Panowie szykują dziadostwo dla Podlasia
Treść
Krajowa Spółka Cukrowa nie ma zamiaru zmienić swoich planów likwidacji rejonu plantacyjnego Cukrowni Łapy - takie stanowisko przekazali jej przedstawiciele podczas wczorajszego spotkania Wojewódzkiej Rady Dialogu Społecznego przy wojewodzie podlaskim w Białymstoku. Obstawanie przy zamiarze likwidacji obszaru plantacyjnego buraka cukrowego w północno-wschodniej Polsce, a co za tym idzie - zaprzestania produkcji cukru w Cukrowni Łapy, członkowie zarządu Krajowej Spółki Cukrowej motywowali m.in. wielką konkurencją na światowym rynku cukru. Mówili nawet otwarcie, że likwidując uprawy buraka w tej części Polski, ratują inne cukrownie. Krzysztof Kowa, prezes KSC, stwierdził, że w Łapach mogłoby się jedynie odbywać magazynowanie i paczkowanie, a nie produkcja cukru. Prezes Kowa nie odpowiedział jednoznacznie na pytania dotyczące powodów wyboru do likwidacji właśnie łapskiego rejonu i cukrowni, skoro jest to jeden z najlepszych zakładów w kraju, w którego modernizację wpompowano w ciągu ostatnich dwóch lat ze środków publicznych 23 mln złotych. Członkowie Komisji Dialogu Społecznego pytali również przedstawicieli zarządu KSC, czy ze względów społecznych (źródło dochodów straci kilka tysięcy osób) jest możliwa zmiana planów likwidacji łapskiego obszaru plantacyjnego. Ci zdecydowanie odrzucili taką możliwość. - Nie ukrywam, że dla nas najważniejszy jest tu czynnik ekonomiczny - powiedział Krzysztof Kowa. - Ci panowie szykują dziadostwo dla Podlasia, nie potrafią swojej decyzji uzasadnić, i do tego jeszcze cieszą się z tego. Moim zdaniem, powinni być szybko odwołani z zarządu spółki - odniósł się do wystąpienia członków zarządu KSC Ryszard Łapiński, związkowiec z cukrowni Łapy. Jego zdaniem, decyzja w sprawie dalszych losów rejonu i cukrowni jest obecnie w rękach urzędników Agencji Rynku Rolnego, która albo przyjmie wniosek zarządu Krajowej Spółki Cukrowej sugerujący likwidację upraw na Podlasiu, i prześle go do zatwierdzenia do Brukseli, albo też go odrzuci, co może uratować cukrownię. Adam Białous, Białystok "Nasz Dziennik" 2008-01-30
Autor: wa