Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Operacja bez znieczulenia

Treść

W Sarańsku podczas rozdzielania poborowych kierujący akcją oficer nie zawiadomił, że połowa z nich jest przeziębiona, a trzech ma zapalenie płuc. Żołnierze trafili do różnych garnizonów Centralnego Okręgu Wojskowego i zarazili masowo innych. Warunki życia w rosyjskich koszarach są koszmarne, wychłodzenie pomieszczeń jest przyczyną wielu chorób, a nawet śmierci poborowych. W Republice Komi i obwodzie nowogrodzkim żołnierze mają do najbliższego punktu medycznego ponad sto kilometrów. Przychodnie wojskowe w Udmurcji, Baszkirii, Czuwaszji, Republice Marij-El i obwodzie kirowskim pełnią jednocześnie funkcję miejskich poliklinik i nie są w stanie obsługiwać mundurowych. Ponad 600 budynków, w tym 38 szpitali, nie spełnia wymogów stawianych ośrodkom medycznym. Największym jednak problemem jest deficyt lekarstw, szczególnie widoczny w marynarce wojennej. Z powodu braków we Flocie Bałtyckiej zrealizowano 34 proc. zamówień, w Północnej - jedynie 25 procent. Dochodzi do przerw w dyżurach oddziałów intensywnej terapii, ratownictwa medycznego i anestezjologii, zawiesza się wykonywanie zabiegów chirurgicznych.
Na defiladach z okazji licznych świąt państwowych, szczególnie dnia zwycięstwa 9 maja, widać równe szpalery ochoczo maszerujących żołnierzy z gwiazdami na czapkach i bronią wymierzoną we wrogów ojczyzny. Za tą fasadą kryje się jednak fatalny stan rosyjskich garnizonów, w których zgodnie z pamiętającą carskie czasy praktyką potrzeby "siły ludzkiej" są na ostatnim miejscu. Wiele interesujących faktów dotyczących tego tematu przynosi ostatnia wypowiedź gen. Aleksandra Nikitina z Naczelnej Prokuratury Wojskowej dla agencji Interfaks. Na wyjaśnienia przedstawicieli prokuratury rosyjska opinia publiczna czekała od dawna. Zimą pojawiły się liczne doniesienia o masowych zachorowaniach wśród żołnierzy, potem nasiliły się w mediach oskarżenia o korupcję w wojskowej służbie zdrowia, zakończone głośnymi aresztowaniami jej szefów: gen. Aleksandra Bielewitina i jego zastępcy płk. Aleksieja Nikitina. To już druga afera dotycząca członków kierownictwa ministerstwa obrony w ostatnim czasie. W marcu sąd skazał na siedem lat więzienia naczelnika Zarządu Pracy Wychowawczej gen. Anatolija Baszłakowa.
W tle sprawy korupcyjnej w Zarządzie Medycyny Wojskowej znajduje się zarzut planowania zabójstwa. Chodzi o łapówkę w wysokości 120 tys. euro za załatwienie w ustawianym przetargu kontraktu na zakup tomografów komputerowych dla szpitala wojskowego w Podolsku. Za sprzęt marki Philips wojsko miało zapłacić 120 mln rubli (3 mln euro) - dwukrotnie więcej niż wynosi cena rynkowa. Sprzedawca, mało znana firma Dina International, przekazał pieniądze wojskowym za pośrednictwem byłego wiceministra zdrowia Aleksieja Wilkena. On sam obecnie przebywa w areszcie jako oskarżony w innej sprawie korupcyjnej, w którą zamieszani byli także urzędnicy administracji prezydenta. Wilken miał zostać podczas leczenia w wojskowym szpitalu (do którego przesyła się więźniów) podstępnie zamordowany, by nie złożył zeznań przeciw wysokim urzędnikom ministerstwa obrony. Śledczy nie ujawniają szczegółów sprawy, ale już wiadomo, że sprawa karna przeciw Bielewitinowi i Nikitinowi obejmie także zarzuty kryminalne.
Zamówienia wojskowe to intratny, nieopodatkowany interes urzędników i dowódców wojskowych wszystkich szczebli, zaś ofiarą powszechnego w tej dziedzinie bezprawia padają zwykli żołnierze, którzy często nie mają dostępu do podstawowych świadczeń zdrowotnych. Afera korupcyjna z udziałem szefów rosyjskiej medycyny wojskowej jest rozwojowa, a straty dla budżetu szacuje się na co najmniej 70 mln rubli.
Przebywający w garnizonach wojskowi mają prawo korzystać z wojskowej opieki medycznej w pełnym zakresie. Lekrze wojskowi powinni także dbać o profilaktykę zdrowotną i epidemiologiczną w jednostkach wojskowych. Klientami resortowej służby zdrowia są również rodziny wojskowych i żołnierze zawodowi w stanie spoczynku. Generał Aleksandr Nikitin przyznaje wprost, że z powodu "nieodpowiedniego prawodawstwa" problem zapewnienia właściwej opieki medycznej żołnierzom "w wielu regionach nie został w ogóle rozwiązany" i są oni "faktycznie pozbawieni pomocy lekarskiej".
Wojskowa prokuratura próbuje nieco usprawiedliwiać odpowiedzialnych za to urzędników. Przede wszystkim skutkami kryzysu, który wymusił oszczędności budżetowe, oraz prawnym wymogiem świadczenia części usług na rzecz cywilnych mieszkańców rejonów, w których znajdują się wojskowe placówki. Ale z drugiej strony przyznaje, że czasem tych placówek po prostu nie ma. W Republice Komi i obwodzie nowogrodzkim żołnierze mają do najbliższego punktu medycznego ponad sto kilometrów, natomiast przychodnie wojskowe w Udmurcji, Baszkirii, Czuwaszji, Republice Marij-El i obwodzie kirowskim (wszystkie wymienione terytoria leżą na wschodzie europejskiej części Rosji) pełnią jednocześnie funkcję miejskich poliklinik i nie są w stanie obsługiwać mundurowych. Według prowadzących kontrole prokuratorów, ponad 600 budynków, w tym 38 szpitali, nie spełnia wymogów stawianych ośrodkom medycznym i wymaga natychmiastowych remontów kapitalnych lub nawet przebudowy.
Jeszcze większym problemem są jednak powszechne nadużycia powodujące, że na przykład w dziedzinie dostawy leków "nakłady finansowe rosną, a zaopatrzenie zmniejsza się". Niedobór lekarstw dotyka najbardziej marynarkę wojenną. Z powodu braków (we Flocie Bałtyckiej zrealizowano 34 proc. zamówień, w Północnej - jedynie 25 proc.) dochodzi do przerw w działaniu oddziałów intensywnej terapii, ratownictwa medycznego i anestezjologii, zawiesza się wykonywanie zabiegów chirurgicznych.
Rosyjska prokuratura, pełniąca także częściowo funkcję państwowego organu kontrolnego i nadzorczego, otrzymała w ubiegłym roku 5,5 tysiąca skarg od wojskowych na działanie opieki medycznej, dostęp do niej i jej jakość, w wyniku których ukarano ponad 150 oficerów. Duża ich część dotyczy profilaktyki i zapobiegania epidemiom. Wynikiem ukrywania przez dowódców zachorowań jest roznoszenie się chorób pomiędzy jednostkami wojskowymi. Zimą w jednostce wojskowej w Sarańsku podczas rozdzielania poborowych kierujący akcją oficer nie zawiadomił, że połowa z nich jest przeziębiona, a trzech ma zapalenie płuc. W wyniku tego trafili oni do różnych garnizonów Centralnego Okręgu Wojskowego, zarażając masowo innych żołnierzy. Ukrywa się także warunki życia w koszarach. Wychłodzenie pomieszczeń było już przyczyną wielu chorób, a nawet śmierci poborowych.
Tymczasem w dowództwie myśli się o czymś zupełnie innym. - Osoby na odpowiedzialnych stanowiskach często zapominają o uczciwym wypełnianiu obowiązków swojej służby, o prawie i przepisach, a kierują się własnym dostatkiem i tym, żeby sobie nabić kieszeń pieniędzmi - przyznaje gen. Nikitin. Prowadzona obecnie nasilona kontrola wszystkich zawartych w ostatnim czasie umów na dostawy leków dla armii odsłania ogrom nieprawidłowości. Efekt masowej korupcji w wojskowej służbie zdrowia jest widoczny w statystykach. Uśredniony koszt wszystkich zamówień wzrósł w ciągu roku o 9 proc. pomimo spadku cen na światowych rynkach. - Bezprawne interesy wysoko postawionych urzędników niszczą konkurencję i powodują, że niemożliwe staje się uczciwe przeprowadzanie przetargów - dodaje prokurator wojskowy. Nie pomógł komputerowy system ewidencji zakupów ani wzrost kar za łapówkarstwo.
Piotr Falkowski

