Przejdź do treści
Przejdź do stopki

"Oto jest dogmatyka tak głoszona, jak ją głosić należy". Błogosławiony Columba Marmion jako teolog

Treść

Jak należy rozumieć ten temat? Z góry może narzucać się scep­tyczne Videtur quod non… Przecież całe lata dydaktyki o. Co­lum­by Marmiona dały w wyniku zaledwie kilka dzieł, z których żad­nego nie można nazwać ani ściśle naukowym, ani wyłącznie wła­snym. Były one autoryzowane ex post, a na ukształtowanie ich tek­stu miało wpływ więcej osób. Nie były więc te książki jego wy­łącznym tworem. A jeśli się przyjrzymy procesowi powstania try­logii Marmiona, możemy zaryzykować zdanie, że być może w ogó­le by nie zostało wydane pięć jego dzieł, gdyby nie ini­cja­tywa sekretarza, ucznia i entuzjasty, jakim był o. Rajmund Thi­baut. Czyż więc to wszystko razem wzięte pod uwagę nie stoi na przeszkodzie, by nazywać błogosławionego opa­ta Maredsous teo­logiem?

Ale podobnie jak w Sumie Teologicznej św. Tomasza z Akwinu for­muła videtur quod non jest stałym wstępem przy stawianiu każ­dej kwestii, a potem następuje jej rozwiązanie stale jako sąd twier­­dzący, tak będzie również w tym naszym obecnym rozważa­­niu na temat Marmiona jako teologa. Przy tym nasza odpowiedź będzie nieco bardziej wycieniowana niż zapowiedział tytuł prelekcji podany w programie sympozjum. Postaram się bowiem dać odpowiedź na dwa pytania: jakiego formatu teologiem był w swoim czasie błogosławiony Columba Marmion oraz w jakim stopniu dziś pozostaje jeszcze aktualny?

Naj­pierw należy poddać krytyce wyżej podane krytyczne zastrze­żenia. Są one bowiem podyktowane naszymi dzisiejszymi for­malnymi, żeby nie powiedzieć, formalistycznymi wymogami. Te­go rodzaju kryterium oceny kogoś jako teologa, by miał sporo fa­chowych i oryginalnych dzieł, na ogół obowiązuje tylko w kołach akademickich. Ale nawet i to kryterium z pewnością nie wystar­czy, by uzasadnić wyrażony w powyższych wstępnych pytaniach sceptycyzm co do oceny Marmiona jako teologa.

Według tego Tomaszowego schematu rozstrzygania wszystkich kwestii w jego Sumie Teologicznej należy również dla równo­wa­gi zastosować równie stały jego punkt rozważań: sed contra. Tu­taj – pomijając wiele entuzjastycznych wypowiedzi zebranych przez współbraci Marmiona w kilkanaście lat po jego śmierci – go­dzi się tu przytoczyć dwa fakty. Było to w roku 1905, w dobie za­ostrzonej czujności Stolicy Apostolskiej na zagrożenia doktrynal­ne kierunku nazwanego wówczas modernizmem, który relaty­wizował dane Objawienia i tym samym stawiał pod znakiem za­pytania niezmienność dogmatów. Studenci lowańscy zaniepoko­li się i zakwestionowali prawowierność wypowiedzi jednego ze swoich profesorów – dogmatyka Leona Beckera. Wówczas pa­pież św. Pius X, który w dwa lata potem wydał dwa doku­men­ty antymodernistyczne: dekret Lamentabili oraz encyklikę Pascen­di Do­minici gregis, do dwuosobowej komisji mianowanej celem zbadania ewentualnych błędów tego profesora powołał właśnie o. Columbę Marmiona. Podobnie było ze sprawą zbadania dok­try­ny irlandzkiego jezuity Georga Tyrrella – tylko z innym wy­nikiem. Już same te dwie papieskie nominacje świadczą o ówczes­nej odgórnej aprobacie Marmiona jako teologa.

