Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ostatni dowódca 306. Dywizjonu

Treść

Generał brygady pilot Tadeusz Andersz był jednym z pięciu ostatnich żyjących dowódców polskich dywizjonów myśliwskich i jednym z czterech żyjących generałów, polskich pilotów myśliwskich z okresu II wojny światowej.

Tadeusz Andersz urodził się 27 września 1918 r. w Hoensbroek w Holandii. Dość nietypowe miejsce narodzin było po części dziełem przypadku. Jego ojciec Piotr wyjechał, by uniknąć wcielenia do pruskiego wojska, i tam poznał Franciszkę Kończak, Polkę wywodzącą się ze starej emigracji. Z ich związku narodzili się Florian, Tadeusz i Mieczysław. Po zakończeniu wojny rodzina przeprowadziła się do Niemiec i w latach 20. przyjechała do Poznania. Tam Tadeusz Andersz zdobył wykształcenie i w 1937 r. zdał maturę w słynnym poznańskim gimnazjum im. Bergera. Mając ukończony kurs szybowcowy w Ustianowej, zgłosił się do wojska, do służby w lotnictwie. Po odbyciu kursu dywizyjnego dla podchorążych przy 57. Pułku Piechoty w Poznaniu w styczniu 1938 r. rozpoczął naukę w Szkole Podchorążych Lotnictwa w Dęblinie. Kadrę instruktorską stanowiła elita polskich lotników, a wśród jego kolegów było wiele późniejszych sław polskiego lotnictwa.
W Dęblinie zastał Andersza wybuch wojny. W ten sposób jego i jego kolegów z rocznika ominęła uroczysta promocja, awansowani zostali "w polu", o czym zresztą dowiedzieli się dużo później, gdyż stosowne rozkazy nie dotarły na czas. Ze względu na brak samolotów, wraz z kolegami z kursu myśliwskiego nie wziął udziału w walkach, tylko został ewakuowany do Rumunii, by odebrać samoloty zakupione we Francji i Wielkiej Brytanii. Tam go internowano, ale jak większość Polaków uciekł i przez Jugosławię oraz Grecję dotarł do Francji, gdzie wstąpił do odradzającego się polskiego lotnictwa. Przydzielony do stacji zbornej w Lyon-Bron, dopiero w marcu 1940 r. dostał przydział do klucza kominowego podporucznika Antoniego Kolubińskiego, bazującego w Rennes. Na miejscu przeszkolił się na francuskich samolotach, ale swój udział w kampanii francuskiej zakończył po wykonaniu zaledwie jednego startu alarmowego. Gdy Niemcy zajęli Rennes, w dramatycznych okolicznościach uciekł do Bordeaux, a stamtąd statkiem na "wyspę ostatniej nadziei".
Dramatyczne dni Bitwy o Anglię spędził na ziemi, czekając na swoją kolej do przeszkolenia. Po przejściu stosownych kursów w czerwcu 1941 r. został przydzielony do 315. Dywizjonu Myśliwskiego Dęblińskiego. Wraz z tą jednostką wykonywał loty bojowe nad Francję. Przeważnie były to loty na wymiatanie (wiązanie walką i niszczenie wszelkich napotkanych samolotów wroga) bądź eskorta bombowców. W tym czasie Wehrmacht czynił zastraszające postępy zarówno w ZSRS, jak i w Afryce, zaś U-Booty dziesiątkowały statki z zaopatrzeniem płynące przez Atlantyk, więc sytuacja była bardzo ciężka.

