Pakt zawodzi, niech rozstrzygną wybory
Treść
Jarosław Kaczyński twierdzi, że pakt stabilizacyjny zawodzi i czas na nowe wybory. Wniosku o samorozwiązanie Sejmu jeszcze nie ma, ale to kwestia dni. Ma zostać złożony na rozpoczynającym się pojutrze posiedzeniu Sejmu. Roman Giertych mówi, że będzie to złamanie umowy zawartej z LPR i Samoobroną przez Prawo i Sprawiedliwość. Tak jak i Andrzej Lepper jest zdania, że przyspieszone wybory mogą się odbyć najwcześniej na jesieni. PSL ma podobne zdanie. SLD nie mówi "nie. A Platforma Obywatelska? Wczoraj na konferencji prasowej w Sopocie Donald Tusk zapowiedział, że PO nie poprze wniosku o samorozwiązanie parlamentu. Jeśli wniosek nie przejdzie, PiS zapowiada opracowanie wariantu na cztery lata, co oznacza stworzenie większościowej koalicji rządowej.
Ewentualny wniosek o samorozwiązanie Sejmu to twardy orzech do zgryzienia dla parlamentarnych koalicjantów Prawa i Sprawiedliwości: LPR i Samoobrony. Ich znaczenie osłabło z chwilą zawarcia paktu stabilizacyjnego. Brak w tym układzie sił PSL niemal zupełnie pogrążył tę partię. Trudno w przypadku ludowców liczyć na cud w postaci przekroczenia progu wyborczego, skoro ledwo co przeszli go w poprzednich wyborach, zanim jeszcze doszło do poważnego rozłamu. Samoobrona tak bardzo starała się pokazać, i de facto wciąż to robi, że ma "zdolność koalicyjną, iż zupełnie stonowała swoją ostrą retorykę, której zawdzięcza przecież ostatnie sukcesy wyborcze. Poważnie traci szanse na obronę trzeciej pozycji w rankingu wyborczym. Nawet jej popisowe hasło "Balcerowicz musi odejść bardziej się dziś kojarzy z retoryką PiS, sprzeciwiającego się fuzji BPH i Pekao SA. Liga Polskich Rodzin od samego początku istnienia paktu szukała drogi do tego, by odróżniać się od partii Jarosława Kaczyńskiego za wszelką cenę. Stąd wynikała krytyka rządu. Wydaje się, że biorąc pod uwagę ewentualne wybory w maju program pod hasłem "zero radykalizmu może zamienić się w "zero posłów. Jednym słowem partie, które w ubiegłorocznych wyborach uzyskały mniej niż 100 mandatów, mają małe szanse na dostanie się do parlamentu w przypadku wyborów przedterminowych.
Szef SLD Wojciech Olejniczak zaciera ręce na myśl o wcześniejszych wyborach. To on scala lewicę, z nadania Aleksandra Kwaśniewskiego. I to, że dziś na jednej konferencji prasowej może zasiąść ramię w ramię Marek Borowski, Aleksander Kwaśniewski, Wojciech Olejniczak czy Ryszard Bugaj, zapewnia koalicji budowanej na gruzach SLD Leszka Millera i Andrzeja Pęczaka premię w postaci solidnego poparcia w wyborach. Dziś trudno mieć wątpliwości, że to właśnie lista SLD będzie trzecią siłą w przyszłym parlamencie. O ile oczywiście wybory nastąpią na tyle szybko, by "starzy-nowi towarzysze nie pokłócili się o program, ludzi, pieniądze. A to, czy SLD dostanie taką szansę, rozstrzygnie postawa Platformy Obywatelskiej. Z 460 posłów, 113 (LPR, Samoobrona i PSL), a raczej 118 (wątpliwe, by którykolwiek z pięciu posłów niezrzeszonych chciał rozwiązania parlamentu) powiedziało już Kaczyńskiemu "nie. Nie spełni się więc przypuszczenie premiera Kazimierza Marcinkiewicza, by wszystkie partie poparły wniosek o samorozwiązanie Sejmu, bo to "bardzo uczciwa i dobra propozycja. Zostaje 342 posłów potencjalnie głosujących na tak. PiS i SLD mają 211 głosów. Wniosek jest prosty: bez Platformy Obywatelskiej nie ma szans na uzyskanie wymaganych dwóch trzecich głosów poselskich. Wniosek o samorozwiązanie Sejmu musi poprzeć przynajmniej 307 posłów.
