Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Orły walczą do ostatnich sekund i wygrywają!

Treść

Polscy piłkarze ręczni w nieprawdopodobnych okolicznościach awansowali wczoraj do półfinału rozgrywanych w Chorwacji mistrzostw świata. Aby spełnić swe marzenia, osiągnąć założony cel, Biało-Czerwoni w kończącym zmagania grupy II meczu musieli wczoraj pokonać Norwegię i gdy na półtorej minuty przed końcem przegrywali dwoma bramkami, wydawało się to nierealne. Fantastyczny zryw dał jednak naszym trzy gole i sukces, którego okoliczności przejdą do historii polskiego sportu.

Kiedy Polacy rozpoczynali pojedynek z Norwegami, znali wynik starcia Duńczyków z Niemcami - kluczowego dla układu sił w grupie. Gdyby zakończyło się remisem, nasi definitywnie, niezależnie od wszystkiego, straciliby szansę awansu do półfinału turnieju. Podopiecznych Bogdana Wenty urządzało tylko zwycięstwo jednej ze stron; nieważne której. I przez ponad 58 minut wydawało się, że spełni się czarny scenariusz. Mecz Danii z Niemcami był bowiem szalenie wyrównanym widowiskiem, w którym nikomu nie udawało się osiągnąć większej przewagi. Kiedy na sześć minut przed końcem Duńczycy objęli prowadzenie 24: 22, wydawało się, że to moment zwrotny, ale po chwili w zadziwiająco łatwy sposób dali sobie strzelić dwie bramki i znów był remis. Wszystko rozstrzygnęło się w ostatniej minucie - Duńczycy trafili dwa razy, Niemcy nie wytrzymali presji, przegrali. To był wynik marzenie dla Biało-Czerwonych. Musieli tylko pokonać Norwegów. "Tylko" - łatwo powiedzieć.
Choć w poprzednich dwóch spotkaniach nasi zagrali rewelacyjnie, rozbijając Danię i Serbię, nikt się nie spodziewał, że wczorajsze starcie będzie wyglądało podobnie. Przeciwnie, wszyscy byli przekonani, iż na parkiecie rozgorzeje twardy, męski, nawet brutalny bój, w którym wygra silniejszy fizycznie i psychicznie. "Wojny" nie było, za to szalenie wyrównany mecz na pewno. W pierwszej połowie obie strony grały lekko usztywnione wielką stawką, bały się zagrać odważniej, zaryzykować. Kiedy w pewnym momencie nasi uzyskali przewagę 9: 6, wydawało się, że złapali wiatr w żagle i znaleźli sposób na rywali. Nic z tego, po kilku minutach był remis 10: 10. Do przerwy nic się nie zmieniło, zakończyła się wynikiem nierozstrzygniętym. Złym, bo premiującym Niemców.
Liczyliśmy, iż w drugiej połowie Polacy przejdą do zdecydowanych ataków, zagrają agresywniej, bardziej zdecydowanie w defensywie, wykorzystają drzemiący w nich potencjał. Niestety, nasi długo nie potrafili udokumentować przewagi, byli zbyt spięci, podenerwowani. Norwegowie to wykorzystali. Gdy w 49. min pierwszy raz uciekli na dystans trzech trafień (24: 21), zrobiło się bardzo nieciekawie. Czas upływał, a Polacy nie potrafili uporządkować gry, ale walczyli, z pełną determinacją parli na rywala, chcąc go przełamać. Na półtorej minuty przed końcem sytuacja była jednak dramatyczna i niemal beznadziejna - Norwegowie prowadzili 30: 28 i byli o krok od sukcesu. Wówczas nasi pokazali, co znaczy drużyna, hart ducha i wielka, niezmącona wiara. Najpierw trafił Mariusz Jurasik, po chwili udaną interwencją popisał się Sławomir Szmal, piłka trafiła do Rafała Glińskiego, który wyrównał. W tym momencie w półfinale mistrzostw byli... Niemcy, których urządzał remis. Polacy i Norwegowie musieli wygrać. Do końca pozostawało kilkadziesiąt sekund, piłkę wyprowadzali Skandynawowie - wywalczyli rzut wolny i wycofali bramkarza, chcąc zwiększyć siłę rażenia. To było świadome ryzyko, które mogło przynieść sukces lub katastrofę. Na nasze szczęście rywale się pogubili, piłkę przejął Artur Siódmiak i rzutem przez całe niemal boisko zdobył zwycięskiego, najważniejszego w karierze gola. Po chwili sędziowie zagwizdali po raz ostatni, Polacy zaczęli taniec radości, Norwegowie padli na ziemię, nie wierząc w to, co się stało. Biało-czerwone Orły w tych niebywałych okolicznościach awansowały do piątkowego półfinału, w którym zmierzą się z niezwykle silną drużyną gospodarzy turnieju - Chorwacją. W drugim spotkaniu Dania zagra z Francją.
Dwa lata temu na rozgrywanych w Niemczech mistrzostwach nasi zajęli drugie miejsce. Teraz mają szansę na powtórkę, a nawet coś więcej. Są wspaniałym zespołem, który nie tylko potrafi świetnie grać, ale ma niezwykłe serce. Wczoraj dzięki temu przechylili na swą stronę wynik meczu, który teoretycznie był już przegrany. Polaków stać na wszystko, a pamiętajmy, że gdy rozpoczynali drugą fazę turnieju, mieli na koncie dokładnie zero punktów. Kto wówczas się spodziewał, że doświadczymy tak wspaniałych wrażeń i będziemy się nadal emocjonować walką o najwyższe cele?
Piotr Skrobisz

Polska - Norwegia 31: 30 (14: 14). Polska: Sławomir Szmal, Adam Malcher - Artur Siódmiak 3, Bartłomiej Jaszka 1, Krzysztof Lijewski 1, Patryk Kuchczyński 4, Karol Bielecki 5, Bartosz Jurecki 3, Mariusz Jurasik 4, Michał Jurecki, Tomasz Tłuczyński 3, Marcin Lijewski 4, Rafał Gliński 1, Damian Wleklak 2.
"Nasz Dziennik" 2009-01-28

Autor: wa