"Oto jest dogmatyka tak głoszona, jak ją głosić należy". Błogosławiony Columba Marmion jako teolog
Treść
Jak należy rozumieć ten temat? Z góry może narzucać się sceptyczne Videtur quod non… Przecież całe lata dydaktyki o. Columby Marmiona dały w wyniku zaledwie kilka dzieł, z których żadnego nie można nazwać ani ściśle naukowym, ani wyłącznie własnym. Były one autoryzowane ex post, a na ukształtowanie ich tekstu miało wpływ więcej osób. Nie były więc te książki jego wyłącznym tworem. A jeśli się przyjrzymy procesowi powstania trylogii Marmiona, możemy zaryzykować zdanie, że być może w ogóle by nie zostało wydane pięć jego dzieł, gdyby nie inicjatywa sekretarza, ucznia i entuzjasty, jakim był o. Rajmund Thibaut. Czyż więc to wszystko razem wzięte pod uwagę nie stoi na przeszkodzie, by nazywać błogosławionego opata Maredsous teologiem?
Ale podobnie jak w Sumie Teologicznej św. Tomasza z Akwinu formuła videtur quod non jest stałym wstępem przy stawianiu każdej kwestii, a potem następuje jej rozwiązanie stale jako sąd twierdzący, tak będzie również w tym naszym obecnym rozważaniu na temat Marmiona jako teologa. Przy tym nasza odpowiedź będzie nieco bardziej wycieniowana niż zapowiedział tytuł prelekcji podany w programie sympozjum. Postaram się bowiem dać odpowiedź na dwa pytania: jakiego formatu teologiem był w swoim czasie błogosławiony Columba Marmion oraz w jakim stopniu dziś pozostaje jeszcze aktualny?
Najpierw należy poddać krytyce wyżej podane krytyczne zastrzeżenia. Są one bowiem podyktowane naszymi dzisiejszymi formalnymi, żeby nie powiedzieć, formalistycznymi wymogami. Tego rodzaju kryterium oceny kogoś jako teologa, by miał sporo fachowych i oryginalnych dzieł, na ogół obowiązuje tylko w kołach akademickich. Ale nawet i to kryterium z pewnością nie wystarczy, by uzasadnić wyrażony w powyższych wstępnych pytaniach sceptycyzm co do oceny Marmiona jako teologa.
Według tego Tomaszowego schematu rozstrzygania wszystkich kwestii w jego Sumie Teologicznej należy również dla równowagi zastosować równie stały jego punkt rozważań: sed contra. Tutaj – pomijając wiele entuzjastycznych wypowiedzi zebranych przez współbraci Marmiona w kilkanaście lat po jego śmierci – godzi się tu przytoczyć dwa fakty. Było to w roku 1905, w dobie zaostrzonej czujności Stolicy Apostolskiej na zagrożenia doktrynalne kierunku nazwanego wówczas modernizmem, który relatywizował dane Objawienia i tym samym stawiał pod znakiem zapytania niezmienność dogmatów. Studenci lowańscy zaniepokoli się i zakwestionowali prawowierność wypowiedzi jednego ze swoich profesorów – dogmatyka Leona Beckera. Wówczas papież św. Pius X, który w dwa lata potem wydał dwa dokumenty antymodernistyczne: dekret Lamentabili oraz encyklikę Pascendi Dominici gregis, do dwuosobowej komisji mianowanej celem zbadania ewentualnych błędów tego profesora powołał właśnie o. Columbę Marmiona. Podobnie było ze sprawą zbadania doktryny irlandzkiego jezuity Georga Tyrrella – tylko z innym wynikiem. Już same te dwie papieskie nominacje świadczą o ówczesnej odgórnej aprobacie Marmiona jako teologa.