Można jednak po­wiedzieć coś więcej o jego autorytecie i ta­k­cie na podstawie te­go, jak się wywiązał z pierwszego z tych dwu zadań. Nie tylko prze­słał on do Rzymu szczegółowe sprawo­zdanie z przeprowadzo­nego badania, ale nadto na miejscu, w Belgii, doprowadził do tego, że inkryminowany profesor uznał niektóre swoje wyraże­nia za niefortunne, podpisał odpowiednią deklarację i w zamian za to pozostał na swoim stanowisku. Profesor Marmion uka­zuje się w świetle tego faktu jako teolog o wy­ważonych poglą­dach, dlatego sprawiedliwy cenzor, a zarazem – co ważniejsze – naśladowca Tego, do którego Ewangelista odniósł Izajaszo­wą charakterystykę Sługi Jahwe: Trzciny zgnie­cio­nej nie złamie ani knota tlejącego nie dogasi (Mt 12,20 wg Iz 42,3).

Takie załatwienie drażliwej sprawy doktrynalnej ukazuje w Mar­mionie prekursora tej metody, która dopiero od niedawna zapano­wała w stylu postępowania rzymskiej Kongregacji Doktryny Wia­ry, której odpowiednikiem w jego czasach było Św. Oficjum, a jeszcze przedtem Kongregacja Inkwizycji, co budzi dziś wiadome reakcje. Na czele dzisiejszej Kongregacji Doktryny Wiary stoi jako jej prefekt dobrze wszystkim znany kard. Joseph Ratzinger. Pozwolę so­bie przytoczyć tu zasłyszaną przeze mnie z jego ust wypowiedź. Było to podczas jednej z sesji Papieskiej Komisji Biblijnej. Ja­ko jej członkowie zebraliśmy się w pałacu Kon­gregacji Doktryny Wiary, żeby razem z kard. Ratzingerem udać się na audiencję do Ojca św. do pobliskiego Watykanu. Ponieważ było jeszcze na nią za wcześnie, staliśmy czekając w sty­lo­wej sieni Palazzo della Con­gregazione. Wtedy kardynał przytoczył refleksję wypowiedzianą w tej właśnie sie­ni przez poprzedniego papieża, Jana Pawła I z oka­zji wizyty w Kongregacji: „Po­my­ślmy sobie. Ten gmach był do nie­dawna dla duchowieństwa postrachem, a teraz jest jego na­dzieją…” Te słowa papieża znala­zły potwierdzenie w wielu dia­logach przeprowadzonych w tej Kongregacji, które rozładowały w ostatnich latach niejedno napięcie doktrynalne. Jakimś ogniwem tego łańcucha korzystnej w Kościele ewolucji był, jak widać ze sprawy Leona Beckera, również profesor Columba Marmion.

Oprócz odgórnej aprobaty nie brakło mu także oddolnego uzna­nia. Jeden z księży, słuchaczy wykładów Marmiona dla przyszłych profesorów, wyznał w roku 1908: „Oto jest dogmatyka tak głoszona, jak ją głosić należy”. W tej entuzjastycznej ocenie zwróćmy uwagę na słowo „głosić” zamiast oczekiwanego „wy­kła­­dać”. Okazuje się, że Marmion w odbiorze swoich słuchaczy był prekursorem postulowanego dziś kierunku okre­ślanego jako te­ologia kerygmatyczna, o czym niżej będzie mowa.

Spośród wielu ocen dodatnich, jakie spotkały Marmiona ze stro­ny jemu współczesnych, niech nam wystarczą te dwa fakty oce­ny odgórnej oraz od­dolnej, do tego, by uchylić aprioryczne za­­strzeżenia i podjąć nasz temat – charakterystykę Marmiona ja­ko teologa. Nie będzie to wyczerpująca synteza, gdyż na to nie po­zwalają ramy czasowe tego wystąpienia. Dotknę tylko kilku za­sadniczych punktów, ilustrując je przykładami.

