Orban na wojnie z układem
Treść
Krytyka naszej nowej ustawy medialnej przez ośrodki zagraniczne np. w Stanach Zjednoczonych to nonsens, zwłaszcza że tamtejsze władze uchwaliły podobne prawa - twierdzi szef grupy parlamentarnej Fidesz John Lazar w wywiadzie dla gazety "Magyar Hirlap". Podobne przepisy, regulujące działanie prasy, radia, telewizji czy internetu, obowiązują już w wielu krajach Europy, wobec czego płynąca z tych państw krytyka jest co najmniej zaskakująca. Jak dodają komentatorzy, próba zdekomunizowania węgierskich mediów przez rząd Orbana ma na celu przygotowanie lepszego gruntu pod ogólnokrajowe reformy gospodarcze. Przytłaczający odsetek podmiotów medialnych jest własnością prominentów o komunistycznym rodowodzie.
John Lazar w wywiadzie dla jednej z dwóch prawicowych gazet liczących się na rynku węgierskim stwierdził, że reforma mediów jest krokiem do głębokiej sanacji całego państwa. Liczne tytuły prasowe w Europie, a także te zza oceanu po przyjęciu przez węgierski parlament nowej ustawy podniosły prawdziwe larum, jednoznacznie oceniając, że przepisy poważnie naruszają wolność słowa na Węgrzech. Premiera kraju porównywano do Alaksandra Łukaszenki czy Hugo Chaveza. Sprzeciw wywołały przede wszystkim zapisy dotyczące powołania Rady ds. Mediów, której członków będzie wybierać parlament, a szefa powoływać na dziewięcioletnią kadencję sam premier. Dziennikarzom nie przypadł do gustu pomysł, że rada będzie mogła wymierzać mediom dotkliwe kary za publikacje, które m.in. nie są zrównoważone politycznie. Mogą one wynosić do 200 mln forintów (700 tys. euro) w przypadku mediów elektronicznych i 25 mln forintów (89 tys. euro) w przypadku dzienników lub publikacji internetowych. Rada ma też prawo kontrolować wszystkie dokumenty mediów jeszcze przed stwierdzeniem wykroczenia. Intensywną dyskusję wywołały także zapisy stwierdzające, że dziennikarze będą zobowiązani ujawniać swoje źródła w sprawach dotyczących bezpieczeństwa narodowego. Takie przepisy ostro skrytykował m.in. szef frakcji liberałów w Parlamencie Europejskim Guy Verhofstadt, stwierdzając, że zagrażają one wolności prasy. Mówił, że w jego opinii ustawa łamie wszelkie unijne standardy, i wezwał Budapeszt do zapewnienia swobody i pluralizmu mediów. Autorzy nowej ustawy medialnej przyznają, że są świadomi, iż nie wszyscy będą pochwalać ten projekt i że będą wytykać każdy, nawet najmniejszy błąd tej ustawy. - Czas pokaże, jak będą sprawować się media pod działaniem tego prawa. Ustawodawca zastrzega sobie jednak prawo do korekty błędów wynikające ze stosowania ustawy - podkreśla Lazar, dodając, że dziwi go reakcja Unii Europejskiej na jej uchwalenie. - Podobne prawodawstwo obowiązuje np. w Polsce, Francji, Włoszech, państwach bałtyckich, można też przytoczyć tu przykłady niemieckie i francuskie, a wobec tych państw takiej krytyki nie było - zauważa. Wobec czego zaapelował do swoich rodaków o zaufanie i jednocześnie zapewnił, że żadne z prawicowych ugrupowań nie zamierza przejmować mediów, gdyż - jak podkreślił - w kraju, który przez dziesiątki lat był pod władzą komunistów, tego typu grabieżcze ustawy są bardzo źle odbierane przez społeczeństwo. Jednocześnie zaznaczył, że chodzi jedynie o zapewnienie państwu lepszej kontroli nad niektórymi mediami. - W Wielkiej Brytanii i Niemczech nikt nie wyraża sprzeciwu wobec istnienia stacji telewizyjnych kontrolowanych przez krajowe władze. Wpisuje się to w ich demokrację - stwierdził szef grupy parlamentarnej Fidesz.
Wpływ polityki na media się nie zmieni
Także węgierscy eksperci podkreślają, że masowa krytyka, jaka spadła na Budapeszt w związku z ustawą medialną, jest nieuzasadniona. Jak napisali analitycy instytutu Nezopont, przygotowana ustawa "ma na celu stworzenie spójnej ramy prawnej dla zarówno drukowanych, jak i elektronicznych mediów, która będzie zgodna z wymogami technicznymi". "Wpływ polityków na media nie będzie w naszej opinii ani trochę większy niż do tej pory" - czytamy dalej. Zdaniem ekspertów Nezopontu, gabinet Orbana po prostu wprowadził regulacje mediów, które zastąpią przestarzałe obecne przepisy. Podają przykład ustawy z lat 1986 i 1996, które w żadnym punkcie nie regulują sprawy internetu i mediów on-line. W przeprowadzonej analizie wymieniają kilka punktów, które są bardzo istotne i które powinny pozytywnie wpłynąć na funkcjonowanie środków społecznego przekazu. Zwracają uwagę, że wprowadzenie uregulowań, które umożliwiają skuteczne przeciwdziałanie łamaniu prawa przez media, np. poprzez funkcjonowanie za granicą kraju, a jednocześnie naruszających podstawowe wartości demokratyczne. Nowa ustawa zapewni także lepszą ochronę dzieciom i młodzieży przed treściami dla nich niebezpiecznymi. Wprowadza ponadto jasne warunki rejestracji podmiotów medialnych oraz zasady odrzucania wniosków o rejestrację. To, co szczególnie podkreślają eksperci, to zapis, który jasno definiuje, że publiczne media z samej już nazwy nie mogą w żadnym wypadku być nastawione na zysk kosztem misji. Także Nezopont zauważa, że oskarżenia o to, że Rada ds. Mediów ma ograniczać wolność słowa, są dość absurdalne. Ma ona bowiem identyczne zadania jak jej odpowiedniki w krajach takich jak Wielka Brytania, Finlandia czy Włochy, czyli wspomniane: ochronę dzieci, praw człowieka czy monitorowanie przypadków naruszania godności obywateli. Wielokrotnie bowiem tych wykroczeń dopuszczały się tabloidy, co do tej pory uchodziło im bezkarnie. Ustawa Orbana ma temu zapobiec.
Większość mediów nadal lewicowa
Komentatorów z Nezopontu nie dziwi także wewnętrzna lawinowa i gwałtowna fala krytyki ze strony wielu ośrodków medialnych. Większość dziennikarzy jest bowiem powiązana z kręgami lewicowymi. Sprywatyzowane na początku lat 90. środki społecznego przekazu trafiły w ręce lewicowców i postkomunistów. Prawica była w węgierskich mediach obiektem ciągłych ataków, żartów i kpin. Dopiero w ostatnich kilku latach powstały prywatne stacje telewizyjne, gazety prezentujące poglądy konserwatywne, prawicowe. Na przykład w ostatnich wyborach całodobowa telewizja informacyjna Hir TV otwarcie wsparła Fidesz, co wydatnie przyczyniło się do jego sukcesu. Także w publicznej telewizji MTV doszło w ostatnim czasie do wymiany kadr, wobec czego dominacja osób z epoki komunizmu nie jest już tak znacząca. Na węgierskim rynku istnieją jeszcze także dwa liczące się dzienniki o prawicowym profilu, czyli "Magyar Nemzet" oraz "Magyar H
Autor: jc