Można jednak powiedzieć coś więcej o jego autorytecie i takcie na podstawie tego, jak się wywiązał z pierwszego z tych dwu zadań. Nie tylko przesłał on do Rzymu szczegółowe sprawozdanie z przeprowadzonego badania, ale nadto na miejscu, w Belgii, doprowadził do tego, że inkryminowany profesor uznał niektóre swoje wyrażenia za niefortunne, podpisał odpowiednią deklarację i w zamian za to pozostał na swoim stanowisku. Profesor Marmion ukazuje się w świetle tego faktu jako teolog o wyważonych poglądach, dlatego sprawiedliwy cenzor, a zarazem – co ważniejsze – naśladowca Tego, do którego Ewangelista odniósł Izajaszową charakterystykę Sługi Jahwe: Trzciny zgniecionej nie złamie ani knota tlejącego nie dogasi (Mt 12,20 wg Iz 42,3).
Takie załatwienie drażliwej sprawy doktrynalnej ukazuje w Marmionie prekursora tej metody, która dopiero od niedawna zapanowała w stylu postępowania rzymskiej Kongregacji Doktryny Wiary, której odpowiednikiem w jego czasach było Św. Oficjum, a jeszcze przedtem Kongregacja Inkwizycji, co budzi dziś wiadome reakcje. Na czele dzisiejszej Kongregacji Doktryny Wiary stoi jako jej prefekt dobrze wszystkim znany kard. Joseph Ratzinger. Pozwolę sobie przytoczyć tu zasłyszaną przeze mnie z jego ust wypowiedź. Było to podczas jednej z sesji Papieskiej Komisji Biblijnej. Jako jej członkowie zebraliśmy się w pałacu Kongregacji Doktryny Wiary, żeby razem z kard. Ratzingerem udać się na audiencję do Ojca św. do pobliskiego Watykanu. Ponieważ było jeszcze na nią za wcześnie, staliśmy czekając w stylowej sieni Palazzo della Congregazione. Wtedy kardynał przytoczył refleksję wypowiedzianą w tej właśnie sieni przez poprzedniego papieża, Jana Pawła I z okazji wizyty w Kongregacji: „Pomyślmy sobie. Ten gmach był do niedawna dla duchowieństwa postrachem, a teraz jest jego nadzieją…” Te słowa papieża znalazły potwierdzenie w wielu dialogach przeprowadzonych w tej Kongregacji, które rozładowały w ostatnich latach niejedno napięcie doktrynalne. Jakimś ogniwem tego łańcucha korzystnej w Kościele ewolucji był, jak widać ze sprawy Leona Beckera, również profesor Columba Marmion.
Oprócz odgórnej aprobaty nie brakło mu także oddolnego uznania. Jeden z księży, słuchaczy wykładów Marmiona dla przyszłych profesorów, wyznał w roku 1908: „Oto jest dogmatyka tak głoszona, jak ją głosić należy”. W tej entuzjastycznej ocenie zwróćmy uwagę na słowo „głosić” zamiast oczekiwanego „wykładać”. Okazuje się, że Marmion w odbiorze swoich słuchaczy był prekursorem postulowanego dziś kierunku określanego jako teologia kerygmatyczna, o czym niżej będzie mowa.
Spośród wielu ocen dodatnich, jakie spotkały Marmiona ze strony jemu współczesnych, niech nam wystarczą te dwa fakty oceny odgórnej oraz oddolnej, do tego, by uchylić aprioryczne zastrzeżenia i podjąć nasz temat – charakterystykę Marmiona jako teologa. Nie będzie to wyczerpująca synteza, gdyż na to nie pozwalają ramy czasowe tego wystąpienia. Dotknę tylko kilku zasadniczych punktów, ilustrując je przykładami.
