Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Paryż polityki nie zmieni

Treść

Śmierć Omara Bongo, dyktatora Gabonu, wywołuje dyskusję we Francji dotyczącą jej polityki w stosunku do byłych kolonii afrykańskich. Stawia się pytania o sens popierania dyktatorskich rządów za cenę ochrony francuskich interesów na Czarnym Lądzie. Raz po raz bowiem na jaw wychodzą niejasne transakcje finansowe rządu w Paryżu z władzami państw afrykańskich, jak również podejrzane interesy, które robią w Afryce francuscy politycy i przedsiębiorcy.

Były prezydent Francji Valéry Giscard d'Estaing przerwał milczenie, stwierdzając, że prezydent Gabonu finansował w 1981 r. kampanię wyborczą Jacques'a Chiraca, który konkurował z nim wtedy w wyborach. Ale jednocześnie d'Estaing jakby zapomniał o interesach, które robiono za jego rządów, czy choćby o aferze z diamentami, które otrzymał od dyktatora Republiki Środkowej Afryki - cesarza Bokassy. Biuro Chiraca wydało komunikat, że oskarżenia byłego prezydenta są nieprawdziwe. Charles Pasgua, były minister spraw wewnętrznych, który został uniewinniony przez sąd w aferze dotyczącej nieuczciwych operacji koncernu Elf w Gabonie, uważa, że mówienie o "tajnym finansowaniu jest fantazją". Przyznał jednak, że Omar Bongo miał przyjaciół zarówno na prawicy, jak i lewicy. Pewnie właśnie dlatego francuscy politycy wypowiadają tylko pochwały na temat zmarłego dyktatora.
W czasie swoich 41 lat rządów Omar Bongo poznał wszystkich prezydentów francuskiej V Republiki. - On sam był agentem wywiadu francuskiego umieszczonym przez Francję u władzy i kontynuował swoją funkcję agenta - twierdzi Comi Toulabor, dyrektor badań w Centrum Studiów Czarnej Afryki w Bordeaux. Uważa on, że oskarżenia Valérego d'Estainga "nie są czymś zaskakującym".
Mimo deklaracji Nicolasa Sarkozy'ego o konieczności odejścia od dotychczasowej polityki afrykańskiej Omar Bongo został przez niego przyjęty w Pałacu Elizejskim po trzech tygodniach od wyboru na prezydenta Gabonu. Nicolas Sarkozy będzie uczestniczyć w czwartkowych uroczystościach pogrzebowych, bo jak stwierdza Pałac Elizejski: "trudno byłoby nie pojechać, bo będą na nich wszyscy szefowie krajów afrykańskich".
Czy śmierć Omara Bongo oznacza zmianę francuskiej polityki w Afryce? Zdaniem Comi Toulabora, jest to mało prawdopodobne. Zwłaszcza że Francja toleruje działania przyjaznych sobie przywódców, jak choćby w Nigrze, gdzie bez protestów Paryż przyjął decyzję prezydenta Mamadou Tandja, który ogłosił zmianę konstytucji, by utrzymać się u władzy. Nic w tym dziwnego, bo w Nigrze francuska firma Areva ma monopol na wydobywanie uranu, niezbędnego dla francuskich elektrowni nuklearnych.
Franciszek L. Ćwik
"Nasz Dziennik" 2009-06-13

Autor: wa