W swoim świeżo wydanym u nas opracowaniu postaci Bło­go­sławionego Columby, s. Małgorzata Borkowska OSB, chcąc zbli­żyć nam tę postać, posłużyła się między innymi bardzo szczę­śliwym pomysłem: porównała Irlandię, ojczyznę Marmiona, z Pol­­ską, mianowicie dawne nasze dzieje z sytuacją Irlandii, prze­de wszystkim pod względem politycznym. Przy tym punkt po­rów­na­nia stanowiło dla Autorki życie pod obcą okupacją i zro­zu­miałe na tym tle dążenie do wolności, której jutrzenki doczekał nasz Irlandczyk dożywając kresu swych dni w Belgii. Z tego po­­mysłu s. Małgorzaty skorzystam i ja również, ale w innej dziedzi­nie, do której nie zastosowała go Autorka, mianowicie w dzie­dzinie teologii. Jeden z dzisiejszych polskich biskupów, a dawny pro­fesor, na zapytanie Ojca św. Jana Pawła II, co wyróżnia teraźniej­szą teologię polską w porównaniu z francuską czy niemiecką, od­powiedział krótko: „To, że jest ona teologią na kolanach”. Jeśli ta charakterystyka polskiej teologii jest trafna, to mamy dowód cennego dla nas podobieństwa z Marmionem w dziedzinie upra­wiania teologii. Otóż właśnie jego teologia z pewnością była te­ologią na kolanach, była przemodlonym przez mnicha kerygma­tem nade wszystko chrystologicznym, była wreszcie dogmaty­ką trafnie zastosowaną do ascetyki. Może i tym także należy tłu­ma­czyć znaczną u nas popularność dzieł Marmiona.

Padło tu określenie może zbyt fachowe dla uszu niejednego obec­nego tu słuchacza – kerygmat. Pozwolę więc sobie je wyjaśnić. Ten biblijny termin grecki tłumaczony na język pol­ski jako „głoszenie (słowa, Ewangelii)” lub mniej szczęśliwie, choć bardzo tradycyjnie w stylu Biblii Wujka, jako „prze­po­wia­da­nie”, oznacza pierwszą podstawową postać publicznych wystąpień apostołów Jezusa Chrystusa, wiernych Jego nakazowi misyj­ne­mu: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworze­niu! (Mk 16,15). Takich pierwotnych kerygmatów, dłuższych lub krót­szych, w Dziejach Apostolskich można naliczyć osiemnaście. Z nich najbardziej jest nam znany najdłuższy i klasyczny – pier­wsze przemówienie Piotra Apostoła bezpośrednio po zesłaniu Ducha Świętego (Dz 2,14–41), czytany w kościołach podczas li­turgii eucharystycznej tej uroczystości. Kerygmat jest solennie gło­szonym w imieniu Bożym orędziem na zasadzie otrzymanego od Boga posłannictwa. Ma ono coś z proroctwa. Je­go treścią bowiem jest kontynuacja działania proroków Starego Testamen­tu, gdyż mówca wykazuje w nim realizację ich zapowiedzi w dzie­le życiowym Jezusa Chrystusa, głównie zaś w faktach paschal­nych, czyli w Jego zbawczej śmierci i w wejściu do chwały Ojca przez powstanie z martwych i wniebowstąpienie. Kerygmat wyma­ga od słuchacza konsekwencji, wzywając do metanoi, do wysnu­cia wniosków życiowych z dzieła dokonanego przez Jezusa Chry­stusa. Konsekwencja ta polega na świadectwie własnego życia. Centralnym tematem jest w kerygmacie „wydarzenie Chrystu­so­we”. Tak chyba można przetłumaczyć trafne w teologii nie­mie­ckiej określenie „das Christusereignis”.

Otóż zarówno w tytułach wszystkich dzieł znanej trylogii Mar­­miona, jak w polskim tytule mniejszego jego dziełka zawiera­­jącego rekolekcje dla zakonnic, czytamy niezmiennie imię Chry­stus. Inaczej jest tylko w piątym jego dziele: Zjednoczenie z Bo­giem w tajemnicy Ojca, choć i tam słowo „Ojciec” jest uzasadnio­ne relacją do Syna – Jezusa Chrystusa. W każdym z tych czterech dzieł głównym przedmiotem jest nie dusza ludzka, lecz Jezus Chrystus Odkupiciel, nieustannie bijące osobowe źródło łaski ożywiającej człowieka, który się na Niego otwiera. Tego rodza­ju chrystocentryzm Marmiona czyni go – mimo znacznej odle­głości w czasie – prekursorem nauki Drugiego Soboru Watykań­skiego z jego akcentami położonymi na dziejach zbawienia, któ­rych Alfą i Omegą jest Jezus Chrystus. Ojciec św. Jan Paweł II wy­brał jako motto Roku Jubileuszowego u progu trzeciego tysiąc­lecia chrześcijaństwa lapidarne zdanie z Listu do Hebrajczyków: Jezus Chrystus – wczoraj i dziś, ten sam także na wieki (Hbr 13,8). Wszystkie cztery dzieła Marmiona wyżej wspomniane mogą uchodzić za rozwinięcie tego zdania, a tym samym stanowią doskona­łą pomoc w duchowym przeżywaniu tego jubileuszu.

