Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Otwórz serce i unikaj plotek. O piątym stopniu pokory

Treść

Stopień piąty mówi również o tym, że umiejętność otwarcia serca, bo właśnie z tą praktyką mamy tu do czynienia, jest wyrazem dojrzałości i przychodzi ona z czasem. Jest to pewien rys duchowości monastycznej, który odnajdziemy we wszystkich jej formach.

Jeśli w pokornym wyznaniu wyjawiamy swojemu opatowi wszystkie złe myśli przychodzące do serca, lub złe czyny w ukryciu popełnione. Zachęca nas do tego Pismo, mówiąc: Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu a On sam będzie działał (Ps 37[36],5) oraz Wyznawajcie Panu, bo dobry, bo na wieki Jego miłosierdzie (Ps 106[105],1 Wlg). A Prorok dodaje jeszcze: Grzech mój Tobie wyznałem i nie ukryłem mej winy. Rzekłem: Wyznaję nieprawość moją Panu, a Tyś darował winę mego grzechu (Ps 32[31],5) (RB 7,44–48).

Dostrzegamy, że stopniowo model Benedykta opisuje człowieka, który coraz głębiej integruje się z otaczającą go wspólnotą. Na samym początku chodziło o więź z Panem Bogiem. Potem nastąpiło zderzenie ze słabością własną i słabością wspólnoty, powiązane z daleko idącą akceptacją. Teraz piąty stopień opisuje człowieka, który w przełożonych widzi przede wszystkim pomoc, którą od Pana Boga otrzymuje. Kiedy czytamy o piątym stopniu, to myślimy z lekkim przerażeniem, że musimy wyznawać swoje złe myśli, ale wydaje mi się, że równie niechętnie nastawieni są do tego przełożeni. Jest to wymaganie postawione nie tylko temu, który wyznaje swoje błędy, ale również temu, kto to wyznanie ma otrzymać. Pamiętajmy, że żadne zarządzenie Reguły nie może być kijem do bicia po głowie. Wręcz przeciwnie – ma być zachętą do tego, żeby wspólnie postępować w dobrem. Proszę zwrócić uwagę na to, że Reguła nigdy nie staje po niczyjej stronie. Ona zawsze wspiera przełożonego i podwładnego, mocnego i słabego. Zawsze trzyma obydwie strony, nie można jej wykorzystać do tego, żeby cokolwiek ze swojej małoduszności usprawiedliwić. Wymaga zarówno od przełożonego, aby był taki, żeby można mu było powierzyć słabość, a od podwładnego wymaga, aby miał w sobie na tyle wiary, żeby to uczynić. Czasownik, który został użyty w zdaniu: wyznawajcie Panu bo dobry, bo na wieki Jego miłosierdzie – to confitemini, takiej użyto formy gramatycznej. Podstawowa brzmi confiteor. Jest to czasownik, którego używamy w akcie pokuty i tłumaczymy jako „spowiadam się”. Wiadomo, że w czasach św. Benedykta nie było jeszcze spowiedzi usznej, bo to dopiero VI wiek i zupełnie inny rejon geograficzny. Jednak wyrażenie to pokazuje nam, z jak delikatną materią mamy do czynienia. Przekonuje nas to o tym, że w klasztorze Pan Bóg powierza właśnie nam nawzajem naszą kruchość, nawzajem mamy nosić swoje brzemiona – jak pisze św. Paweł (zob. Ga 6,2).

