Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Pierwiastek - czy będzie "yes, yes, yes"?

Treść

Pod znakiem walki polskich władz o otwarcie dyskusji w sprawie ważenia głosów w Radzie UE rozpoczyna się dziś szczyt Rady Europejskiej. - Polska jest gotowa poniechać sprzeciwu wobec nowego systemu głosowania w UE, jeśli uzyska zabezpieczenia dające jej silny głos w tym bloku - powiedział wczoraj premier Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla Agencji Reutera. Zaznaczył jednak, że w dalszym ciągu jesteśmy gotowi skorzystać z prawa weta, jeśli duże państwa będą próbowały zmusić nas do uległości.



Od pamiętnego unijnego szczytu w grudniu 2005 r., który zakończył się okrzykiem premiera Marcinkiewicza: "yes, yes, yes", mija półtora roku. Wówczas ustalano perspektywę finansową na lata 2007-2013. Dziś stawka jest znacznie wyższa i jest nią przyszłość ustroju UE. Czy nowy unijny traktat uczyni z Unii Europejskiej superpaństwo, czy też będzie ona wspólnotą suwerennych państw? We wczorajszym wywiadzie dla Agencji Reutera Jarosław Kaczyński tłumaczył, że nie jest w stanie powstrzymać procesu reformowania Unii, jeżeli większość jest tak zdeterminowana do jego przeprowadzenia. Zapowiedział, że Polska w dalszym ciągu jest gotowa skorzystać z prawa weta w przypadku forsowania przez unijne państwa systemu ważenia głosów w Radzie UE dyskryminującego nasz kraj. O rezygnację ze spełnienia tej groźby prosił wczoraj polskiego premiera szef litewskiego rządu Giedyminas Kirkilas. Zaś prezydent Litwy Valdas Adamkus dodał, że "decyzja o przyszłości traktatu konstytucyjnego powinna zapaść jak najszybciej". Premier Kaczyński poinformował, iż jesteśmy gotowi poniechać sprzeciwu wobec nowego systemu głosowania w UE, jeśli uzyskamy zabezpieczenia dające jej silny głos w tym bloku. Na razie jednak nic nie wiadomo o ewentualnych "zabezpieczeniach".

Czesi proponują kompromis


Jedyna propozycja wychodząca naprzeciw Polsce to zmodyfikowany system podwójnej większości, jaki zaproponował wczoraj wicepremier Czech ds. UE Alexandr Vondra. Propozycja niewiele odbiega od obecnej wersji: do podjęcia decyzji nadal potrzebne byłoby 55 proc. państw członkowskich, reprezentujących jednak 62, a nie 65 proc. ludności. Zablokować decyzję mogłoby 5, a nie 4 państwa. Zdaniem polskich polityków, niewątpliwie uzgodniona z Berlinem propozycja oznacza, że ze strony prezydencji niemieckiej jest szczera chęć szukania kompromisu.
Jednak postulat ten nie spełnia warunków, o których mówi Polska - sprawiedliwego podziału głosów, który uwzględniałby pozycję zarówno większych, jak i mniejszych państw. Nieco inne niż rząd stanowisko prezentuje prezydent Czech. W wywiadzie dla "Frankfurter Allgemeine Zeitung" Vaclav Klaus powiedział, że jest z zasady przeciwnikiem podejmowania decyzji na szczeblu międzynarodowym większością głosów. - Jestem zawsze za jednomyślnością we wszystkich poważnych sprawach - wyjaśnił Klaus.
Czeski premier Mirek Topolanek w wywiadzie dla agencji CTK zapewnił, że ich kraj nadal popiera polską propozycję, jednak nie jest to dla nich priorytet. - Ta propozycja jest lepsza dla takich krajów jak Czechy niż system proponowany w konstytucji. Jednak poparcie polskiej propozycji nie jest naszym narodowym priorytetem. Rząd koalicyjny nie dał mi mandatu do zablokowania porozumienia, jeśli propozycja Polski nie zostanie przyjęta - powiedział Topolanek.
Dość niejednoznaczne stanowisko w kwestii traktatu zajmuje Hiszpania. Sekretarz stanu ds. europejskich Alberto Navarro powiedział wczoraj dla socjalistycznego dziennika "El Pais", że "działania Warszawy i Londynu są nie do przyjęcia". W przypadku Polski chodzi o wysiłki w kierunku otwarcia debaty na temat systemu liczenia głosów. Jednocześnie jednak Navarro przyznał, iż "jeśli zostanie ona ponownie otwarta, stanowisko Hiszpanii będzie bardzo bliskie Polsce".