Błogosławiony Columba rozwija swój chrystocentryzm czerpiąc głównie z Pisma Świętego. Przy tym głównym źródłem pozo­staje dla niego myśl natchniona dwóch pierwszoplanowych te­ologów wśród pisarzy Nowego Testamentu – św. Jana, którego Ewangelia słusznie nazwana została przez Orygenesa „du­cho­wą”, i św. Pa­wła w jego szeroko rozumianym Corpus Paulinum.

W tej dziedzinie Marmion teolog-dogmatyk różni się wyraźnie od dogmatyków nam współczesnych. Dzisiejsza teologia dogma­tyczna wprawdzie opiera się bardziej niż kiedykolwiek przed­­tem na Piśmie Świętym, ale też bada je bardziej niż kiedykol­wiek fachowo, podobnie jak to czynią bibliści, a więc z posze­rzo­nym znacznie aparatem dyscyplin pomocniczych i starając się czę­sto nawiązywać kontakt z innymi filozofiami niż tomizm. Wśród dzisiejszych dogmatyków można spotkać takich, którzy – śla­dem najdawniejszych Ojców Kościoła – niewiele wychodzą po­za dane biblijne. Jednakże dzisiejszych dogmatyków różni od dzieł doby patrystycznej to, że analizują oni dane biblijne i potem stosują według wymogów metodologicznych dzisiejszych z od­po­wiednią do tego erudycją. Niekiedy przybiera ona postać ta­­ką, która wręcz utrudnia kontakt z czytelnikiem. Miałem sposob­ność nie raz słyszeć narzekania niemieckich księży, że nawet im zbyt trudno nie­kie­dy czytać i rozumieć K. Rahnera czy H.U. von Balthasara.

Natomiast teologia dogmatyczna widoczna w dziełach Marmio­na jest wyraźnie biblijna, ale na nieco inny sposób. Bliższy jest on dawnej wykładni Ojców Kościoła, wprawdzie uboższej w środ­ki czerpane z erudycji, ale bardziej duszpasterskiej. Jego zna­jomość Pisma Świętego i argumentacja jest tradycyjna w dwo­ja­kim znaczeniu. Można by to wyrazić obrazowo jako zależność od Tradycji pisanej dużą literą i małą. Obie one dzisiaj współ­istnieją a fakt, że się ich nie odróżnia od siebie co do mery­torycznej wartości, jest nadal źródłem nieustannych nieporozu­mień. Biblistyka od czasów Marmiona poszła niesłychanie naprzód do tego stopnia, że wysunęła się na czoło nauk teologicznych, co znalazło wyraz w dokumentach Vaticanum II. Tego etapu jeszcze nie można było oczekiwać w twórczości Marmiona. Na­tomiast zależność od Tradycji dawnych Ojców Kościoła, pisanej przez duże T, nadaje Marmionowi niezmienną aktualność.

Trzeba jednak ten sąd o aktualności odpowiednio wycieniować. Mianowicie należy przyznać, że znajdują się u niego także ele­menty tradycji pisanej z małej litery. Są one dwojakiej natury: for­malne i merytoryczne. W imię obiektywizmu postaramy się im przyjrzeć, by sprawiedliwie ocenić aktualność teologa Marmio­na.

