Pierwsze plony za trzy lata
Treść
Żaden inny sektor produkcji rolnej nie poniósł na skutek powodzi takich start jak chmielarstwo. To wynik tego, że woda zalała prawie wszystkie plantacje chmielu w gminie Wilków na Lubelszczyźnie, a stamtąd pochodziła do tej pory prawie połowa produkcji. I nie wiadomo, czy Wilków odbuduje swoją pozycję, bo na odnowienie upraw potrzeba pieniędzy i minimum trzech lat.
W Wilkowie powódź zniszczyła ponad 350 gospodarstw chmielarskich. Oprócz sadzonek rolnicy stracili całą infrastrukturę, w tym suszarnie i magazyny do przechowywania tych roślin. Jan Madej, prezes Polskiego Związku Producentów Chmielu, podkreśla, że każdy plantator stracił po powodzi co najmniej kilkaset tysięcy złotych, i minie kilka lat, zanim możliwe będzie odnowienie produkcji. Wynika to po prostu ze specyfiki tej uprawy. Rolnicy muszą najpierw sporo zapłacić za sadzonki chmielu, ale nawet gdy znajdą się one już na polu, to dadzą plon dopiero po trzech latach. W tym czasie oczywiście trzeba prowadzić różne zabiegi pielęgnacyjne i agrotechniczne, co też kosztuje. Gospodarze muszą wyłożyć pieniądze, wiedząc, że mogą się one zwrócić dopiero po kilku latach. Nie można więc wykluczyć, że niektórzy rolnicy wycofają się z biznesu, tym bardziej że sytuacja na rynku nawet przed powodzią była katastrofalna.
Ten rok to trzeci z kolei sezon, kiedy plantatorzy mają kłopoty ze sprzedażą chmielu, a jego cena w ostatnim okresie wynosiła i tak ledwie 4 zł za kilogram szyszek. - Tymczasem koszt produkcji kilograma szyszek chmielowych wynosi nie mniej niż 12 złotych. A żeby mówić o opłacalności, to powinien on kosztować co najmniej 15 złotych - mówi Jan Madej. I w tym roku lepiej nie będzie, bo choć podaż chmielu na krajowym rynku znacznie spadnie, to jednak browary nie wykazują chęci kupowania miejscowego surowca, tłumacząc się długookresowymi umowami, które zawarły z importerami. Skoro bowiem w poprzednich latach browary prawie nic nie kupiły od polskich rolników, to widać, że sobie doskonale radzą. Niemniej jednak browarnicy zadeklarowali pomoc finansową dla rolników, którzy przystąpią do odbudowy swoich plantacji. To efekt tego, że od kilku miesięcy prowadzone są negocjacje między stronami w sprawie uregulowania rynku chmielu. Browary chcą zatem wykazać dobrą wolę, pomagając powodzianom. Na pewno jednak to wsparcie, którego skali jeszcze nie znamy, nie będzie na tyle duże, by w pełni rozwiązać problemy plantatorów.
Rolnicy czekają przede wszystkim na pomoc państwa, bo nawet jeśli ktoś miał ubezpieczone budynki i uprawy, to pieniądze z polisy nie wystarczą na całkowitą odbudowę gospodarstwa. Każda z poszkodowanych rodzin może teraz liczyć na zasiłki pomocy społecznej w wysokości 6 tys. zł i 100 tys. zł na odbudowę budynku mieszkalnego. Do tego dochodzą niewielkie zasiłki socjalne wypłacane osobno rodzinom rolniczym. Poza tym plantatorzy powinni otrzymać tzw. pomoc de minimis, która ma zrekompensować częściowo straty, które ponieśli oni w latach poprzednich, gdy nastąpiło zatrzymanie skupu chmielu. Taka dotacja może wynieść do 14 tys. zł do każdego hektara upraw chmielu, ale nie więcej niż równowartość 7,5 tys. euro na jedno gospodarstwo po odliczeniu pomocy, którą rolnik ewentualnie uzyskał w ciągu ostatnich trzech lat. To jednak wciąż za mało. Już na tym przykładzie najlepiej widać, że potrzebny jest wieloletni program rządowy, który przywróci zdolności produkcyjne gospodarstwom najbardziej dotkniętym wiosennymi powodziami. Rolnicy sami sobie nie poradzą. Tylko nieliczni mają tak duże zapasy pieniędzy, aby nie się martwić, z czego będą żyli, gdy trzeba przez kilka lat tylko dokładać do gospodarstwa. Zdecydowana większość gospodarzy bez pomocy państwa nigdy już nie wróci do uprawiania chmielu.
Krzysztof Losz
Nasz Dziennik 2010-07-07
Autor: jc