Andrzej Wilk, kierownik Zespołu Bezpieczeństwa i Obronności Ośrodka Studiów Wschodnich:
Ostanie aresztowania i nasilenie "walki z korupcją" należy wiązać przede wszystkim z dostępem wojskowych w Rosji do coraz większych pieniędzy. Z powodu masowego łapówkarstwa w tym sektorze wojsko ponosi ogromne straty. Budżet ministerstwa obrony jest coraz większy i wprawdzie decydenci zdają sobie sprawę, że część tych pieniędzy i tak zostanie rozkradziona, ale starają się to trochę ukrócić.
Pokazowe aresztowania i procesy o korupcję wiążą się także z likwidacją kolosalnie rozdmuchanego zaplecza odziedziczonego po Armii Czerwonej. Decyzja w tej sprawie zapadła w Rosji kilka lat temu i teraz mamy do czynienia z ostatnim etapem tego trudnego procesu.
Armia stanowiła w ZSRS swoiste państwo w państwie, pomimo poboru mocno oderwane od społeczeństwa. Wojsko musiało mieć wszystko własne: służbę zdrowia, ośrodki wypoczynkowe, kluby sportowe, nawet gospodarstwa rolne. Tak samo było też w Siłach Zbrojnych PRL i innych państw Układu Warszawskiego, ale w Związku Sowieckim zostało to monstrualnie rozbudowane. Chodziło o to, żeby przynajmniej oficerowie mieli jak najmniej kontaktów ze zwykłymi ludźmi.
Obecna redukcja tego zaplecza wywołuje opór kadry. Części oficerów pozwolono się na tym sporym majątku uwłaszczyć. Po prostu przeszli do biznesu tworzonego na bazie okołowojskowych przedsiębiorstw usługowych. Zostali nieliczni, którym się nie poszczęściło i funkcjonują na starych zasadach. Zwróćmy uwagę, że obecne "czyszczenie" dotyka przede wszystkim tego ciążącego armii zaplecza, którego funkcjonariusze są typowani "do odstrzelenia".
not. PF
Nasz Dziennik 2011-06-20

Autor: jc