Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Orzechy bez dopłat

Treść

Zakładanie plantacji orzechów włoskich lub laskowych jest już nieopłacalne. Powód? Nikt nie otrzyma za nie unijnych dopłat uzupełniających. W ten sposób państwo walczy z patologiami, jakie towarzyszyły tym uprawom, a polegały głównie na wyłudzaniu wysokich unijnych dopłat.
Pan Eugeniusz [nazwisko do wiadomości redakcji] chciał na kilku hektarach wolnych gruntów założyć plantację orzechów włoskich. Był przekonany, że jego ziemia doskonale nadaje się na takie drzewa, ponieważ ma przy domu kilka orzechów, które wydają co roku piękne owoce. Rolnik zdziwił się jednak, gdy okazało się, że na plantacje orzechów nie będą już wypłacane unijne dotacje. - A bez dopłat cała inicjatywa nie będzie dochodowa - tłumaczy nasz rozmówca. - I nie mam co liczyć na to, że dotacje zostaną przywrócone, bo to już "przegrana sprawa". Dowiedziałem się, że orzechy włoskie i leszczyna zostały wyłączone z systemu płatności uzupełniających z unijnego budżetu. Nie ma też szans, aby te dopłaty wypłacał budżet państwa - dodaje rolnik.
Ale prawdę mówiąc, takiej decyzji można się było spodziewać. Przede wszystkim dlatego, że dopłatom do orzechów towarzyszyły liczne patologie polegające głównie na wyłudzaniu dopłat. Okazało się, że wiele zaradnych osób, dysponujących odpowiednimi gruntami, zgłaszało chęć założenia takich plantacji. Najpierw można było otrzymać kilkaset złotych na każdy hektar przyszłej plantacji, a następnie trzeba było złożyć wniosek o płatności bezpośrednie i czekać na przelew pieniędzy na konto. Taka dopłata do jednego hektara składała się z dwóch części: podstawowej płatności obszarowej (którą dostaje każdy rolnik uprawiający ziemię) i płatności uzupełniającej do plantacji, która wynosiła 1800 zł za hektar (przez pierwsze trzy lata, jeśli gospodarstwo przestawia się na produkcję ekologiczną) i 1540 zł za hektar (przez kolejne dwa lata). Przy czym maksymalne stawki dopłat dotyczyły sadów orzechowych o powierzchni nie większej niż 100 hektarów. Im większa plantacja, tym dopłaty maleją (dotacja nie jest wypłacana na sady o powierzchni ponad 300 ha). Zresztą te dopłaty uzupełniające wcześniej znacznie obniżono, a teraz będą w ogóle likwidowane.
Jednak to, co miało być pożytkiem dla rolników i środowiska, najlepiej wykorzystali ludzie niezwiązani z rolnictwem. Kupowali oni wielkie obszarowo gospodarstwa i sadzili tam orzechy. Nic wielkiego nie musieli przy tym robić, bo drzewa nie wymagały nadzwyczajnej pielęgnacji, a unijne pieniądze spływały im do kieszeni. Na orzechach zarabiał np. były wiceminister środowiska Maciej Trzeciak, który, by kupić od państwa ponad 200 ha gruntów na ten cel, załatwił sobie nawet fikcyjny meldunek w Reczu (woj. zachodniopomorskie).
Tak więc teraz te problemy mają się skończyć raz na zawsze. Choć nie jest to takie pewne. Mogą pojawić się wszak pomysły innego dochodowego, ale niewymagającego pracy zagospodarowywania wolnych gruntów. Krytycy unijnego systemu dopłat przekonują, że to właśnie on jest przyczyną takich problemów jak orzechy włoskie w Polsce. - Przecież wiadomo, że nasz klimat jest dla nich za surowy. Jedno, dwa drzewa można sobie przy domu posadzić. Ale wielohektarowa plantacja to co innego. Często jest narażona na choroby, przymrozki. Dziwne więc, że kiedyś w ogóle wpisano do systemu dopłat drzewa orzechowe - mówi przyrodnik Arkadiusz Woźnicki.
KL
Nasz Dziennik 2011-04-12

Autor: jc