W swoim świeżo wydanym u nas opracowaniu postaci Błogosławionego Columby, s. Małgorzata Borkowska OSB, chcąc zbliżyć nam tę postać, posłużyła się między innymi bardzo szczęśliwym pomysłem: porównała Irlandię, ojczyznę Marmiona, z Polską, mianowicie dawne nasze dzieje z sytuacją Irlandii, przede wszystkim pod względem politycznym. Przy tym punkt porównania stanowiło dla Autorki życie pod obcą okupacją i zrozumiałe na tym tle dążenie do wolności, której jutrzenki doczekał nasz Irlandczyk dożywając kresu swych dni w Belgii. Z tego pomysłu s. Małgorzaty skorzystam i ja również, ale w innej dziedzinie, do której nie zastosowała go Autorka, mianowicie w dziedzinie teologii. Jeden z dzisiejszych polskich biskupów, a dawny profesor, na zapytanie Ojca św. Jana Pawła II, co wyróżnia teraźniejszą teologię polską w porównaniu z francuską czy niemiecką, odpowiedział krótko: „To, że jest ona teologią na kolanach”. Jeśli ta charakterystyka polskiej teologii jest trafna, to mamy dowód cennego dla nas podobieństwa z Marmionem w dziedzinie uprawiania teologii. Otóż właśnie jego teologia z pewnością była teologią na kolanach, była przemodlonym przez mnicha kerygmatem nade wszystko chrystologicznym, była wreszcie dogmatyką trafnie zastosowaną do ascetyki. Może i tym także należy tłumaczyć znaczną u nas popularność dzieł Marmiona.
Padło tu określenie może zbyt fachowe dla uszu niejednego obecnego tu słuchacza – kerygmat. Pozwolę więc sobie je wyjaśnić. Ten biblijny termin grecki tłumaczony na język polski jako „głoszenie (słowa, Ewangelii)” lub mniej szczęśliwie, choć bardzo tradycyjnie w stylu Biblii Wujka, jako „przepowiadanie”, oznacza pierwszą podstawową postać publicznych wystąpień apostołów Jezusa Chrystusa, wiernych Jego nakazowi misyjnemu: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! (Mk 16,15). Takich pierwotnych kerygmatów, dłuższych lub krótszych, w Dziejach Apostolskich można naliczyć osiemnaście. Z nich najbardziej jest nam znany najdłuższy i klasyczny – pierwsze przemówienie Piotra Apostoła bezpośrednio po zesłaniu Ducha Świętego (Dz 2,14–41), czytany w kościołach podczas liturgii eucharystycznej tej uroczystości. Kerygmat jest solennie głoszonym w imieniu Bożym orędziem na zasadzie otrzymanego od Boga posłannictwa. Ma ono coś z proroctwa. Jego treścią bowiem jest kontynuacja działania proroków Starego Testamentu, gdyż mówca wykazuje w nim realizację ich zapowiedzi w dziele życiowym Jezusa Chrystusa, głównie zaś w faktach paschalnych, czyli w Jego zbawczej śmierci i w wejściu do chwały Ojca przez powstanie z martwych i wniebowstąpienie. Kerygmat wymaga od słuchacza konsekwencji, wzywając do metanoi, do wysnucia wniosków życiowych z dzieła dokonanego przez Jezusa Chrystusa. Konsekwencja ta polega na świadectwie własnego życia. Centralnym tematem jest w kerygmacie „wydarzenie Chrystusowe”. Tak chyba można przetłumaczyć trafne w teologii niemieckiej określenie „das Christusereignis”.
Otóż zarówno w tytułach wszystkich dzieł znanej trylogii Marmiona, jak w polskim tytule mniejszego jego dziełka zawierającego rekolekcje dla zakonnic, czytamy niezmiennie imię Chrystus. Inaczej jest tylko w piątym jego dziele: Zjednoczenie z Bogiem w tajemnicy Ojca, choć i tam słowo „Ojciec” jest uzasadnione relacją do Syna – Jezusa Chrystusa. W każdym z tych czterech dzieł głównym przedmiotem jest nie dusza ludzka, lecz Jezus Chrystus Odkupiciel, nieustannie bijące osobowe źródło łaski ożywiającej człowieka, który się na Niego otwiera. Tego rodzaju chrystocentryzm Marmiona czyni go – mimo znacznej odległości w czasie – prekursorem nauki Drugiego Soboru Watykańskiego z jego akcentami położonymi na dziejach zbawienia, których Alfą i Omegą jest Jezus Chrystus. Ojciec św. Jan Paweł II wybrał jako motto Roku Jubileuszowego u progu trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa lapidarne zdanie z Listu do Hebrajczyków: Jezus Chrystus – wczoraj i dziś, ten sam także na wieki (Hbr 13,8). Wszystkie cztery dzieła Marmiona wyżej wspomniane mogą uchodzić za rozwinięcie tego zdania, a tym samym stanowią doskonałą pomoc w duchowym przeżywaniu tego jubileuszu.
