OZI według UOP: najtańsi i najskuteczniejsi
Treść
Chodzi o zarzut udziału w inwigilacji partii politycznych. Decyzja o inwigilacji miała zapaść na tajnej naradzie oficerów kontrwywiadu w 1992 roku.
Do spotkania miało dojść w Ośrodku Szkolenia Kadr Urzędu Ochrony Państwa niedaleko Łodzi, a jednym z prowadzących naradę był wiceszef zarządu kontrwywiadu Andrzej Sadłowski, obecnie dyrektor departamentu bezpieczeństwa w Banku PKO BP. W spotkaniu nie brał udziału Konstanty Miodowicz (na zdjęciu), ale trudno przypuszczać, by takie działanie odbywało się bez jego wiedzy i zgody. Tym bardziej że prowadzący miał powoływać się na bezpośredni kontakt z obecnym posłem PO i jego pełne poparcie.
Według jednego z uczestników narady, omawiano metody rozpracowywania partii politycznych; nie tylko środowiska Porozumienia Centrum czy tzw. grupy Antoniego Macierewicza, lecz także SDRP, OPZZ, Solidarności '80 i Samoobrony. Stawiano przede wszystkim na, nawet nierejestrowane, osobowe źródła informacji jako element "najtańszy i najbardziej się sprawdzający". Brak rejestracji był najlepszym sposobem na uniknięcie tworzenia dowodów na to, że kontrwywiad ma wtyczki w partiach politycznych. Jeśli jednak agent był rejestrowany, akcja musiała mieć akceptację przełożonych.
Sam Miodowicz zaprzecza i potrzebie prowadzenia takiego szkolenia, i faktom, że prowadził je Sadłowski, i temu, że istniała jakakolwiek konieczność takiej inwigilacji.
- Miodowicz, twierdząc, że nie wiedział o tych działaniach i nie uczestniczył w nich, mówi nieprawdę - uważa natomiast minister Zbigniew Wassermann. Zapewnia, że dowody, których domaga się jego adwersarz, trafią do prokuratury.
W odpowiedzi minister został ostro zaatakowany przez Miodowicza za rzekomo "brudną kartę". Poseł PO zarzucił mu związki z aparatem PRL-owskiej represji i przemocy. Zapowiedział złożenie do prokuratury doniesienia o przestępstwie zniesławienia go przez Wassermanna.
W ubiegłym tygodniu to Wassermann złożył zawiadomienie do prokuratury o przestępstwie przekroczenia uprawnień przez Miodowicza - jako szefa kontrwywiadu UOP w 1995 roku.
Fakt, że inwigilacja partii politycznych w czasach, gdy szefem kontrwywiadu był Miodowicz, został już potwierdzony choćby przez odtajnione przez sąd dokumenty z tzw. szafy Lesiaka. Fakt, że niektóre notatki parafowane są adnotacją "przeczytałem" przez ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Andrzeja Milczanowskiego i szefa UOP Jerzego Koniecznego, oznacza, iż przynajmniej o części działań i ich zainicjowaniu obaj panowie wiedzieli. Oni jednak się bronią, że dokumenty te były jedynie oceną polityczną sytuacji w kraju. Miodowicz zaprzecza jakiejkolwiek inwigilacji.
Sprawa zawiadomienia Wassermanna dotyczy notatki z 17 lipca 1995 r. od agenta UOP, na której widnieje dekretacja Miodowicza: "Proszę ponownie ustawić źródło na kierunek rozpoznań wewnątrzkrajowych, w szczególności środowisk prawicowych". Prokuratura bada już tę sprawę. Miodowicz odrzucał wtedy sugestie, by zapis na odtajnionej notatce sugerował rozpracowywanie środowisk legalnych partii. Zawzięcie broni go jego partia. Donald Tusk powiedział, że jak dotąd nic nie podważa jego zaufania do posła PO.
Mikołaj Wójcik
"Nasz Dziennik" 2006-10-24
Autor: wa