Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Pierwsza cegiełka wyjęta

Treść

Po wielomiesięcznej kampanii, przymiarkach i próbnych balonach rząd ogłosił przesunięcie części środków emerytalnych z OFE do ZUS. Cel operacji to redukcja długu publicznego, za który po części odpowiada niezbilansowany system emerytalny, a po części kryzys oraz sam rząd.
Przyjęte rozwiązanie jest niesłychanie dotkliwe dla OFE: z 7,3-procentowej składki emerytalnej, która od 11 lat trafiała co miesiąc do prywatnych funduszy, 5 proc. zostanie przekierowane do państwowego ZUS na indywidualne konta osobiste. Oczywiście oprócz tego ZUS, jak dotychczas, będzie pobierał 12,2-procentową składkę na pierwszy filar, tj. system repartycyjny, z którego wypłacane są bieżące świadczenia.
- Te 5 proc. składki formalnie nadal będzie w II filarze, ale ich operatorem będzie ZUS - zapewnił premier Donald Tusk. - System waloryzacji środków będzie odpowiadał mniej więcej temu, jakby składki te "pracowały" w OFE i były przez nie lokowane w obligacje - obiecał szef rządu. Zapewnił, że przyszłe emerytury nie będą mniejsze, przeciwnie - jest realna szansa na ich podwyższenie.
- Odpadną wysokie prowizje pobierane przez OFE od ubezpieczonych za zarządzanie kapitałem emerytalnym - przypomniała minister pracy Jolanta Fedak.
Symulacje przeprowadzane dla dotychczasowego systemu pokazują, że przechodząc na emeryturę, możemy liczyć na świadczenie z obu filarów rzędu 30 proc. ostatniego wynagrodzenia. Pierwsze emerytury z OFE wynoszą zaledwie kilkadziesiąt złotych.
Finanse złapią oddech?
- Zmiany te definitywnie oddalają ryzyko przekroczenia przez dług publiczny poziomu 55 proc. PKB - uważa minister Jacek Rostowski. Resort finansów szacuje, że w 2010 r. zadłużenie sektora publicznego sięgnęło 53-53,5 procent. W tym roku, dzięki przesunięciu składek do ZUS, będzie niższe o 0,8 punktu procentowego, zaś w roku 2012 - o 1 punkt procentowy.
- To dodatkowe 15 mld zł rocznie. O tyle zmniejszy się deficyt i dług publiczny - ocenił szef resortu finansów. Zapewnił, że w przyszłym roku dług ustabilizuje się na obecnym poziomie, a w kolejnych latach będzie spadał. Tymczasem według niezależnych ekonomistów, już teraz zadłużenie zbliża się do drugiego progu z ustawy o finansach publicznych, tj. 55 proc. PKB.
Przesuwając środki do ZUS, rząd pragnie uniknąć przekroczenia progu i przymusowych cięć wydatków budżetowych w roku wyborczym, także na społecznie wrażliwe dziedziny.
- Powierzchowne, księgowe zmiany odsuną tylko konieczność rzeczywistej naprawy finansów państwa - ostrzega opozycja.
- Deficyt będzie rósł dużo szybciej, tyle że pod dywanem - uważa prof. Krzysztof Rybiński, były zastępca Leszka Balcerowicza w NBP.
Zmiany w OFE nie będą miały, zdaniem Rostowskiego, negatywnego wpływu na krajowy rynek długu. - Będziemy emitowali mniej długu, co spowoduje lepszą relację między podażą a popytem - powiedział. Dodał, że obniżenie deficytu i długu finansów publicznych może spowodować umocnienie złotego. Po ogłoszeniu przez rząd kierunków reformy rynek długu uległ lekkiemu osłabieniu, a rentowności obligacji podskoczyły. Jednak zdaniem analityków, rzeczywiste trendy ujawnią się dopiero w pierwszych dniach nowego roku.
OFE bez przymusu
