Piecha tłumaczy

Treść
Żaden z leków, które znalazły się na liście leków refundowanych, nie został tam wpisany w ostatniej chwili - zapewnia wiceminister zdrowia Bolesław Piecha. Tłumaczy, że pojawienie się leku na liście poprzedzone jest długotrwałą procedurą. Nowa szefowa resortu zdrowia Ewa Kopacz zapowiedziała wyjaśnienie okoliczności, w jakich na listę trafiła iwabradyna.
Z medialnych zarzutów o niejasnych okolicznościach, w jakich na liście leków refundowanych znalazła się iwabradyna, Bolesław Piecha (PiS) tłumaczył się wczoraj przewodniczącemu klubu Prawa i Sprawiedliwości Przemysławowi Gosiewskiemu.
Po południu Piecha spotkał się z minister zdrowia Ewą Kopacz. - Nie będę zdradzać szczegółów rozmowy, bo gdyby ta rozmowa była tylko po to, by zrobić z niej show, to zaprosilibyśmy państwa do tego gabinetu - mówiła Ewa Kopacz, dodając, że była to rozmowa "bardzo szczera i prywatna". Zapowiedziała, że teraz chce zweryfikować to, co powiedział jej wiceminister Piecha, a efektem wyjaśnienia sprawy ma być "podpisanie przez Piechę erraty do listy leków refundowanych", czyli poprawienie "technicznych błędów i literówek".
- Cieszę się, że pani minister raczyła wysłuchać tego, co mam do powiedzenia. Wiele sobie wyjaśniliśmy - mówił wiceminister zdrowia Bolesław Piecha. Wcześniej po spotkaniu z Przemysławem Gosiewskim wyjaśniał, że nie było żadnych nadużyć przy tworzeniu listy leków refundowanych.
- Nikt z Ministerstwa Zdrowia, nikt z ministrów nie dopisał żadnego leku na listę leków refundowanych w ostatniej chwili - zapewniał Bolesław Piecha. Jak wyjaśniał, na liście znalazło się około 300 nowych leków i w każdym przypadku umieszczenie tam medykamentu wiąże się z długą procedurą połączoną z przeprowadzeniem konsultacji. Jak dodał, iwabradyna, która wzbudziła tyle kontrowersji, na liście była już wcześniej, lecz do ostatniej chwili zastanawiano się, czy ją na niej zostawić. Swoje zastrzeżenia do tego specyfiku wniosło bowiem Polskie Towarzystwo Farmaceutyczne. Postanowienie, że lek będzie refundowany, zapadło - jak wyjaśniał Piecha - po ostatnich ekspertyzach, które wpłynęły do resortu zdrowia.
Lek ten wykorzystywany jest w kardiologii, a nie stosowany na nadciśnienie, jak podawały media. Poinformował również, iż jest refundowany m.in. w Czechach, na Słowacji, Litwie, Łotwie, w Estonii, Niemczech, Portugalii czy Francji. Zdaniem wiceministra, specyfik ten skierowany jest do dość wąskiej grupy. Dla pacjenta i tak pozostanie stosunkowo drogi. Kosztuje bowiem 200 zł, a po refundacji - 70 złotych.
W poniedziałek "Dziennik" napisał, że iwabradyna znalazła się na liście leków refundowanych w kilka godzin po wizycie, jaką wiceministrowi złożyli przedstawiciele koncernu farmaceutycznego Servier. TVN wyemitowała natomiast wypowiedź Piechy o tym, że nie spotykał się z przedstawicielem firmy Servier poza Ministerstwem Zdrowia. Miał być jednak widziany w towarzystwie reprezentanta tej firmy w restauracji.
Piecha tłumaczył, że rzeczywiście do spotkania doszło, lecz miało ono zupełnie inny charakter niż dyskusja o refundacji leków. Miało w nim uczestniczyć szerokie grono znanych osób. Jak dodał, nie jest w stanie weryfikować składu osobowego przyjęć i rautów, na które dostaje zaproszenia.
Przygotowaną przez resort zdrowia listę leków refundowanych minister finansów Zyta Gilowska podpisała tuż przed końcem kadencji. Nowa szefowa Ministerstwa Zdrowia Ewa Kopacz tłumaczyła, że listy nie zmieni, gdyż jest na to przede wszystkim zbyt mało czasu. Jednakże przyjrzy się, w jaki sposób niektóre leki na liście się znalazły. Sam Piecha chwali przygotowaną w resorcie listę. - Uważam, że ta lista jest dużym sukcesem przy naszych skromnych środkach - mówił. Jak wyjaśniał, stanowi ona otwarcie na leki w Polsce i nie jest to "w interesie koncernów farmaceutycznych, a w interesie pacjentów".
Artur Kowalski
"Nasz Dziennik" 2007-11-21
Autor: wa