Wczoraj prezes PSL Waldemar Pawlak zapewnił, że możliwa jest przebudowa obecnego układu parlamentarnego, czyli paktu PiS, Samoobrony i LPR w regularną koalicję rządową. Pawlak zaznaczył, że PSL byłoby zainteresowane wejściem do takiej koalicji. Powiedział też, że zaproponował już liderom partii spotkanie, na którym mają ustalić najlepszy scenariusz w obecnej sytuacji.
Gotowość do budowy koalicji rządowej zgłosiła też Samoobrona.
Kłopoty Platformy
W sobotę, ogłaszając najbliższe plany polityczne swojej partii, Jarosław Kaczyński wezwał szefa PO Donalda Tuska do poparcia wniosku.
Jeśli Tusk uważa, że rząd rządzi źle, to niech zdecyduje się na wybory mówił prezes PiS przy owacjach kilku tysięcy delegatów na konwencji samorządowej. A Tusk ma teraz twardy orzech do zgryzienia. Jeśli PO nie poprze wniosku, najpewniej PiS zrzuci na nią całą winę za obecną sytuację polityczną. Platformie trudno się będzie wytłumaczyć z dalszej krytyki rządu, skoro nie chciała zmienić go przy najlepszej nadarzającej się okazji. Dziś, tak ulubiona przez liberałów wędka, została zarzucona przez prezesa PiS. Przynętą ma być pokusa przejęcia władzy z rąk PiS możliwa tylko w wyniku wyborów. Tylko że coraz bardziej możliwa jest sytuacja, w której następny Sejm będzie się składał jedynie z przedstawicieli trzech ugrupowań: PiS, PO i SLD wspartego przez SdPl, Unię Pracy i Partię Demokratyczną.
Już debata nad komisją śledczą w sprawie nadzoru bankowego pokazała czytelnie podział obecnej sceny politycznej. Sprzeciw wobec polityki PiS spycha Platformę coraz bardziej w stronę lewicy. Świadczą o tym słowa Janusza Palikota, bliskiego współpracownika Tuska, o tym, że być może konieczna okaże się taka koalicja przeciw Jarosławowi Kaczyńskiemu. Ale bardzo duża grupa polityków PO nawet nie chce o tym słyszeć. Mimo takich podziałów, jakie zarysowały się w ostatnich miesiącach, wciąż jest im bliżej do PiS, gdzie mają wielu kolegów. PO może więc zostać postawiona w sytuacji, w której będzie musiała wybierać między PiS a lewicą. To może doprowadzić do rozpadu tej partii. Tym bardziej że czas konstruowania nowego rządu i koalicji przypadnie na kongres wyborczy Platformy.
Na wczorajszej konferencji prasowej w Sopocie szef PO Donald Tusk podkreślił, że rozmowy o wcześniejszych wyborach są możliwe jedynie po zmianie ordynacji i połączeniu ich z jesiennymi wyborami samorządowymi. Chciałbym oświadczyć: po pierwsze wcześniejsze wybory w Polsce są możliwe wtedy, kiedy dadzą szansę na dobrą zmianę. Dobra zmiana poprzez wybory możliwa będzie przy zmianie ordynacji wyborczej. Gdybyśmy zdecydowali się na ten kolejny wojenny eksperyment Jarosława Kaczyńskiego za kilka, kilkanaście tygodni, to wiemy dobrze, że te wybory byłyby wydatkiem blisko 200 mln zł z kieszeni podatnika powiedział Tusk. Dodał, że przed rozpisaniem wyborów trzeba zmienić ordynację na większościową i wprowadzającą okręgi jednomandatowe.