Zmiany spowodują, że OFE utracą 66 procent środków, które trafiały do nich co miesiąc w formie przymusowej składki, i związane z tym prowizje za zarządzanie. Pieniądze mają do nich wrócić w 2017 r., ale tylko częściowo - w ZUS na stałe pozostanie 3,8 proc. dotychczasowej składki do OFE. Na otarcie łez fundusze otrzymały obietnicę poluzowania rygorów inwestowania, aby więcej środków mogły inwestować w ryzykowne instrumenty, takie jak akcje. Na takie inwestowanie musiałby jednak wyrazić pisemną zgodę sam ubezpieczony. Rząd obiecał też funduszom, że zachęci ubezpieczonych, by skorzystali z dobrowolnego systemu ubezpieczenia emerytalnego. Dobrowolna składka emerytalna - na początek 2-procentowa, potem 3-, a w 2017 r. 4-procentowa - byłaby odpisywana od podstawy opodatkowania. Według ministra Michała Boniego, szefa doradców premiera, skorzystanie z dobrowolnych ubezpieczeń w połączeniu z agresywną formą inwestowania może zwiększyć stopę zastąpienia przy wypłacie emerytury nawet o 15 procent. W efekcie emerytura może wynieść ponad 40 proc. ostatniego wynagrodzenia, zamiast szacowanych dzisiaj 30 procent.
- OFE - o ile pozyskają dobrowolnych klientów - będą dysponowały w 2017 r. pulą pieniędzy zbliżoną do tej, jaką mają dziś - przewiduje premier Tusk. Dla funduszy słowa premiera to słaba pociecha: żeby zwabić klientelę, będą musiały ograniczyć własne prowizje i podnieść efektywność inwestowania, zwłaszcza że będą zmuszone konkurować z Towarzystwami Funduszy Inwestycyjnych (TFI).
Czego nie wiadomo?
System waloryzacji środków odebranych OFE pozostaje na razie nierozstrzygnięty, przesądzi o nim projekt ustawy. O ile premier zapewnia, że będą waloryzowane na poziomie oprocentowania obligacji skarbowych, to ministrowie Rostowski i Fedak mówią o waloryzacji proporcjonalnej do tempa wzrostu gospodarczego. Tę kwestię rozstrzygnie dopiero ustawa. Premier Donald Tusk liczy, że jeszcze w styczniu projekt trafi do Sejmu. Zmiany mają wejść w życie od 1 kwietnia 2011 roku.
System waloryzacji emerytur ZUS oparty jest na wskaźniku inflacji z poprzedniego roku oraz wskaźniku wzrostu płac w przedsiębiorstwach. W 2010 r. tak wyliczona waloryzacja sięgnęła 4,62 procent. Emerytury z II filara nie podlegają waloryzacji. Ich wysokość jest wprost proporcjonalna do zgromadzonego przez nas kapitału, ten zaś jest pomnażany w drodze inwestowania środków.
- Zasoby zgromadzone w ZUS miały do tej pory wyższą stopę zwrotu niż ulokowane w OFE - podkreśla Rostowski.
- Nie ma żadnych przesłanek, że wysoka waloryzacja emerytur utrzyma się w nadchodzących latach - odpowiada Izba Gospodarcza Towarzystw Emerytalnych. Fatalna sytuacja demograficzna Polski - malejąca liczba młodych, rosnąca liczba emerytów - po 2020 r. spowoduje spadek tempa wzrostu PKB do 1,5 proc., a w 2040 r. wręcz stagnację (tempo wzrostu 0,3 proc. PKB) - twierdzą firmy zarządzające OFE. Waloryzacja w systemie repartycyjnym od 2020 r. będzie, według IGTE, niska lub żadna.
Innego zdania jest minister Fedak, która przekonuje, że jeśli ta część składki, która pozostanie w ZUS, będzie inwestowana w naukę, infrastrukturę i rodzinę - wzrost gospodarczy będzie wyższy, a wraz z nim - nasze emerytury. Rząd podobno "rozważa podjęcie dyskusji o polityce prorodzinnej, która skieruje strumień pieniędzy do rodzin z dziećmi". - To jest najlepsza inwestycja w przyszłość - ocenia Jolanta Fedak.
Nierozstrzygnięta pozostaje kwestia dziedziczenia tej części składki emerytalnej, która zamiast do OFE trafi na subkonto w ZUS. Rząd zastanawia się nad wyborem pomiędzy dziedziczeniem bezpośrednim a zwiększeniem zakresu renty rodzinnej.
Nie wiadomo też, co rząd zamierza zrobić z przywilejami emerytalnymi, tj. emeryturami mundurowymi i systemem KRUS. Eksperci są zgodni, że jeśli reforma nie sięgnie głębiej - poziom emerytur ulegnie obniżeniu, a zadłużenie publiczne i tak będzie rosło, narażając państwo na krach.
Małgorzata Goss
Nasz Dziennik 2011-01-03

Autor: jc