Paryż chce więcej aborcji
Treść
Merostwo Paryża kierowane przez socjalistę i homoseksualistę Bertranda DelanoĎ chce zwiększyć ilość aborcji poprzez "demokratyzację" dostępu do chemicznego sposobu jej przeprowadzania. Od września pięć ośrodków planowania rodziny zaproponuje kobietom bezpłatne pigułki. W opinii Fatimy Lalem, zastępcy mera ds. równości między mężczyznami i kobietami, jest to prawdziwy postęp, ponieważ "w społeczeństwie, w którym dostęp do aborcji jest wciąż problematyczny, kobiety będą mogły wybierać między chirurgicznym zabiegiem lub połykaniem w domu aborcyjnych pigułek".
W regionie paryskim na zabicie nienarodzonego dziecka czeka się w szpitalu około 10 dni, podczas gdy Najwyższy Urząd ds. Zdrowia (HAS) przewiduje skrócenie tego okresu do 5 dni. Fatima Lalem użala się, że dłuższe oczekiwanie nie wynika jedynie z tego, że Paryż i okolice zamieszkuje kilkanaście milionów ludzi. Jej zdaniem, jest to skutek systematycznego zmniejszania się zainteresowania przeprowadzaniem aborcji przez lekarzy. - Aktywiści proaborcyjni przechodzą na emerytury, a aborcja coraz mniej interesuje nowych lekarzy - twierdzi Fatima Lalem. Dlatego w 2008 r. uchwalono ustawę zezwalającą na praktykowanie aborcji w centrach planowania urodzin i ośrodkach zdrowia. Merostwo w Paryżu, nie czekając na dekrety wykonawcze, postanowiło przeszkolić swoich pracowników, którzy zajmowaliby się "pomocą dla kobiet chcących dokonać aborcji". W opinii mera Bartranda DelanoĎ, "jest to walka na rzecz wolnego wyboru i emancypacji kobiet". Dlatego chce, by ta metoda zabijania poczętych dzieci była praktykowana we wszystkich 23 paryskich ośrodkach planowania urodzeń. Fatima Lalem przekonuje nawet, że chemiczna aborcja jest "przyjemniejsza dla kobiet" od chirurgicznej. Nie wspomina przy tym jednak ani słowem o potencjalnych zagrożeniach dla zdrowia i życia kobiet. Z mniejszym entuzjazmem do tej "rewolucyjnej" metody odnosi się paryski ginekolog dr Michel Leporier, który twierdzi, że chemiczne usuwanie ciąży nie jest czymś banalnym, i jeżeli już do niego dochodzi, to powinno się odbywać pod kontrolą lekarza.
Ponadto mer Paryża chce w ten sposób walczyć z nowym zjawiskiem w publicznej ochronie zdrowia, jakim jest rezygnowanie z przeprowadzania aborcji przez państwowe szpitale. Placówki te twierdzą, że jest to dla nich nieopłacalne... finansowo. Chemiczna aborcja - mówi DelanoĎ - jest zaś tańsza od chirurgicznej.
Merostwo Paryża szczerze przyznaje, że celem jego "polityki nie jest zmniejszenie ilości zabijania nienarodzonych dzieci, tylko stworzenie kobietom wyboru między pigułką a narzędziem chirurgicznym, pozostanie u siebie lub pobyt w szpitalu", a wszystko podobno po to, by "czuły się wolne i bezpieczne". W stolicy Francji dokonuje się co roku prawie 14 tys. zabójstw dzieci poczętych.
- Mer Paryża stoi za ustawą zezwalającą położnym na rozdawanie młodym kobietom pigułek poronnych - powiedział "Naszemu Dziennikowi" przewodniczący Katolickiego Stowarzyszenia Lekarzy i Pielęgniarek dr Jean-Pierre DickÝs. - Na razie ze względów formalnych została ona zawieszona przez Radę Konstytucyjną, ale po niezbędnych poprawkach na pewno zostanie uchwalona. Co więcej, chciał, by wszyscy lekarze mogli takie pigułki przepisywać i brać odpowiedzialność za ich konsekwencje. Na to też nie zgodziła się Rada Konstytucyjna - twierdzi Jean-Pierre DickÝs.
Jego zdaniem, rozszerzanie stosowania chemicznego przerywania ciąży stwarza nie tylko groźbę wzrostu aborcji, ale też poważnych konsekwencji dla zdrowia kobiet, które pozostawione same sobie ryzykują życiem, gdy dojdzie do krwotoków i powikłań. Problem w tym, że zwolennicy aborcji są ideologami. Dlatego uważają, iż trzeba robić wszystko, by ją upowszechniać, nie bacząc na konsekwencje. - Zachowują się jak faszyści i komuniści, którzy w imię obłędnej ideologii wymordowali miliony ludzi - alarmuje Jean-Pierre DickÝs.
Franciszek L. Ćwik
"Nasz Dziennik" 2009-08-31
Autor: wa