Do pierwszych łatwo wybaczalnych braków zaliczyć trzeba za­leżność jego od łacińskiego tekstu Wulgaty. Dzisiejszemu czytel­nikowi łatwo rzuca się w oczy ta zależność i w sumie może ona wywołać nawet niekorzystne wrażenie, i to z kilku względów. Pierwszy z nich, a najmniej chwalebny dla dzisiejszego czy­tel­nika, jest ten powód, że znajomość łaciny w ostatnim półwieczu ogromnie zmalała, nawet wśród duchowieństwa katolickiego. Nie mam zamiaru roztrząsać i oceniać tu przyczyn tego zjawiska: fakt pozostaje niewątpliwy i trzeba z nim się liczyć. Nie dzi­wi­my się jednak temu, że u Marmiona zależność ta aż tak mocno się zaznaczyła. Pamiętajmy, że w jego czasach cała liturgia tak w Eucha­rystii, jak w Bożym Oficjum, czyli w Liturgii godzin, by­ła sprawowana wyłącznie po łacinie. Zatem głosząc konferencje do mnichów czy zakonnic opat Maredsous chętnie przytaczał tekst co dnia recytowany przez nich w modlitwach chórowych i słyszany we Mszy świętej. A w całej liturgii Kościoła zacho­dniego słyszało się wtedy tylko przekład łaciński Wulgaty. Autorytet zaś tego tekstu łacińskiego niepodzielnie panował jesz­cze dość długo potem. Trzymanie się go było więc nieuni­k­nio­ne. Dopiero w 20 lat po śmierci o. Columby w encyklice Divino afflante Spiritu, nazwanej z czasem „zielonymi światłami dla egze­gezy katolickiej”, Pius XII ograniczył znaczenie tego łacińskiego przekła­du tekstu Biblii, nazywając jego autentyczność „tylko pra­wną”. A dopiero w roku 1979 Ojciec św. Jan Paweł II wprowa­dził tzw. Nową Wulgatę, czyli przekład łaciński całego Pisma Świę­tego z języków oryginalnych. Ponadto, jak słyszałem od najstar­szych naszych ojców, w Belgii długo jeszcze panowała moda ka­znodziejska na zaczynanie kazań od motta biblijnego w ję­zyku ła­­cińskim, co miewało niekiedy następstwa wręcz komiczne. Ale ta­kimi są one dla nas dziś, a nie były dla ówczesnych słuchaczy ocze­kujących stosowania tej maniery powszechnie wte­dy uznawanej.

Przejdźmy do nieco ważniejszego, bo merytorycznego tradycjo­nalizmu, oczywiście tego z małej litery, czyli do pewnych odchy­leń także sensownych w przekazie słowa. Niejeden tekst biblij­ny przytoczony według Wulgaty przez opata Columbę, a komen­towany w jego konferencjach i rekolekcjach, potem utrwalo­ny w książkach, może zaskoczyć dzisiejszego czytelnika zaznajo­mio­nego z innym tekstem biblijnym. Od wielu już lat korzystamy w Polsce z przekładów biblijnych dokonanych wyłącznie z tekstów oryginalnych. Zneutralizowanie tego ujemnego wrażenia będzie pewnym problemem przy planowanym obecnie u nas wzno­­wieniu dzieł bł. Columby. Nie będzie to jednak zadanie zbyt trudne, bo osiągalne na drodze takich zabiegów jak opuszcze­nia lub odpowiednie przypisy.

Wprawdzie w czasach Marmiona zjawisko nabierającej rozma­chu odnowy biblijnej już się dawało zauważyć w Kościele zacho­dnim, ale ten ruch nie dotknął jeszcze w sposób wyraźny Mar­miona jako dogmatyka. Współcześni mu konfratrzy stwierdza­ją jednak, że sam osobiście czytał ze swobodą grecki tekst bi­blijny, w tej liczbie i listy umiłowanego św. Pawła, ale w konfe­rencjach cytował tylko tekst Wulgaty. Dlaczego nie korzystał z gre­ckiego? Trudno na to dać adekwatną odpowiedź. Nie ma co się temu dziwić, skoro ze studiów i specjalności był dogmatykiem, a nie biblistą. Jako mały przykład może posłużyć to, że nazy­­wa on Marią Magdaleną ową anonimową w tekście Łukaszowym jawnogrzesznicę z siódmego rozdziału (Łk 7,36–50). W tej spra­­wie usprawiedliwić Marmiona może to, że w jego czasach ob­chód liturgiczny ku czci św. Marii Magdaleny (22.VII) w kolekcie mszalnej (dziś już zmienionej w mszale Pawła VI !) utożsamiał tę Patronkę dnia z ową właśnie anonimową jawnogrzesznicą, a nadto – co gorsza – z Marią z Betanii, siostrą Łazarza i Marty. Dawna liturgia miała oparcie w fakcie, że takiego sprowadzenia trzech osób z Nowego Testamentu do jednej dokonał przed wie­kami św. Grzegorz Wielki. Niemały, trzeba przyznać, był to auto­rytet, bo i mnich, i papież, i Doktor Kościoła… Ale przemawia­ła przez Grzegorza zachodnia, rzymska tradycja, typowa z ma­łej litery. Natomiast już wtedy Kościół wschodni, bardziej zwią­­zany z biblijnym tekstem greckim jako wciąż dla niego żywym w liturgii, odróżniał prawidłowo te trzy uczennice Jezusowe zgodnie z zapisem Nowego Testamentu. Ślad tego rozróżnie­nia pozostał w greckich menologiach, odpowiedniku Martyrologium Rzymskiego.