U boku Amerykanów
Przełomowym momentem stało się przystąpienie do wojny Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Wkrótce też na wyspach pojawili się amerykańscy lotnicy, zwani popularnie "jankesami", i Polacy zaczęli latać w eskorcie ich bombowców. Pod koniec 1942 r. do Inspektoratu Sił Powietrznych zgłosił się młody pilot, podporucznik Francis Gabreski (Gabryszewski). Choć zdążył wziąć udział w akcji bojowej podczas ataku na Pearl Harbor, to jednak trudno było to uznać za wystarczające doświadczenie bojowe. Wiedząc o doskonałej renomie polskiego lotnictwa i korzystając z biegłej znajomości języka polskiego (oboje rodzice pochodzili z Lubelskiego), Gabreski poprosił o możliwość odbycia stażu w jednym z polskich dywizjonów. Polskie dowództwo odniosło się do prośby przychylnie i skierowało go na lotnisko Northolt, gdzie major Mümler przydzielił Gabreskiego do "Dębliniaków". Dowodzący dywizjonem kapitan Tadeusz Sawicz (w 2006 r. awansowany do stopnia generalskiego przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego) oddał go właśnie pod opiekę Andersza. Latając jako jego skrzydłowy, Gabreski już w pierwszym locie znalazł się w ogniu walki. Będąc na doskonałej pozycji strzeleckiej, dostał od Andersza rozkaz otwarcia ognia i ostrzelał znajdujące się daleko na horyzoncie sylwetki samolotów. Dopiero w bazie, po wywołaniu filmu z fotokarabinu, ze zdumieniem zobaczył na nim dużego i wyraźnego Focke Wulfa, którego nie zauważył w powietrzu, choć ten leciał niemal na wprost niego! W kolejnych lotach Gabreski nie napotkał już Niemców, ale zdobył bezcenne doświadczenie. Jak sam wielokrotnie podkreślał, to właśnie loty z Anderszem, jego uwagi i nauki stały u podstaw jego późniejszych sukcesów (Gabreski został czołowym asem lotnictwa amerykańskiego w Europie i asem myśliwskim podczas wojny koreańskiej).
Podczas gdy Gabreski odszedł do amerykańskiego 61. Dywizjonu Myśliwskiego, Andersz kontynuował loty w 315. Dywizjonie. Swoje pierwsze zwycięstwo odniósł 4 kwietnia 1943 r. nad Rouen. Lecąc w eskorcie amerykańskich "Latających Fortec", na tyle skutecznie ostrzelał niemieckiego Focke Wulfa 190, że zaliczono mu jego zniszczenie. W tym samym locie poległ dowódca eskadry A porucznik Stanisław Łukaszewicz, a na jego miejsce został wyznaczony właśnie Tadeusz Andersz.
W listopadzie 1943 r. nadszedł czas obowiązkowego odpoczynku i Andersz został skierowany do 61. Jednostki Wyszkolenia Bojowego w Rednall, by tam przekazać młodym lotnikom zdobyte doświadczenia. Służba ta, zwana eufemistycznie właśnie odpoczynkiem, nie była popularna wśród lotników, jako niebezpieczna i nużąca. Na swoje szczęście podczas jednej z przepustek Andersz spotkał Gabreskiego, który usłyszawszy o problemach swojego mentora, zaproponował mu latanie w swojej jednostce. Amerykańscy lotnicy podlegali takiej samej rotacji i wkrótce duża grupa lotników miała powrócić do USA, a na ich miejsce mieli przyjść nowi piloci, choć dobrze wyszkoleni, to niedysponujący doświadczeniem bojowym. Gabreski doskonale zdawał sobie sprawę z wagi problemu i zachęcał doświadczonych polskich lotników do latania w jego dywizjonie. Nie bez znaczenia były też osobiste ambicje amerykańskiego dowódcy. Polonus postawił sobie za cel zostać najskuteczniejszym amerykańskim myśliwcem i latał niezwykle agresywnie, dodając kolejne zestrzelenia. W związku z tym potrzebował niezwykle doświadczonych skrzydłowych zdolnych do utrzymania się za nim i zapewnienia osłony w kolejnych starciach. Mając takie poparcie, Andersz wkrótce znalazł się u Amerykanów latających na potężnych Thunderboltach. Wraz z nimi rozpoczął operacje daleko w głąb terytorium wroga, aż nad Niemcy. Podczas jednego z lotów, 9 kwietnia 1944 r., 61. Dywizjon Myśliwski eskortował "strumienie" bombowców mających zaatakować fabryki Focke Wulfa w Malborku i Poznaniu. Nad Kilonią doszło do starcia z niemieckimi myśliwcami i w wyniku walki Andersz zestrzelił jednego Messerschmitta 109. Było to jego drugie zwycięstwo. Niestety, w czerwcu 1944 r. inspektorat przypomniał sobie o nim i skierował do 84. Bazy Lotniczej w celu rozprowadzania nowych i wyremontowanych samolotów po jednostkach bojowych. Andersz próbował tę decyzję odwołać albo przynajmniej opóźnić, jednak z żalem musiał opuścić amerykańskich kolegów, gdyż został wyznaczony na następnego dowódcę 315. Dywizjonu Myśliwskiego w miejsce kończącego swoją turę Eugeniusza Horbaczewskiego, notabene kolegi z Dęblina z tej samej XIII promocji. Niestety, przeniesienie uległo przyśpieszeniu, gdyż Horbaczewski nie wrócił z lotu bojowego 18 sierpnia 1944 r. (po wojnie okazało się, że rozbił się podczas walki koło Beauvais). "Dziubek", jak go zwali koledzy, był niezmiernie popularnym i charyzmatycznym dowódcą, więc Andersz znalazł się w niezwykle trudnej i niezręcznej sytuacji.
W tym okresie "Dębliniacy" zajmowali się głównie lotami przeciwko pociskom samosterującym V1. Po zakończeniu niemieckiej ofensywy Polacy rozpoczęli regularne loty w eskorcie ciężkich bombowców atakujących cele w Niemczech. Wkrótce jednak dywizjon Andersza dostał rozkaz udania się do Szkocji, do bazy Peterhead, by stamtąd wykonywać loty w eskorcie brytyjskich samolotów atakujących niemiecką żeglugę u wybrzeży Norwegii. Same w sobie loty te nie były niebezpieczne, ryzyko napotkania samolotów wroga stosunkowo nieduże, ale stanowiły one olbrzymie obciążenie psychiczne dla pilotów, którzy długimi godzinami latali nad bezkresnymi przestrzeniami Morza Północnego. Przy niezbyt doskonałej służbie ratowniczej każda usterka czy uszkodzenie, każdy błąd nawigacyjny czy niekorzystne warunki atmosferyczne oznaczały niemal pewną śmierć w morskich odmętach. Dywizjon Andersza utracił w tych lotach czterech lotników, z czego dwóch zestrzelonych przez Niemców, odnosząc jednak zwycięstwa przeciwko Luftwaffe.
W połowie stycznia 1945 r. dywizjon pozostawił samoloty swoim następcom i koleją powrócił na lotnisko Andrews Field, by po pobraniu nowego sprzętu rozpocząć operacje nad Niemcy wraz z bazującymi tam polskimi Dywizjonami 306 i 309 tworzącymi II Polskie Skrzydło Myśliwskie. W jednym z lotów, 21 lutego 1945 r., Skrzydło miało przeprowadzić wymiatanie przed wyprawą bombową. Nad Osnabrück napotkano samoloty wroga i Andersz poprowadził 315. Dywizjon do ataku. Po krótkim starciu Polacy zgłosili zniszczenie trzech Focke Wulfów 190 i uszkodzenie trzech dalszych, sam Andersz zaś - prawdopodobne zniszczenie jednej maszyny wroga (nie zaobserwował jej smutnego końca). Była to ostatnia walka "Dębliniaków".
Na początku kwietnia 1945 r. Andersz odszedł z dywizjonu na zasłużony odpoczynek. Pełnił przez pewien czas funkcje sztabowe w dowództwie lotnictwa myśliwskiego oraz w dowództwie 12. Grupy Royal Air Force. Od września 1945 r. studiował w Wyższej Szkole Lotniczej w Weston-super-Mare, po ukończeniu której w kwietniu 1946 r. skierowany został do bazy w Coltishall, gdzie stacjonowało II Polskie Skrzydło Myśliwskie. W maju 1946 r. został ostatnim dowódcą 306. Dywizjonu Myśliwskiego Toruńskiego i pozostał na tym stanowisku aż do jego rozformowania w styczniu 1947 roku. Służbę w Siłach Powietrznych zakończył w polskim stopniu majora dyplomowanego.

