Pierwszy kryzys nowych władz
Treść
W gabinecie prezydenta Ukrainy odbyła się wczoraj narada w sprawie zażegnania kryzysu politycznego, jaki wstrząsnął obecnie tym krajem. Według ukraińskiej telewizji ICTV, rozmawiano nawet o ewentualnej dymisji rządu Julii Tymoszenko. Ze względu na kłopoty swej administracji Wiktor Juszczenko odwołał wizytę w Polsce.
Na wczorajszej naradzie omawiano sposoby zakończenia obecnego kryzysu spowodowanego dymisją sekretarza stanu Ołeksandra Zinczenki oraz jego oskarżeniami o korupcję, wysuwanymi wobec sekretarza Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Petra Poroszenki, a także wielu innych decydentów ukraińskich. Według nieoficjalnych informacji, rozważano nawet sprawę dymisji rządu Tymoszenko. Podobno warunkiem jego utrzymania jest zgoda premier na start w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych w koalicji z partią Juszczenki Sojuszem Narodowym Nasza Ukraina.
Kryzys rządowy był również tematem obrad parlamentu. Jego przewodniczący Wołodymyr Łytwyn oświadczył na otwarciu nowej sesji, że "to, co się dzieje na Ukrainie, można zdefiniować według formuły: wydaje się, iż wszystko odbywa się po nowemu, ale w większości wypadków wszystko dzieje się jak za Kuczmy". Wyraził on też obawę, że polityczna niestabilność i konflikty wstrząsające najwyższymi władzami, w połączeniu ze stagnacją gospodarczą, mogą doprowadzić do kolejnego zrywu społecznego.
Z powodu problemów wewnętrznych Wiktor Juszczenko odwołał piątkową wizytę w Polsce. Na forum ekonomicznym w Krynicy zastąpi go premier Julia Tymoszenko.
Komentując kryzys polityczny na Ukrainie, rosyjska gazeta "Kommiersant" napisała, że "wektor rozwoju tego kraju pozostanie 'pomarańczowy'". "'Pomarańczowi' ministrowie mogą się zmieniać, spory między nimi - również burzliwe - będą się nadal zdarzać, jednak takie determinujące strategię rozwoju cele, jak integracja Ukrainy ze strukturami euroatlantyckimi, jej wejście do WTO i zbudowanie liberalnej, czyli niesterowanej demokracji, pozostaną bez zmian" - twierdzi dziennik.
Eugeniusz Tuzow-Lubański, Kijów
"Nasz Dziennik" 2005-09-07
Autor: ab