Odnosząc się do tej propozycji, Jarosław Kaczyński powiedział wczoraj, że jest to "propozycja zaporowa, bo zmiana ordynacji wyborczej wymaga modyfikacji Konstytucji. Prezes PiS dodał, że jeśli PO nie poprze wniosku o samorozwiązanie Sejmu, straci moralne prawo do krytyki rządu. Jeśli wybory, to tylko w maju stwierdził Kaczyński.
Majówka wyborcza?
Jest jeszcze inny aspekt całej sytuacji politycznej. Jarosław Kaczyński podaje dwa argumenty za wcześniejszymi wyborami. Pierwszy pakt stabilizacyjny zawodzi. Giertych i Lepper twierdzą, że to bzdura, bo wszystkie głosowania przeprowadzone zostały po myśli umowy stabilizacyjnej. Ale prawda jest taka, że nawet wiecznie kłócąca się koalicja rządowa AWS i Unii Wolności w latach 1997-2000 obfitowała w mniej liczne i rzadsze konflikty. Drugi argument najpierw zabrzmiał na falach Radia Maryja w ubiegłym tygodniu. Jarosław Kaczyński mówił o konieczności zadania "układowi, którego broni PO, ostatecznego ciosu w wyborach.
Wniosek o samorozwiązanie Sejmu to nie kapitulacja, tylko powiedzenie milionom Polaków, że jest szansa na to, by przełamać układ, którego broni PO mówił w sobotę szef klubu PiS Przemysław Gosiewski. I dodaje, że to decyzja posłów, czy ważniejsza jest dla nich "Polska, czy diety i immunitety.
PO w niedługim czasie stanie przed poważnym dylematem. Zagłosować na "tak, to wesprzeć ideę Kaczyńskiego, ale z szansami na przejęcie władzy. Na "nie z myślą, by PiS się bardziej "wykrwawił w procesie rządzenia, jest zadziwiające dla opozycji, która w sondażach ma szansę na zwycięstwo. Odpowiedzi na te pytania powinniśmy poznać niedługo. PiS chce, by wybory odbyły się przed wizytą Papieża Benedykta XVI w Polsce. Oznacza to, że głosowanie powinno nastąpić najpóźniej na początku kwietnia, a wybory 7, 14 lub 21 maja. Chyba że żadnego wniosku PiS nie będzie. A i to jest przecież możliwe.
Mikołaj Wójcik
--------------------------------------------------------------------------------
Premier Kazimierz Marcinkiewicz o możliwości wcześniejszych wyborów parlamentarnych:
To bardzo uczciwe postawienie sprawy. Jeśli jest spór, który dla Polski jest bardzo poważny, spór o wiele najważniejszych dla rozwoju kraju spraw, to w państwie demokratycznym a przypominam, że zarzuca się nam, iż łamiemy demokrację najlepszym rozwiązaniem jest sprawdzian wyborczy. W związku z tym Prawo i Sprawiedliwość, co zapowiedział prezes Jarosław Kaczyński, przedstawi w tej sprawie wniosek w parlamencie.
To jest sytuacja, w której mamy do czynienia z najważniejszym sporem o kształt państwa, o kształt Polski. Takie spory powinno się rozstrzygać nie poprzez codzienne wojenki, których Polacy już znieść nie mogą, ale właśnie przez demokratyczne wybory. Jest to bardzo uczciwa, dobra propozycja. Mam nadzieję, że wszystkie ugrupowania, w tym przede wszystkim Platforma Obywatelska, z niej skorzystają.
not. AKW
"Nasz Dziennik" 2006-03-20
Autor: ab