Pieniądze nie są najważniejsze
Treść
- mówi Agnieszka Bibrzycka, trzecia Polka w WNBA
Już za kilka miesięcy zostanie Pani trzecią Polką w amerykańskiej zawodowej lidze WNBA. Jak doszło do podpisania kontraktu z San Antonio Silver Stars?
- Przyznam, że nad wyjazdem do USA zastanawiałam się już przed rokiem, wtedy jednak doszłam do wniosku, że jest jeszcze ciut za wcześnie. Teraz temat wrócił i zdecydowałam się już bez wahania. Dostałam kilka ciekawych propozycji, wybrałam ostatecznie tę z San Antonio.
Co o tym zadecydowało?
- Na pewno nie pieniądze. Najważniejsze było przede wszystkim to, czy będę miała szansę gry, pokazania się na parkiecie. W Silver Stars brakowało zawodniczki na moją pozycję, takiego typowego strzelca, często rzucającego za trzy punkty. San Antonio także najbardziej mną się interesowało. Fakt, że specjalnie do Gdyni przyjechał trener Dee Brown oraz menadżer Clarissa Davis-Wrightsel był wymowny.
Oczywiście mam świadomość, że nikt nigdy nie zagwarantuje mi z góry miejsca w podstawowym składzie. Liczę się z tym, że mogę usiąść na ławce rezerwowych, ale będę z całych sił walczyć, by potwierdzić swą przydatność do zespołu. Chciałabym pokazać się z jak najlepszej strony i spełnić oczekiwania.
W San Antonio gra także Małgorzata Dydek, Pani koleżanka z Lotosu i reprezentacji Polski - czy ten fakt miał wpływ na decyzję?
- Najmniejszy. Ale cieszę się z tego powodu, przecież będę miała blisko siebie dobrą koleżankę, która w każdej sytuacji mi pomoże i posłuży radą. Tym bardziej że w Stanach będę dopiero po raz pierwszy.
Jakie więc nadzieje wiąże Pani z grą w najlepszej lidze świata?
- Na razie naprawdę trudno mi powiedzieć. Wiem, że na początku Ameryki nie zawojuję, na to jest czas. Pierwsze miesiące będą najtrudniejsze, będę chciała jak najwięcej się nauczyć i jak najwięcej wynieść. Gra w WNBA to ogromne wyzwanie, i fizyczne, i psychiczne, ale wierzę, że sobie poradzę.
Wcześniej jednak, bo już w połowie kwietnia, gdyński Lotos - z Panią w składzie - walczyć będzie o wygranie Euroligi. Kiedyś stwierdziła Pani, że jeśli tylko wyjdziecie ze swojej grupy eliminacyjnej, to możecie w tych elitarnych rozgrywkach zwyciężyć...
- I nie zmieniam zdania. Nasza grupa była bowiem niezwykle mocna. Fakt, że w Final Four znalazły się wszystkie cztery zespoły z tej grupy nie wymaga komentarza. A z każdym z nich wygrałyśmy i także teraz mamy szansę. Cieszę się, że w półfinale zmierzymy się z Gambrinusem Brno, bo jest to przeciwnik do pokonania - już to udowodniłyśmy.
Znacie dobrze zespół z Brna, co może Pani o nim powiedzieć?
- Gambrinus ma bardzo wyrównany skład, z długą i dobrą ławką rezerwowych, gra poukładaną koszykówkę, ale wierzę, że więcej atutów będzie po naszej stronie. Jeśli tylko postawimy swoje warunki, jeśli nie zabraknie ogromnej woli walki i determinacji, powinno być dobrze. Bo wydaje mi się, że samymi umiejętnościami przewyższamy nasze rywalki. Oczywiście w meczach o najwyższą stawkę ogromną rolę odgrywa psychika, czasem poczynania paraliżuje presja, nerwy, ale do nich jesteśmy już przyzwyczajone.
Stać was na wygraną Euroligi?
- W Final Four zagrają cztery bardzo mocne zespoły. Każdy z nich liczy na zwycięstwo, każdy ma takie same szanse. Lecz ja wierzę mocno, że w najtrudniejszych i decydujących momentach każda z nas weźmie ciężar odpowiedzialności na siebie, że przezwycięży nerwy i zagra tak, jak potrafi. A wtedy powinno być dobrze. Bardzo dobrze.
Tego więc życzę i dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
Nasz dziennik 17-03-2004
Autor: DW