Błogosławiony Columba rozwija swój chrystocentryzm czerpiąc głównie z Pisma Świętego. Przy tym głównym źródłem pozostaje dla niego myśl natchniona dwóch pierwszoplanowych teologów wśród pisarzy Nowego Testamentu – św. Jana, którego Ewangelia słusznie nazwana została przez Orygenesa „duchową”, i św. Pawła w jego szeroko rozumianym Corpus Paulinum.
W tej dziedzinie Marmion teolog-dogmatyk różni się wyraźnie od dogmatyków nam współczesnych. Dzisiejsza teologia dogmatyczna wprawdzie opiera się bardziej niż kiedykolwiek przedtem na Piśmie Świętym, ale też bada je bardziej niż kiedykolwiek fachowo, podobnie jak to czynią bibliści, a więc z poszerzonym znacznie aparatem dyscyplin pomocniczych i starając się często nawiązywać kontakt z innymi filozofiami niż tomizm. Wśród dzisiejszych dogmatyków można spotkać takich, którzy – śladem najdawniejszych Ojców Kościoła – niewiele wychodzą poza dane biblijne. Jednakże dzisiejszych dogmatyków różni od dzieł doby patrystycznej to, że analizują oni dane biblijne i potem stosują według wymogów metodologicznych dzisiejszych z odpowiednią do tego erudycją. Niekiedy przybiera ona postać taką, która wręcz utrudnia kontakt z czytelnikiem. Miałem sposobność nie raz słyszeć narzekania niemieckich księży, że nawet im zbyt trudno niekiedy czytać i rozumieć K. Rahnera czy H.U. von Balthasara.
Natomiast teologia dogmatyczna widoczna w dziełach Marmiona jest wyraźnie biblijna, ale na nieco inny sposób. Bliższy jest on dawnej wykładni Ojców Kościoła, wprawdzie uboższej w środki czerpane z erudycji, ale bardziej duszpasterskiej. Jego znajomość Pisma Świętego i argumentacja jest tradycyjna w dwojakim znaczeniu. Można by to wyrazić obrazowo jako zależność od Tradycji pisanej dużą literą i małą. Obie one dzisiaj współistnieją a fakt, że się ich nie odróżnia od siebie co do merytorycznej wartości, jest nadal źródłem nieustannych nieporozumień. Biblistyka od czasów Marmiona poszła niesłychanie naprzód do tego stopnia, że wysunęła się na czoło nauk teologicznych, co znalazło wyraz w dokumentach Vaticanum II. Tego etapu jeszcze nie można było oczekiwać w twórczości Marmiona. Natomiast zależność od Tradycji dawnych Ojców Kościoła, pisanej przez duże T, nadaje Marmionowi niezmienną aktualność.
Trzeba jednak ten sąd o aktualności odpowiednio wycieniować. Mianowicie należy przyznać, że znajdują się u niego także elementy tradycji pisanej z małej litery. Są one dwojakiej natury: formalne i merytoryczne. W imię obiektywizmu postaramy się im przyjrzeć, by sprawiedliwie ocenić aktualność teologa Marmiona.
