Oszukani Polacy walczą z niemieckim pracodawcą
Treść
Pięćdziesięciu Polaków, którzy przez miesiąc pracowali na budowie w Essen w zachodnich Niemczech, walczy o należne wynagrodzenia. Budowlańcy bez środków do życia mieszkają w noclegowniach dla bezdomnych.
- Czuję się oszukany. Zostaliśmy skuszeni obietnicą wysokich zarobków w Niemczech i każdy z nas był zadowolony, bo wiadomo, że w Polsce tyle nie zarobimy. A spotkały nas kłopoty - powiedział Marian Bogacki z Legnicy.
On i blisko 50 jego kolegów pracowało od początku lipca na budowie na terenie kliniki uniwersyteckiej w Essen. Wykonawca, firma Durmaz & Koese Fach-Mann z Norymbergi, zatrudnił ich na trzy miesiące za pośrednictwem spółki działającej w Legnicy. Ogłoszenie opublikowano w internecie.
Obiecane i zapisane w umowach zarobki były kuszące: 11 euro netto za godzinę plus po 20 euro dziennie na wyżywienie i mieszkanie. Dodatkowo co piątek pracownicy mieli otrzymywać pieniądze za nadgodziny i pracę w soboty. Jednak po czterech tygodniach pracy wypłacono im zaledwie 190 euro. Gdy zażądali pieniędzy za nadgodziny, poinformowano ich, że prace na budowie się skończyły i powinni wracać do Polski.
Kilka dni temu zostali też wyrzuceni z mieszkań, które zajmowali przez miesiąc. Właścicielka nie otrzymała obiecanych 30 tys. euro czynszu, a jedynie 10 tysięcy.
- Do tej pory nie dostaliśmy wypowiedzeń z pracy. Nikt z polskiej firmy się z nami nie skontaktował. To dziwna sytuacja - mówił Bogacki.
- Przypuszczam, że chodziło o to, byśmy pozbawieni środków do życia wrócili do Polski, a sprawa by ucichła. Zamiast udać się w podróż powrotną, mężczyźni postanowili jednak walczyć. Zawiadomili działającą przy związkach zawodowych DGB w Berlinie poradnię pomocy dla pracowników oddelegowanych, zaalarmowali media oraz zorganizowali demonstrację przed terenem kliniki uniwersyteckiej w Essen.
Związki zawodowe IGBau zajęły się oszukanymi pracownikami. Dzięki ich pomocy Polacy zostali zakwaterowani w noclegowniach miejskich w Essen, gdzie przebywają od wtorku.
- Dostaliśmy też dary - pieniądze i żywność - powiedział Holger Vermeer z IGBau. - Ale sytuacja i tak jest dramatyczna. 50 osób to jednak sporo. Nie każdy też chce spać w noclegowniach, niektórzy wolą nocować w samochodach - dodał.
Bogacki opowiedział o geście pewnej napotkanej w Essen Amerykanki, która gdy dowiedziała się o problemach demonstrujących polskich pracowników, oznajmiła, że sama ma polskie korzenie i podarowała im 500 euro. - Dzięki temu mieliśmy za co przeżyć przez trzy dni - powiedział Bogacki.
Obecnie IGBau pośredniczy w rozmowach z firmą Durmaz & Koese Fach-Mann.
- Negocjujemy z firmą z Norymbergi w sprawie wysokości wypłat. Można mówić o zbliżeniu stanowisk, ale nie wiemy, czy to tylko taktyka czy faktycznie chcą pozytywnie rozwiązać sprawę - powiedział Vermeer.
- Zgodnie z niemieckim prawem generalny wykonawca musi ręczyć za podwykonawcę, jeśli ten nie wypłaca wynagrodzeń - dodał. Według związkowców firma Durmaz & Koese Fach-Mann i pośrednik z Legnicy Fach-Mann należą do tego samego właściciela.
W siedzibie firmy w Norymberdze poinformowano, że do czasu zakończenia negocjacji kierownictwo nie będzie komentowało sprawy.
Według Moniki Fijarczyk z berlińskiej poradni pomocy dla pracowników oddelegowanych, działającej przy związkach zawodowych DGB, sytuacja w Essen to "typowy przypadek oszustwa ze strony nieuczciwych pracodawców".
- Mamy takie sprawy na porządku dziennym. Wygląda na to, że panowie pracujący w Essen zostali zwerbowani przez tzw. firmę jednego zlecenia, która znikła zaraz po podpisaniu umów - powiedziała Fijarczyk.
Jej zdaniem, oszukani pracownicy dobrze postąpili, zostając w Essen i zwracając się o pomoc do związków zawodowych. - Mają duże szanse dostać należne wynagrodzenia, co byłoby znacznie trudniejsze, gdyby wrócili do Polski - dodała.
Nasz Dziennik Piątek, 10 sierpnia 2012
Autor: au