P.E. zatwierdził dyrektywę usługową
Treść
Dyrektywa usługowa, zwana podobno we Francji dyrektywą polskiego hydraulika, po niemal trzech latach parlamentarnej tułaczki została wczoraj zatwierdzona. Parlament Europejski obradujący w Strasburgu przegłosował jej przyjęcie. I mimo że Polska liczyła na to, iż dyrektywa będzie dla nas korzystniejsza, to - jak mówią specjaliści - należy postarać się dostrzec jej ogromne znaczenie, zwłaszcza dla polskich przedsiębiorców, chcących świadczyć usługi za granicą. Przepisy, które zniosą bariery administracyjne w ponadgranicznym świadczeniu usług w Unii Europejskiej, wejdą w życie na początku 2010 roku.
Projekt dyrektywy usługowej, autorstwa Komisji Europejskiej, trafił do Parlamentu w styczniu 2004 roku. Plan był taki: usunąć przeszkody utrudniające swobodne świadczenie usług i ponadgraniczną działalność usługodawców na terenie całej Unii Europejskiej. Bo choć swoboda przepływu osób, towarów, kapitału i usług została zapisana w Traktatach Rzymskich 50 lat temu (1957), faktycznie nigdy nie została wprowadzona w życie.
Co daje przeciętnemu obywatelowi UE przyjęta wczoraj dyrektywa? Dzięki niej krajowi przedsiębiorcy będą mogli prowadzić swoją działalność na terenie dowolnego kraju Wspólnoty bez konieczności przechodzenia przez żmudne i skomplikowane procedury administracyjne na poziomie krajowym, regionalnym czy lokalnym. Ponadto firmy będą mogły oferować swoje usługi w systemie tymczasowym. Dotyczy to zwłaszcza branży turystycznej. Od 2010 roku np. przewodnik turystyczny, chcący oprowadzić kogoś po Pradze, nie będzie musiał w niej mieszkać na stałe, czego dotychczasowe - zaznaczmy - nadal obowiązujące, prawo wymagało.
Wracając do hydraulika - na podstawie przyjętej wczoraj ustawy pracownik z Polski, wykonujący ten zawód i mający polskie dokumenty, jako jednoosobowa firma nie będzie już musiał we Francji udowadniać swoich umiejętności, lecz będzie mógł swobodnie działać i samodzielnie ustalać stawki. Ponadto jeśli będzie zarejestrowany w Polsce, to zapłaci podatki w naszym kraju. Przyjęta dyrektywa jest także korzystna dla dużych firm, gdyż znosi nadmiar barier biurokratycznych. W projekcie znalazł się także zapis umożliwiający państwom członkowskim żądanie dodatkowego ubezpieczenia i gwarancji finansowych ze strony usługodawcy bez względu na to, czy taki wymóg istnieje w kraju będącym siedzibą usługodawcy.
Tymczasem najbardziej gorącej kwestii, tj. zasady kraju pochodzenia, nie udało się wprowadzić. Miała ona znacznie ułatwić działalność poszczególnym firmom. Dzięki niej usługodawca mógłby stosować przepisy obowiązujące w jego kraju, tj. w państwie, w którym firma została zarejestrowana. Skoro jednak jej nie ma, państwa Unii będą mogły zastosować "niedyskryminujące, proporcjonalne i konieczne" środki, ze względu na bezpieczeństwo publiczne, zdrowie obywateli czy ochronę środowiska. Jednak - co warto podkreślić - tymi barierami nie będą mogły dyskryminować zagranicznych usługodawców, czyli tworzyć przywilejów dla własnych firm. Zasadę kraju pochodzenia zastąpiono terminem "swoboda świadczenia usług". Pozostała idea dostępu do usług na zasadach obowiązujących w kraju pochodzenia usługodawcy, ale z większą liczbą wyjątków i większym nadzorem nad prowadzoną działalnością usługową przez kraj, w którym świadczona jest usługa.
Przyjęta wczoraj ustawa nie obejmuje natomiast takich kwestii jak szkolnictwo publiczne czy usługi ogólnego interesu ekonomicznego, np. dostawy wody czy gazu. Nie wpłynie również na prawo pracy.
- Dyrektywa usługowa, mimo że rozwodniona, to krok we właściwym kierunku na żmudnej drodze budowania konkurencyjnej europejskiej gospodarki i ułatwiania życia, w szczególności małym przedsiębiorcom - uważa europoseł Adam Bielan (PiS), który zabrał głos we wczorajszej debacie.
Aneta Jezierska
"Nasz Dziennik" 2006-11-16
Autor: wa