Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Pasjonat organów z Pomorza Środkowego

Treść

Ze znakomitym organistą Bogdanem Narlochem rozmawia ks. Arkadiusz Jędrasik Jest Pan wirtuozem organów i pedagogiem. Kiedy odnalazł Pan w sobie zamiłowanie do muzyki i do instrumentu, jakim są organy? - Muzyka w moim życiu znalazła miejsce trochę przypadkiem. W naszej rodzinie nie było szczególnych muzycznych tradycji, z wyjątkiem mojego ojca, który grywał amatorsko. Dość nieoczekiwany bieg wydarzeń doprowadził do tego, że w wieku 12 lat - więc trochę późno, rozpocząłem naukę gry na fortepianie w Szkole Muzycznej w Chełmnie nad Wisłą. Tam też po raz pierwszy w pięknych wnętrzach kościołów zetknąłem się ze światem organów i muzyki organowej, jak się później okazało - na całe życie. W Pana życiorysie jest też wzmianka - znawca budowy organów... - Budowę organów poznałem, pracując w wakacje w znanej w Polsce firmie organmistrzowskiej Józefa Mollina w miejscowości Odry. Dzięki tej praktyce posiadłem bardzo przydatną w działalności organisty i organizatora koncertów organowych wiedzę z zakresu budowy i funkcjonowania organów, która wiele razy mi się przydała. Przykładem może być moja przygoda podczas recitalu w Niemczech, kiedy po zagraniu kilku taktów "zawiesił" się dźwięk w głosach pedałowych. Wtedy, wobec bezradności tamtejszego organisty, sam zabrałem się za naprawę, aby po kilkunastu minutach i otrzymaniu braw, szczęśliwie dokończyć recital. Dzięki Pana zabiegom udało się uratować organy katedralne w Koszalinie... - Organy katedralne udało się uratować dzięki wielu ludziom i środowiskom koszalińskim. Proces "zjadania" drewnianych części organów katedralnych przez insekty i wynikające stąd ciągłe problemy z ich użytkowaniem sprawiły, że na początku lat 90. założyliśmy Towarzystwo Pomocy Organom Katedry w Koszalinie. Celem, który udało się nam w ciąg kilku lat osiągnąć, było przeprowadzenie dezynsekcji i remontu instrumentu oraz empory chórowej. Zabiegi te z pewnością instrument uratowały. Jest Pan dyrektorem Festiwalu Organowego w Koszalinie. Jak Pan kształtuje jego program, repertuar, wykonawców? - Koszaliński Festiwal Organowy jest jednym z najstarszych w Polsce. W zeszłym roku mieliśmy jego 41. wydanie. Ten fakt zobowiązuje mnie do starań o jego wysoki poziom artystyczny oraz atrakcyjność programową. Tradycją naszych wszystkich koncertów jest łączenie muzyki organowej z twórczością kantatowo-oratoryjną, chóralną, kameralną i solistyczną. W ostatnich latach swój duży udział w koncertach festiwalowych ma Orkiestra Filharmonii Koszalińskiej. Wszystko to sprawia, że mogę planować koncerty, które są bardzo urozmaicone. Nie tak dawno ukazała się Pana debiutancka płyta. Jaka była geneza jej powstania? - Ma to związek z moimi zainteresowaniami historią Pomorza. Kiedy uzyskiwałem coraz więcej informacji o historii muzyki naszego regionu, stwierdziłem, że wiedza dotycząca tej tematyki - zwłaszcza okresu przed 1945 r. - jest niewielka. Dość zaskakującym odkryciem było poznanie utworów organowych skomponowanych przez takich kompozytorów, jak: Teofil Andreas Volckmar, Wilhelm Rudnick czy Carl Adolf Lorenz. Okazało się, że jest to twórczość bardzo cenna, tak pod względem warsztatu kompozytorskiego, jak też wartości artystycznych. Moim pragnieniem było również fonograficzne udokumentowanie części dorobku współczesnych kompozytorów związanych z naszym regionem. Dlaczego akurat te trzy instrumenty zostały użyte do nagrania? - Dlatego że od wielu lat odbywają się na nich koncerty festiwalowe, ponadto reprezentują one odmienne typy brzmieniowe. W Koszalinie mamy przebudowane 50-głosowe organy firmy Schlag&Söhne o cechach neobarokowych, w Białogardzie największy (41 głosów) zachowany instrument o trakturze pneumatycznej Barnima Grüneberga reprezentujący typ niemieckich organów romantycznych i w Darłowie kameralne 9-głosowe organy Johanna Friedricha Schulze z 1860 roku. Dzięki temu zaprezentowany na płycie repertuar udało się - moim zdaniem - dość dobrze stylistycznie wykonać. Skąd się wziął pomysł na transkrypcję organową Introitusa z "Missa festiva" Kazimierza Rozbickiego? - Pomysł wyszedł od samego kompozytora. Moim marzeniem było, aby Kazimierz Rozbicki napisał utwór na organy solo. Z taką prośbą zwróciłem się do niego, informując o moich planach związanych z projektem nagrania. Moja nadzieja była uzasadniona faktem, że kompozytor ma w swoim dorobku uznane dzieła, a ponadto ma dużą wiedzę o fakturze organowej, co nie jest wcale tak częste u kompozytorów piszących na ten instrument. Jednak termin okazał się zbyt krótki, tak więc mamy transkrypcję organową utworu już istniejącego. Jakie są Pana najbliższe plany? Może kolejna płyta? - Zaczynam pracę nad nowym repertuarem, który zaplanowałem na sezon przyszłoroczny. Powinienem też rozpocząć pisanie książki na temat historii organów i muzyki organowej środkowej części Pomorza. Kolejna płyta, tym razem z repertuarem składającym się z utworów bardziej znanych - chyba w najbliższym czasie nie powstanie. Marzenia? - Moim wielkim marzeniem jest przywrócenie pierwotnego kształtu organom katedry koszalińskiej z czasu ich powstania (1899). Wiąże się to z powrotem do ich pierwotnej romantycznej dyspozycji, traktury pneumatycznej, oraz uruchomienia oryginalnego stołu gry. Chciałbym też przyczynić się do uratowania kilku chylących się ku ruinie zabytkowych instrumentów w okolicach Koszalina. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-02-18

Autor: wa