Do pierwszych łatwo wybaczalnych braków zaliczyć trzeba zależność jego od łacińskiego tekstu Wulgaty. Dzisiejszemu czytelnikowi łatwo rzuca się w oczy ta zależność i w sumie może ona wywołać nawet niekorzystne wrażenie, i to z kilku względów. Pierwszy z nich, a najmniej chwalebny dla dzisiejszego czytelnika, jest ten powód, że znajomość łaciny w ostatnim półwieczu ogromnie zmalała, nawet wśród duchowieństwa katolickiego. Nie mam zamiaru roztrząsać i oceniać tu przyczyn tego zjawiska: fakt pozostaje niewątpliwy i trzeba z nim się liczyć. Nie dziwimy się jednak temu, że u Marmiona zależność ta aż tak mocno się zaznaczyła. Pamiętajmy, że w jego czasach cała liturgia tak w Eucharystii, jak w Bożym Oficjum, czyli w Liturgii godzin, była sprawowana wyłącznie po łacinie. Zatem głosząc konferencje do mnichów czy zakonnic opat Maredsous chętnie przytaczał tekst co dnia recytowany przez nich w modlitwach chórowych i słyszany we Mszy świętej. A w całej liturgii Kościoła zachodniego słyszało się wtedy tylko przekład łaciński Wulgaty. Autorytet zaś tego tekstu łacińskiego niepodzielnie panował jeszcze dość długo potem. Trzymanie się go było więc nieuniknione. Dopiero w 20 lat po śmierci o. Columby w encyklice Divino afflante Spiritu, nazwanej z czasem „zielonymi światłami dla egzegezy katolickiej”, Pius XII ograniczył znaczenie tego łacińskiego przekładu tekstu Biblii, nazywając jego autentyczność „tylko prawną”. A dopiero w roku 1979 Ojciec św. Jan Paweł II wprowadził tzw. Nową Wulgatę, czyli przekład łaciński całego Pisma Świętego z języków oryginalnych. Ponadto, jak słyszałem od najstarszych naszych ojców, w Belgii długo jeszcze panowała moda kaznodziejska na zaczynanie kazań od motta biblijnego w języku łacińskim, co miewało niekiedy następstwa wręcz komiczne. Ale takimi są one dla nas dziś, a nie były dla ówczesnych słuchaczy oczekujących stosowania tej maniery powszechnie wtedy uznawanej.
Przejdźmy do nieco ważniejszego, bo merytorycznego tradycjonalizmu, oczywiście tego z małej litery, czyli do pewnych odchyleń także sensownych w przekazie słowa. Niejeden tekst biblijny przytoczony według Wulgaty przez opata Columbę, a komentowany w jego konferencjach i rekolekcjach, potem utrwalony w książkach, może zaskoczyć dzisiejszego czytelnika zaznajomionego z innym tekstem biblijnym. Od wielu już lat korzystamy w Polsce z przekładów biblijnych dokonanych wyłącznie z tekstów oryginalnych. Zneutralizowanie tego ujemnego wrażenia będzie pewnym problemem przy planowanym obecnie u nas wznowieniu dzieł bł. Columby. Nie będzie to jednak zadanie zbyt trudne, bo osiągalne na drodze takich zabiegów jak opuszczenia lub odpowiednie przypisy.
Wprawdzie w czasach Marmiona zjawisko nabierającej rozmachu odnowy biblijnej już się dawało zauważyć w Kościele zachodnim, ale ten ruch nie dotknął jeszcze w sposób wyraźny Marmiona jako dogmatyka. Współcześni mu konfratrzy stwierdzają jednak, że sam osobiście czytał ze swobodą grecki tekst biblijny, w tej liczbie i listy umiłowanego św. Pawła, ale w konferencjach cytował tylko tekst Wulgaty. Dlaczego nie korzystał z greckiego? Trudno na to dać adekwatną odpowiedź. Nie ma co się temu dziwić, skoro ze studiów i specjalności był dogmatykiem, a nie biblistą. Jako mały przykład może posłużyć to, że nazywa on Marią Magdaleną ową anonimową w tekście Łukaszowym jawnogrzesznicę z siódmego rozdziału (Łk 7,36–50). W tej sprawie usprawiedliwić Marmiona może to, że w jego czasach obchód liturgiczny ku czci św. Marii Magdaleny (22.VII) w kolekcie mszalnej (dziś już zmienionej w mszale Pawła VI !) utożsamiał tę Patronkę dnia z ową właśnie anonimową jawnogrzesznicą, a nadto – co gorsza – z Marią z Betanii, siostrą Łazarza i Marty. Dawna liturgia miała oparcie w fakcie, że takiego sprowadzenia trzech osób z Nowego Testamentu do jednej dokonał przed wiekami św. Grzegorz Wielki. Niemały, trzeba przyznać, był to autorytet, bo i mnich, i papież, i Doktor Kościoła… Ale przemawiała przez Grzegorza zachodnia, rzymska tradycja, typowa z małej litery. Natomiast już wtedy Kościół wschodni, bardziej związany z biblijnym tekstem greckim jako wciąż dla niego żywym w liturgii, odróżniał prawidłowo te trzy uczennice Jezusowe zgodnie z zapisem Nowego Testamentu. Ślad tego rozróżnienia pozostał w greckich menologiach, odpowiedniku Martyrologium Rzymskiego.
