, nie mam pretensji do zawodnika - próbował pocieszać nieszczęśnika trener Rafael Benitez. Hiszpan był oczywiście rozczarowany, bo jego podopieczni mogli wcześniej zapewnić sobie bardziej okazałe prowadzenie. Na drodze zawsze (no prawie, bo tuż przed przerwą pokonał go Dirk Kuyt) stawał jednak rewelacyjny Petr Cech. - To najlepszy bramkarz świata - skomentował kapitan gości Frank Lampard. Przed rewanżem obie strony są przekonane, iż zdołają przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. - Mamy przed sobą 90 minut meczu, jeśli stworzymy tyle samo sytuacji co u siebie, to sobie poradzimy - powiedział Benitez. Hiszpan zapomniał jednak dodać, iż trzeba będzie je wykorzystać, a na Anfield Road gospodarzom nie szło. A trzeba pamiętać, że za kadencji Beniteza "The Reds" jeszcze nie zdobyli nawet bramki na stadionie Chelsea. - Ale w tej edycji Ligi Mistrzów strzelaliśmy w każdym meczu wyjazdowym - przypomniał Kuyt. Prowadzący londyńczyków Avram Grant jest jednak pewny swego. - Uzyskaliśmy świetny wynik - przyznał. Po wtorkowym starciu bliżej finału jest Chelsea, ale minimalnie. W rewanżu zdarzyć się może wszystko, może poza strzeleckim festiwalem. W siedmiu dotychczas rozegranych w LM meczach Liverpoolu z Chelsea padło bowiem zaledwie pięć goli. Pisk "Nasz Dziennik" 2008-04-24

Autor: wa