Do tej samej kategorii tradycjonalizmu z małej litery zaliczyć mo­żna u Marmiona jego może dalej idące, niż dziś się stosuje, uza­leżnienie od tomizmu, i to w dawnej postaci. Ale pamiętajmy, że w czasach studiów i profesury o. Columby na uczelniach jesz­cze regularnie kruszono kopie w dysputach scholastycznych. Rów­nież ja pamiętam je z czasów seminaryjnych lat temu 60 od­by­­wanych. U nas wtedy był to już tylko zabytek szacownej przeszło­ści, odgrywany według scenariusza z góry przygotowanego, ale w czasach Marmiona brano takie dysputy na serio.

Teologia Marmiona da się sprowadzić do kilku zasadniczych punk­tów. Chronologicznie rozpatrując ukazywanie się tomów jego try­logii czy – jak inni wolą – tryptyku, można zauważyć pewną li­nię rozwojową, aczkolwiek każde z tych dzieł stanowi zwartą ca­łość. Ewolucja biegnie w stronę dalszych zastosowań prawdy, kim jest Chrystus. I tak kolejno: kim dla duszy wiernego, kim dla ca­łego modlącego się w liturgii Kościoła, kim wreszcie dla mnichów jako tych, którzy usiłują realizować chrześcijaństwo w stu procent, bez dodatków. Merytorycznie zaś rozpatrywana doktryna błogosławionego Columby kreśli podstawową zależność stwo­rzenia od Stwórcy, który je powołuje do świętości, a ta jest udzia­łem w Bożym życiu. Pawłowa koncepcja przybranego dziecię­ctwa Bożego i Mistycznego Ciała stają się nam dostępne w Chry­stusie Bogu-Człowieku nie tylko jako fascynujące prawdy, ale jako rzeczywistości przeżywane dzięki łasce przez pokorną wia­rę, nadzieję i miłość pod wodzą Ducha Świętego, który nas pro­wadzi do Ojca.

Jeśli się to wszystko rozważy: pozytywne i niezmiennie ważne war­tości dzieł błogosławionego opata Maredsous, tak żywe dla nas po Vaticanum II, oraz te kilka zastrzeżeń stosunkowo dro­bnych, któ­re są następstwem tradycji pisanej małą literą, trze­ba w nim uznać wciąż aktualny wzór teologa, a nawet prekursora tego, czego naucza Drugi Sobór Watykański.

Po tych wszystkich zestawieniach i ocenach podpisuję się pod zdaniem s.Małgorzaty Borkowskiej, że nasz błogosławiony „go­­tów jest służyć przez swoje pisma tym, co było największym je­­go charyzmatem: syntezą teologii i modlitwy”. Żywię przy tym nadzieję, że jego wstawiennictwo złączone z wielkimi Dokto­­rami Kościoła wyprosi i nam, dzisiejszym „nieużytecznym sługom” w dziedzinie teologii, coś z tej niezbędnej dla nas syntezy, tak by – jak u niego – nasza teologia też przechodziła w modlitwę.

Augustyn Jankowski OSB (ur. 14 września 1916 w m. Złotoust na Uralu, zm. 6 listopada 2005 w Krakowie), właściwie Bogdan Jankowski – benedyktyn, opat tyniecki, biblista, redaktor naukowy Biblii Tysiąclecia, członek Papieskiej Komisji Biblijnej Kongregacji Nauki Wiary, doktor honoris causa PAT. Autor wielu publikacji z dziedziny biblistyki, m.in. Aniołowie wobec ChrystusaBiblijna teologia czasuBiblijna teologia przymierzaDwadzieścia dialogów JezusaRozmowa o Apokalipsie.

Źródło: ps-po.pl, 8 września 2018

Autor: mj