Berlin: Polska nie ustąpi


- Nie ma żadnego wyjścia naprzeciw ze strony Polski w minionych tygodniach - twierdzili wczoraj przedstawiciele niemieckiej prezydencji UE. To zupełnie inna interpretacja stanowiska Warszawy niż przedstawiały niemieckie media. Ich zdaniem, polski rząd jest gotowy na ustępstwa. Tak pisze wczorajszy "Frankfurter Algemeine Zeitung", który - powołując się na wypowiedzi naszego negocjatora Marka Cichockiego - twierdzi, że "Polska nie zamierza ani twardo obmurowywać swojej pozycji, ani też zdecydowanie odrzucać systemu podwójnej większości. Jesteśmy gotowi na bazie podwójnej większości prowadzić dalsze rozmowy" - zacytowała gazeta słowa Cichockiego.
Hamburski dziennik "Bild Zeitung" napisał, że gotowość do kompromisu sygnalizuje Jarosław Kaczyński. "W tym momencie chcemy jedynie, żeby dopuszczono dyskusję o systemie głosowania" - powiedział w wywiadzie dla gazety polski premier.
Media niemieckie podkreślają, że pojawienie się w Brukseli prezydenta Lecha Kaczyńskiego będzie dobrym znakiem, gdyż pamiętają zapowiedź naszych władz, iż premier przyjedzie jedynie złożyć swoje weto.
Losami szczytu w Brukseli zupełnie wydaje się nie przejmować magazyn "Der Spiegel". "To, czy szczyt UE zostanie zerwany lub nie, nie ma większego znaczenia - czytamy w hamburskim tygodniku - jedno jest pewne, w tym tygodniu zapadnie decyzja albo o konstytucji, albo o podziale Europy na dwie prędkości".
Na łamach tego samego tygodnika głos zabrał także matematyk Werner Kirsch. Stwierdził on, że system ten jest najbardziej sprawiedliwy z obecnie stosowanych, gdyż takie głosowanie w Radzie UE będzie zbliżone do teoretycznego wyniku społecznego referendum.
Kirsch podkreślił, że największym beneficjentem proponowanego przez Berlin systemu podwójnej większości będą Niemcy, a przegranymi Polska, Hiszpania i inne mniejsze kraje.

Preambuła bez Boga?


W cieniu sporu o system głosowania pozostają inne istotne zagadnienia, również takie, które nie znalazły się w tekście traktatu, choć zdaniem wielu powinny. Między innymi chodzi o kwestię invocatio Dei. Takiego zapisu w projekcje nie ma. Stosowny ustęp preambuły nadal brzmi: "Inspirowani kulturowym, religijnym i humanistycznym dziedzictwem Europy, z którego wynikają powszechne wartości, stanowiące niezbywalnie nienaruszalne prawa człowieka, jak również wolność, demokracja, równość oraz państwo prawne". Ponadto w mandacie nie ma żadnego odniesienia do zagadnienia solidarności energetycznej, o co od dawna zabiega Polska, a co obiecywały Niemcy i Bruksela. Brak tego zapisu został skrytykowany m.in. przez władze Litwy. Prezydent Valdas Adamkus uważa, że zapis o solidarności w dziedzinie energetyki "przyczyniłby się do wzmocnienia jedności państw Unii Europejskiej". Premier Kirkilas zapowiedział, że Litwa zaproponuje wniesienie zapisu o bezpieczeństwie energetycznym, jeśli tylko treść traktatu będzie korygowana.

Na szczycie jednak prezydent


Na wczorajszej konferencji prasowej szef polskiej dyplomacji Anna Fotyga poinformowała, że "w tej chwili jest niemal przesądzone na pewno", że to prezydent Lech Kaczyński pojedzie dzisiaj na szczyt brukselski. Minister wyraziła przekonanie, że prowadzone w Brukseli rozmowy i konsultacje zakończą się sukcesem. - Liczmy na możliwość przedyskutowania podczas zbliżającej się konferencji międzyrządowej systemu głosowania w Radzie UE - powiedziała Fotyga. Dodała, że strona polska liczy na to, że podczas szczytu uda się wypracować wiele jeszcze innych postanowień, m.in. dotyczących bezpieczeństwa energetycznego, które pozwolą na dalszą dyskusję.
Wczoraj uchwałę popierającą stanowisko polskiego rządu w sprawie systemu głosowania w UE przyjął Senat.

Krzysztof Jasiński
Waldemar Maszewski, Hamburg
ZB, "Nasz Dziennik" 2007-06-21




Autor: wa

Tagi: pierwiastek unia