Pakt schłodzi gospodarkę
Treść
W Brukseli 25 szefów państw, w tym Polski, złoży dziś podpisy pod paktem fiskalnym, który nakazuje krajom zredukować do minimum deficyty pod rygorem wysokich kar finansowych. Komisja Europejska firmuje ten międzyrządowy traktat, który zablokuje wzrost gospodarki w Europie, a jednocześnie wzywa rządy, aby... wspierały wzrost.
Do paktu fiskalnego forsowanego przez Niemcy zgłosiło akces 25 krajów UE. Siedemnaście krajów euro nie miało innego wyboru, pozostałe osiem, w tym Polska - przystępuje, przynajmniej w sensie formalnym, dobrowolnie.
- Mam upoważnienie Rady Ministrów do złożenia podpisu, nikt z szefów resortów się nie sprzeciwił - zapewnił wczoraj premier Donald Tusk. - Analizowaliśmy pakt fiskalny w kancelarii premiera i nie znaleźliśmy nic, co by odbiegało od naszych wyobrażeń - dodał.
Zdaniem opozycji, nie do końca wiadomo, co właściwie premier podpisuje, ponieważ - jak udowodnił poseł Krzysztof Szczerski (PiS) - wersja polska paktu w punktach dotyczących udziału w obradach eurostrefy różni się w istotny sposób od wersji angielskiej. Co gorsza, nie wiadomo też, czy podpisanie dokumentu nie pociąga za sobą udziału w ratowaniu strefy euro, gdyby znalazła się w podbramkowej sytuacji. Oznaczałoby to konieczność wyłożenia przez Polskę miliardów euro na Mechanizm Stabilności Finansowej.
Poza paktem fiskalnym pozostają Czechy i Wielka Brytania, Irlandia zaś zdecyduje o ewentualnym uczestnictwie w referendum. Pakt wejdzie w życie 12 stycznia 2013 r., o ile zostanie ratyfikowany przez 12 z 17 członków strefy euro.
W bieżącym roku Europę czeka stagnacja. Pakt fiskalny, który zmusza rządy do cięcia wydatków publicznych, jeszcze bardziej schłodzi europejską gospodarkę, spychając ją w recesję. Obecnie 20 krajów europejskich przekracza dozwolony, 3-procentowy deficyt, w największym stopniu Grecja i Hiszpania. Po przyjęciu paktu próg ten ulegnie obniżeniu do 0,5 proc., to zaś oznacza, że w grupie państw niespełniających tych wymogów znajdą się niemal wszyscy. Wszyscy więc będą musieli oszczędzać, ciąć i zaciskać pasa. O wzroście w tej sytuacji nie ma co marzyć. Dlatego temat "wzrostu i zatrudnienia" podjęty został na obecnym szczycie UE. Przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy, któremu powierzono to stanowisko na kolejną 2,5-letnią kadencję, rozesłał do 27 stolic europejskich list ze wskazówkami, w jaki sposób ów wzrost gospodarczy należy pobudzać. Zaleca w nim rządom, aby potraktowały priorytetowo wydatki prorozwojowe na badania naukowe, innowacje i edukację, aczkolwiek po podpisaniu paktu dla wielu krajów będzie to niewykonalne. Przeciwnie - będą musiały zmniejszać wydatki na rozwój, obcinać granty i zamykać szkoły. Van Rompuy proponuje zatem, aby zaoszczędziły na czym innym. Zaleca rządom zmniejszenie wydatków na emerytury i płace przez wprowadzenie zmian systemowych. Ponadto proponuje zmniejszanie kosztów pracy oraz walkę z szarą strefą i unikaniem płacenia podatków. Konieczne jest też, zdaniem szefa Rady Europejskiej, usprawnienie w niektórych krajach, w tym w Polsce, pracy sądów i administracji.
Małgorzata Goss
Nasz Dziennik Piątek, 2 marca 2012, Nr 52 (4287)
Autor: au