Stopień piąty mówi również o tym, że umiejętność otwarcia serca, bo właśnie z tą praktyką mamy tu do czynienia, jest wyrazem dojrzałości i przychodzi ona z czasem. Jest to pewien rys duchowości monastycznej, który odnajdziemy we wszystkich jej formach. Czy będziemy mówić o apoftegmatach Ojców pustyni, czy będziemy czytać mnichów pachomiańskich, mnichów iroszkockich, czy Bazylego, czy Augustyna, Marcina z Tours, Kasjana, Benedykta, czy weźmiemy sobie czasy Benedykta z Anianu, Nila, czy Romualda, Bernarda, ojców cysterskich, czy reformę XV wieku, czy potem wiek XVII, XIX… Jak refren zawsze powraca konieczność otwierania serca przed ojcem duchownym. Nie zawsze łączy się to z sakramentem pokuty. Gdybyśmy chcieli znaleźć inny tekst, który dobrze obrazuje tę praktykę, to trzeba odwołać się do fragmentu drugiej rozmowy Jana Kasjana. Pewien stary mnich opowiadał, że przed swoim nawróceniem kradł chleb. Kiedyś, gdy jego abba z kimś rozmawiał, on był dręczony wyrzutami sumienia i upadł przed mistrzem i do winy się przyznał. Wtedy, jak Kasjan opisuje, z jego łona, czyli z jego brzucha, wyszedł tyłem straszliwy smród i napełnił całą celę. I to był ten diabeł, który go kusił do złego. Jest to obraz na granicy dobrego smaku, ale trochę też terapeutyczny z tego względu, że człowiek jest czasami dręczony przez złego ducha, jest przez niego terroryzowany i wydaje się człowiekowi, że nie wiadomo, kim ten zły duch jest, a Kasjan mówi, że właśnie jest tyle wart, co zepsute powietrze, które czasami z człowieka wychodzi i napełnia smrodem okolice. Jednak dla nas najważniejsze jest to, że tym, co niesie uleczenie, jest stanięcie niejako w sposób przeźroczysty przed tym, który jest naszym ojcem duchownym. To jest to, co niesie człowiekowi ostateczne wyzwolenie. Benedykt mówi bardzo wyraźnie: „wszystkie złe myśli przychodzące do serca lub złe czyny w ukryciu popełnione”. W innych miejscach Reguły czytamy o tym, że Opat i inni przełożeni „powinni umieć leczyć własne i cudze rany, nie odsłaniając ich [niepotrzebnie] i nie rozgłaszając” (RB 46,6). W innym miejscu, mówi Benedykt, że w ten sposób służąc braciom, opat sam „dojdzie do naprawienia własnych błędów” (RB 2,40). Ten, przed którym serce się otwiera, nie musi być osobą bez skazy, takich osób nie ma. Ma być osobą na tyle roztropną, by potrafić dźwignąć słabszego brata, słabszą siostrę, nie gorsząc się niepotrzebnie ani nie pogrążając tego słabego człowieka w jeszcze większą otchłań rozpaczy. Piąty stopień, obok wiary, zakłada również dyskrecję. Czytamy o tym bardzo często, chociażby w apoftegmatach, kiedy np. ludzie, mnisi, siostry nie chcą wyznawać swoich grzechów, słabości, walk wewnętrznych, przed swoim abba, ammą, ponieważ obawiają się, że ich prywatna własność, tajemnica wkrótce stanie się własnością całej wspólnoty. Każdą wspólnotę św. Benedykta powinien przenikać klimat wzajemnego zaufania. Dotyczy to nie tylko przełożonego, ale w ogóle wszystkich braci, wszystkich sióstr. Mówiąc całkiem brutalnie, chodzi o to, żebyśmy unikali plotek. Jeżeli w domu panuje atmosfera rozplotkowania, jest po zaufaniu, ludzie nie będą nawzajem zwierzać się sobie, nie będą pozbywać się swoich ciężarów, które niosą, tylko będą nosili je sami i strasznie się męczyli. Jeśli w klasztorze sobie ufamy, czyli potrafimy nawzajem powierzyć sobie swoje słabości, to wówczas w takim domu żyje się dużo prościej i dużo lepiej. To napomnienie jest wezwaniem skierowanym najpierw do nas samych. My sami musimy zadbać o to, żeby takiej atmosfery nie stwarzać, nim zaczniemy wymagać tego od innych.

Fragment książki Fundamenty duchowości benedyktyńskiej

Szymon Hiżycki OSB (ur. w 1980 r.) studiował teologię oraz filologię klasyczną; odbył specjalistyczne studia z zakresu starożytnego monastycyzmu w kolegium św. Anzelma w Rzymie. Jest miłośnikiem literatury klasycznej i Ojców Kościoła. W klasztorze pełnił funkcję opiekuna ministrantów, duszpasterza akademickiego, bibliotekarza i rektora studiów. Do momentu wyboru na urząd opacki był także mistrzem nowicjatu tynieckiego. Wykłada w Kolegium Teologiczno-Filozoficznym oo. Dominikanów. Autor książki na temat ośmiu duchów zła Pomiędzy grzechem a myślą oraz o praktyce modlitwy nieustannej Modlitwa Jezusowa. Bardzo krótkie wprowadzenie.

Żródło: cspb.pl,

Autor: mj