W służbie prezydentów RP
Po zdemobilizowaniu, podobnie jak pozostali koledzy, stanął przed dylematem - co dalej robić. Początkowo pracował w hotelarstwie, ale po paru latach zdecydował się na kontynuowanie kariery pilota wojskowego w Royal Air Force. Tam latał m.in. jako pilot transportowy, wożąc na Dalekim Wschodzie "niezwykle ważne osobistości", czyli popularnych VIP-ów. Następnie, aż do przejścia na emeryturę w 1973 r. służył jako kontroler lotów.
Po przejściu w stan spoczynku zamieszkał w Londynie, gdzie znalazł zatrudnienie w Victoria & Albert Museum. Działał w Stowarzyszeniu Lotników Polskich, od 1981 r. zasiadał w Radzie Narodowej. Równocześnie pełnił funkcję podsekretarza stanu w Ministerstwie Informacji RP, był także adiutantem z ramienia lotnictwa prezydentów RP na uchodźstwie: Edwarda Raczyńskiego, Kazimierza Sabbata oraz Ryszarda Kaczorowskiego.
Po 1989 r. często odwiedzał Polskę jako gość honorowy licznych uroczystości rocznicowych i kombatanckich, m.in. uczestniczył w przekazaniu do kraju sztandaru polskich lotników. W maju 2005 r. we Wrocławiu brał udział w uroczystych obchodach sześćdziesiątej rocznicy zakończenia II wojny światowej i przy tej okazji został awansowany do stopnia generała brygady. W sierpniu 2007 r. był gościem Światowego Zjazdu Lotników Polskich w Warszawie. Za działalność powojenną odznaczono go Krzyżem Oficerskim i Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
Generał brygady Tadeusz Andersz zmarł w Londynie 29 października 2007 r. w wieku 89 lat. Spoczął w rodzinnym grobowcu na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie. Był odznaczony Srebrnym Krzyżem Orderu Virtuti Militari, trzykrotnie Krzyżem Walecznych, angielskim oraz amerykańskim Distinguished Flying Cross oraz czterokrotnie amerykańskim Air Medal.
Franciszek Grabowski
"Nasz Dziennik" 2007-12-18

Autor: wa

Tagi: tadeusz andersz