Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Osetia znów w centrum uwagi

Treść

Czterdzieści dni po tragedii w Biesłanie w moskiewskich szpitalach przebywa 139 poszkodowanych, w tym 56 dorosłych i 83 dzieci - poinformowało wczoraj rosyjskie ministerstwo zdrowia. W miastach Osetii Północnej pojawiły się wczoraj wzmocnione patrole wojska i milicji. Mają one zapobiec zapowiadanej przez Osetyjczyków zemście na Inguszach, którzy są oskarżani o przeprowadzenie zamachu na szkołę w Biesłanie.
Według ministerstwa, spośród 139 rannych znajdujących się w moskiewskich szpitalach 3 osoby, w tym jedno dziecko, są w ciężkim stanie. Za pozytywny uznano stan zdrowia 89 osób, w tym 56 dzieci. "W ciągu ostatnich dni ze stołecznych ośrodków medycznych wypisano 24 osoby - 6 dorosłych i 18 dzieci" - poinformowało ministerstwo.
Rosyjska gazeta "Komsomolskaja Prawda" zastanawiała się we wczorajszym wydaniu nad losami 260 zakładników, którzy zaginęli. Gazeta spróbowała przeprowadzić własne dochodzenie w tej sprawie. Dziennikarz lokalnej gazety "Żiźń Prawobierieżja" Elbrus Tedtow, szukający syna, nie może zrozumieć, dlaczego nikt nie przesłuchuje świadków. - Dlaczego niezidentyfikowane szczątki zmasakrowanych ciał z Władykaukazu wywieziono do Rostowa [znajduje się tam laboratorium wojskowe, które prowadzi identyfikację poprzez badanie DNA - przyp. red.]? Po to, by wszystko zatajając, podsunąć jedne z tych opalonych szczątków i powiedzieć, że to mój syn - stwierdził zrozpaczony dziennikarz.
Według "Komsomolskiej Prawdy", to, że większość zaginionych jest martwa, było wiadomo od samego początku. Świadkowie zdarzeń, wojskowi i ojcowie, opowiadają, że po wejściu do sali sportowej zobaczyli przerażający widok - wszędzie były porozrzucane opalone szczątki ciał. Następnie przez dwie godziny to wszystko się paliło, a strażacy nie gasili, tłumacząc, że nie mają wody albo że nie otrzymali takiego rozkazu. Dziewięćdziesiąt procent zaginionych zostało tam, w tej "masie", którą potem spychano buldożerami i wywożono ciężarówkami - pisze "Komsomolskaja Prawda". Świadkowie z Biesłanu widzieli, jak te szczątki ciężarówki wysypały na śmietnisku, pomimo że prokuratura generalna na Kaukazie Północnym zapewniała, iż najmniejsze cząstki ludzkie zostały zebrane ręcznie przez śledczych - pisze gazeta.
Po zakończeniu w poniedziałek 40-dniowej żałoby po ofiarach tragedii w biesłańskiej szkole Osetyjczycy - jak relacjonują rosyjskie media - przygotowują się do zemsty. Chcą jej dokonać, atakując mieszkańców sąsiedniej Inguszetii, oskarżanych o uczestnictwo w zamachu na szkołę. Mogłoby to wywołać kolejną wojnę między tymi republikami wchodzącymi w skład Federacji Rosyjskiej.
Wiesław Sarosiek



Maciej Falkowski, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich, ekspert od spraw Kaukazu
W ciągu 40 dni, które minęły od tamtej tragedii, w społeczeństwie północnoosetyjskim nagromadziła się potężna nienawiść i frustracja. Ten gniew może się wylać w dwóch kierunkach: albo przeciwko władzom, które są obwiniane o całą tragedię, albo przeciwko Inguszom - sąsiadom Osetyjczyków, oraz Czeczenom, chociaż Czeczenów w Osetii mieszka bardzo niewielu. Niebezpieczeństwo wznowienia konfliktu północnoosetyjskiego, którego pierwsza odsłona miała miejsce w 1992 roku, jest bardzo duże. W Osetii Północnej mieszka około
20 tys. Inguszów, którzy zajmują rejon Prigorodny na wschód od Władykaukazu, i jeśli wybuchłyby walki, miałyby one miejsce właśnie w tamtych stronach. Myślę, że zamachy są raczej mało prawdopodobne, bardziej możliwe są jakieś zbrojne incydenty czy niepokoje społeczne.
not. JS

"Nasz Dziennik" 14-10-2004

Autor: Ku8a