Pęka jedność irlandzkich euroentuzjastów?
Treść
Premier Irlandii Brian Cowen wraz z przywódcami opozycji Endą Kenny z Fine Gael oraz Eamonem Gilmorem z Partii Pracy namawiał Irlandczyków do zagłosowania za ratyfikacją nowej unijnej konstytucji. Oświadczył, że kwestia przyjęcia traktatu jest ponad partyjnymi podziałami. Tymczasem okazuje się, iż deklarowana jedność polityczna, aby głosować "za", ma poważne pęknięcia w swojej strukturze.
Eurosceptycy oskarżyli premiera Irlandii o zastraszanie obywateli biorących udział w głosowaniu powszechnym nad traktatem reformującym. Mimo tego Cowen nie wycofał się z wygłaszanych gróźb, że odrzucenie traktatu reformującego zaowocuje utratą wpływu przez Irlandię i spadkiem jej znaczenia w Unii Europejskiej. Stwierdził ponadto, iż wynik głosowania na "nie" sprowadzi kraj "w dół nową i niepewną drogą". Podkreślał, że "postęp w Irlandii nie byłby możliwy, gdybyśmy nie byli pozytywnymi członkami Wspólnoty". - Argument, że odrzucenie traktatu obniży rangę Irlandii, jest naciągany. Z jednej strony, na pewno na Irlandię będzie wywierany nacisk, będzie krytykowana itd. Natomiast z drugiej strony, taki kraj, który stawia na swoim, pokazuje, że trzeba się z nim liczyć, więc to działa w dwie strony - stwierdził w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" eurodeputowany prof. dr hab. Wojciech Roszkowski (PiS).
Obawy mogą okazać się uzasadnione
Przeciwnicy traktatu obawiają się, że uniemożliwi on Irlandii podejmowanie decyzji w sprawach własnych stawek podatków i polityki socjalnej. Sprzeciw wzbudza także koncepcja stworzenia "europejskiej armii", która pogwałciłaby przyjętą przez Irlandię zasadę neutralności. Eurosceptycy zarzucają rządowi nieuczciwość i prowadzenie zdradzieckiej polityki względem własnego narodu. Podkreślają, że jeżeli społeczeństwo Irlandii pozwoli przekonać się do traktatu, stanie się ofiarą nieuczciwego porozumienia między własnym rządem i siłami zewnętrznymi, a tego zapewne szybko nie zapomni. Ich zdaniem, rząd dopuszcza się kłamstw w kluczowych dla narodowego interesu kwestiach.
- To jest prawo opozycji, zarzucać rządowi zdradę, ale wydaje mi się, że sprawa traktatu ma dwa oblicza: są jakieś zyski i jakieś straty. Te ugrupowania, które zgodziły się na traktat, przyjmują, że więcej przemawia "za", zarówno jeśli chodzi o udział tego kraju w Unii Europejskiej, jak i argument: co by było, gdyby dokumentu nie przyjąć - stwierdził prof. Wojciech Roszkowski. Uważa on, iż jest to jedynie mocna polityczna retoryka. - Rząd chyba przeanalizował "za" i "przeciw" i przyjął, że bardziej się Irlandii będzie opłacało opowiedzieć za traktatem. Natomiast podnoszone przez opozycję argumenty przeciwko ratyfikacji rzeczywiście są racjonalne i w związku z tym warto ich wysłuchać, ale mówienie wprost o zdradzie jest tylko językiem politycznym - ocenił.
Rząd obawia się wyniku
Rząd Irlandii obawia się, że ostatnie rozmowy ze Światową Organizacją Handlu (WTO), które już i tak dostatecznie rozwścieczyły rolników, mogą przyczynić się do tego, iż głosujący zdecydują się sprzeciwić ratyfikacji nowej unijnej konstytucji. Można ponadto odnieść wrażenie, że w kreowanej dotychczas jednomyślności politycznej zaczynają pojawiać się rysy. Okazuje się bowiem, iż w Partii Pracy, wbrew temu, co twierdził jej lider Eamon Gilmore, zdecydowana większość opowiada się przeciwko ratyfikacji. Gilmore nie zamierza jednak zrezygnować z agitowania za głosowaniem na "tak". - Przewodzić partią to być jej przodownikiem. Wierzymy, że ten traktat jest dobry dla Irlandii, dobry dla ludzi pracujących. To nie jest pierwszy raz, kiedy angażujemy się w kampanię referendalną, w której część naszego zaplecza politycznego opiera się temu, co głosimy - stwierdził. - Lecz jest czas, kiedy człowiek musi stać się dla innych uczciwym przywódcą. Uczciwość to mówienie prawdy, a my mówimy prawdę - perorował Gilmore. Przekonywał, iż traktat lizboński wzmocni neutralność Irlandii i jej prawo do prowadzenia niezależnej polityki. - Wierzę, że warunki wprowadzane przez traktat lizboński nie tylko nie stanowią zagrożenia dla irlandzkiej neutralności, lecz w rzeczywistości umożliwią Irlandii odgrywanie większej roli w światowej polityce - stwierdził.
Widać wyraźnie, że zwolennikom eurokonstytucji powoli wyczerpują się argumenty, skoro posuwają się do stwierdzenia, iż przekazanie znacznej części kompetencji rządu unijnym instytucjom umożliwi prowadzenie przez Irlandię niezależnej polityki.
Tymczasem do referendum w sprawie traktatu lizbońskiego przystąpili wczoraj mieszkańcy trzech odległych irlandzkich wysepek u wybrzeży hrabstwa Donegal - Arranmore, Gola i Inishfree. Wcześniejsze głosowanie odbędzie się w sumie na pięciu wyspach. Pozostała część kraju przystąpi do referendum we czwartek.
Anna Wiejak
"Nasz Dziennik" 2008-06-10
Autor: wa