Osocze pod lupą prokuratury
Treść
Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu wszczęła śledztwo w sprawie domniemanej afery związanej z przetwórstwem w Szwajcarii pochodzącego z Polski osocza ludzkiej krwi. Podstawą jest niedopełnienie obowiązków przez pracowników Instytutu Hematologii i Transfuzjologii w Warszawie oraz urzędników Ministerstwa Zdrowia przy zawieraniu niekorzystnych umów dla Polski z jedną z firm szwajcarskich. Skutkiem tych działań są wielkich rozmiarów szkody poniesione przez Skarb Państwa.
Jak powiedział nam Janusz Wiśniewski, zastępca prokuratora okręgowego w Tarnobrzegu, chodzi o umowy zawierane w latach 1993-2005 na frakcjonowanie w Szwajcarii polskiego osocza, które było tam przetwarzane na pastę immunoglobulinową. Do Polski trafiała tylko jej część, reszta pozostawała zaś w Szwajcarii. - Istnieje podejrzenie, że rzeczywiście doszło do nieprawidłowości polegających na niezabezpieczeniu w prawidłowy sposób polskich interesów. Osocze było przetwarzane w Szwajcarii na być może niekorzystnych warunkach, co mogło spowodować szkodę wielkich rozmiarów - mówi Wiśniewski.
Na obecnym etapie postępowania nie można jednak przesądzać o zarzutach ani też o odpowiedzialności konkretnych osób. Śledztwo, które toczy się w sprawie, ma odpowiedzieć na pytanie, czy istotnie popełniono przestępstwo. Nie ustalono jeszcze, jaka jest ewentualna wartość tej szkody - przy czym może to być nawet kilkaset milionów złotych - ani kto jest za to odpowiedzialny.
- Oczywiście ustalamy krąg osób, które były odpowiedzialne za te działania, natomiast najpierw trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy rzeczywiście doszło do powstania szkody dużej wartości i czy nastąpiło niedopełnienie obowiązków służbowych przez Ministerstwo Zdrowia tudzież pracowników Instytutu Hematologii i Transfuzjologii. Sprawa jest bardzo skomplikowana i dotyczy materii bardzo ścisłej, bowiem frakcjonowaniem osocza zajmuje się zaledwie kilka firm na świecie.
Natomiast sprawa jest niezwykle istotna z punktu widzenia interesów Polski i zabezpieczenia w leki krwiopochodne, których w zasadzie niczym nie można zastąpić. - Obecnie mamy wstępnie zaplanowane czynności dowodowe, prawdopodobnie trzeba będzie poszukiwać opinii w tej sprawie, a także przeprowadzać przesłuchania świadków za granicą. Być może dopiero suma tych wszystkich czynności da nam odpowiedź na pytanie, czy rzeczywiście popełniono przestępstwo, jakich rozmiarów i kto jest za nie odpowiedzialny - wyjaśnia prokurator Wiśniewski.
To już kolejne śledztwo prowadzone przez tarnobrzeską prokuraturę związane z nieprawidłowościami przy powstawaniu Laboratorium Frakcjonowania Osocza w Mielcu. Przypomnijmy, że w 1997 r. rząd Włodzimierza Cimoszewicza poręczył 32 mln dolarów kredytu zaciągniętego w bankach przez spółkę LFO na budowę w Specjalnej Strefie Ekonomicznej w Mielcu fabryki leków z osocza ludzkiej krwi, jednak inwestycja, poza wybudowaniem dwóch hal, nigdy nie została zrealizowana. 21 mln dolarów z tej kwoty wypłynęło z Polski lub znalazło się na prywatnych kontach. Niedawno komornicy wyegzekwowali blisko 61 mln zł z kont Ministerstwa Finansów, które zostały przelane na konta banków udzielających kredytów na tę inwestycję. Zdaniem prokuratora Wiśniewskiego bieżący rok powinien być decydujący dla pozytywnego zakończenia tej sprawy, która trwa już ponad pięć lat. - Powodem przedłużającego się śledztwa nie jest bynajmniej opieszałość prokuratury, ale m.in. oczekiwanie na ekstradycję głównego podejrzanego w sprawie LFO Zygmunta N., która pozwoliłaby na przeprowadzenie istotnych dowodów - wyjaśnia Janusz Wiśniewski. W aferę LFO zamieszani są prominentni politycy SLD z otoczenia byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i rządu kierowanego przez Włodzimierza Cimoszewicza. Na razie na ławie oskarżonych zasiadł dawny minister gospodarki Wiesław Kaczmarek, którego proces przed warszawskim sądem rozpoczął się w październiku ubiegłego roku.
Mariusz Kamieniecki
"Nasz Dziennik" 2007-02-08
Autor: wa