Do tej samej kategorii tradycjonalizmu z małej litery zaliczyć można u Marmiona jego może dalej idące, niż dziś się stosuje, uzależnienie od tomizmu, i to w dawnej postaci. Ale pamiętajmy, że w czasach studiów i profesury o. Columby na uczelniach jeszcze regularnie kruszono kopie w dysputach scholastycznych. Również ja pamiętam je z czasów seminaryjnych lat temu 60 odbywanych. U nas wtedy był to już tylko zabytek szacownej przeszłości, odgrywany według scenariusza z góry przygotowanego, ale w czasach Marmiona brano takie dysputy na serio.
Teologia Marmiona da się sprowadzić do kilku zasadniczych punktów. Chronologicznie rozpatrując ukazywanie się tomów jego trylogii czy – jak inni wolą – tryptyku, można zauważyć pewną linię rozwojową, aczkolwiek każde z tych dzieł stanowi zwartą całość. Ewolucja biegnie w stronę dalszych zastosowań prawdy, kim jest Chrystus. I tak kolejno: kim dla duszy wiernego, kim dla całego modlącego się w liturgii Kościoła, kim wreszcie dla mnichów jako tych, którzy usiłują realizować chrześcijaństwo w stu procent, bez dodatków. Merytorycznie zaś rozpatrywana doktryna błogosławionego Columby kreśli podstawową zależność stworzenia od Stwórcy, który je powołuje do świętości, a ta jest udziałem w Bożym życiu. Pawłowa koncepcja przybranego dziecięctwa Bożego i Mistycznego Ciała stają się nam dostępne w Chrystusie Bogu-Człowieku nie tylko jako fascynujące prawdy, ale jako rzeczywistości przeżywane dzięki łasce przez pokorną wiarę, nadzieję i miłość pod wodzą Ducha Świętego, który nas prowadzi do Ojca.
Jeśli się to wszystko rozważy: pozytywne i niezmiennie ważne wartości dzieł błogosławionego opata Maredsous, tak żywe dla nas po Vaticanum II, oraz te kilka zastrzeżeń stosunkowo drobnych, które są następstwem tradycji pisanej małą literą, trzeba w nim uznać wciąż aktualny wzór teologa, a nawet prekursora tego, czego naucza Drugi Sobór Watykański.
Po tych wszystkich zestawieniach i ocenach podpisuję się pod zdaniem s.Małgorzaty Borkowskiej, że nasz błogosławiony „gotów jest służyć przez swoje pisma tym, co było największym jego charyzmatem: syntezą teologii i modlitwy”. Żywię przy tym nadzieję, że jego wstawiennictwo złączone z wielkimi Doktorami Kościoła wyprosi i nam, dzisiejszym „nieużytecznym sługom” w dziedzinie teologii, coś z tej niezbędnej dla nas syntezy, tak by – jak u niego – nasza teologia też przechodziła w modlitwę.
Augustyn Jankowski OSB (ur. 14 września 1916 w m. Złotoust na Uralu, zm. 6 listopada 2005 w Krakowie), właściwie Bogdan Jankowski – benedyktyn, opat tyniecki, biblista, redaktor naukowy Biblii Tysiąclecia, członek Papieskiej Komisji Biblijnej Kongregacji Nauki Wiary, doktor honoris causa PAT. Autor wielu publikacji z dziedziny biblistyki, m.in. Aniołowie wobec Chrystusa, Biblijna teologia czasu, Biblijna teologia przymierza, Dwadzieścia dialogów Jezusa, Rozmowa o Apokalipsie.
Źródło: ps-po.pl, 8 września 2018
Autor: mj