Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Paniczna inwigilacja

Treść

Brytyjscy urzędnicy imigracyjni sprawdzają rejestry tysięcy uchodźców ze wschodniej Afryki, poszukując śladu prowadzącego do terrorystów, którzy w miniony czwartek pozostawili ładunki wybuchowe w londyńskim metrze i autobusie. W obawie przed zamachami intensywną inwigilację środowisk muzułmańskich prowadzą także francuskie służby bezpieczeństwa.

Według brytyjskiej prasy, dwaj zamachowcy, których nazwiska ujawniono w poniedziałek, pochodzą z Somalii i Erytrei. Policja przypuszcza, że obecnie poszukiwani mieszkali w Wielkiej Brytanii od co najmniej kilku lat, mają tu rodziny i powiązani są ze społecznościami Somalijczyków, Kenijczyków i Etiopczyków żyjących w Londynie. Dziennik "The Times" napisał wczoraj, że służby wywiadowcze wielu państw informowały w ostatnich latach o powstających w Somalii i Etiopii, a także w Kenii, nowych obozach szkolących islamskich ekstremistów. "FBI określiła wschodnią Afrykę jako najsłabszy punkt w wojnie z terroryzmem" - napisał dziennik.
Brytyjska policja i kontrwywiad starają się znaleźć powiązania między domniemaną grupą wschodnioafrykańskich terrorystów, działającą w Londynie, a grupą zamachowców-samobójców, sprawców zamachów z 7 lipca, którzy pochodzą z Pakistanu i Jamajki. Brytyjczycy mogą w tych działaniach liczyć na coraz większe poparcie innych państw, zaniepokojonych groźbą ataków terrorystycznych u siebie.
Współpracę z Wielką Brytanią zacieśnia sąsiednia Francja. Mimo zgrzytów w stosunkach pomiędzy Paryżem i Londynem na skutek różnic dotyczących unijnego budżetu, a spotęgowanych decyzją przyznania Londynowi a nie Paryżowi prawa organizowania Igrzysk Olimpijskich w 2012 r., przebywający z wizytą w Wielkiej Brytanii francuski minister spraw zagranicznych Dominique de Villepin zaoferował Anglikom szeroką współpracę w zwalczaniu terroryzmu. Obie strony zdecydowały się wymienić listy osób podejrzanych "o nakłanianie lub podżeganie do ekstremistycznych czynów", wszelkiej o nich informacji, w tym danych telefonicznych. Dominique de Villepin zaproponował też wydłużenie okresu przechowywania danych osobowych.
Londyn i Paryż wymienią także doświadczenia w zabezpieczaniu "najbardziej newralgicznych miejsc", takich jak np. transport kolejowy i metro. Planuje się wspólną walkę przeciw "radykalizacji, zwłaszcza młodych muzułmanów".
Francja już podjęła liczne kroki prewencyjne, w tym wzmożoną inwigilację muzułmańskich imamów. Jest to praktyczna realizacja polityki, którą zarysowała po zamachach w Londynie francuska minister obrony Michele Alliot-Marie. Oświadczyła ona wówczas, że "ci wszyscy, którzy mają intencje niekorespondujące z zasadami naszego kraju, wartościami republikańskimi i respektowaniem demokracji, powinni być wydaleni z naszego terytorium".
W tym samym tonie wypowiedział się tydzień temu w wywiadzie dla dziennika "Liberation" minister spraw wewnętrznych Nicolas Sarkozy, zapowiadając "zerową tolerancję" w stosunku do radykalnych imamów. Zapowiedział też akcję pozbawiania francuskiego obywatelstwa imamów, "którzy będą opowiadać się za agresją i integryzmem". Z danych MSW wynika, że aktualnie dziesięciu imamów znajduje się pod ścisłą kontrolą policji. Służby bezpieczeństwa obserwują także dziesiątki muzułmańskich meczetów, w których zbierają się osoby sprzyjające integrystycznej wykładni islamu.
Już od kilku lat nad Sekwaną dochodzi do wydalania imamów i osób nawołujących do walki w imię islamu. Od września 2002 r. Francję musiało opuścić czterdzieści osób, w tym dziesięciu radykalnych imamów. W bieżącym roku wydalono już jedenastu ludzi. W miniony poniedziałek wydalono z Francji Abdelhamida Aissaoui, 41-letniego, algierskiego imama, podejrzanego o współudział w zamachu z 1995 r. w Chasse-sur-Rhěne. Wszystko wskazuje na to, że procedury wydaleń będą stosowane coraz częściej. Niepokoi to w bardzo poważny sposób wspólnoty muzułmańskie i opiekujących się nimi imamów, twierdzących, że ich zadaniem nie jest segregowanie ludzi, przychodzących do meczetów, które są otwartymi miejscami modlitwy.
Franciszek L. Ćwik, Caen

"Nasz Dziennik" 2005-07-27

Autor: ab