Okoliczności jak z kryminału
Treść
Zanim dojdzie do zawarcia przez ministra skarbu ugody z Eureko, warto przypomnieć opinii publicznej ustalenia komisji śledczej ds. PZU. Miejscami przypominają one scenariusz filmu sensacyjnego. Trudno pojąć, jak mogło dojść do takich matactw.
Minister skarbu przy prywatyzacji PZU wskazał jako nabywcę konsorcjum Eureko-BIG Bank Gdański, które powinno odpaść w przedbiegach, ponieważ nie było "inwestorem branżowym", czyli firmą ubezpieczeniową, a tylko taki inwestor miał prawo startować w przetargu na zakup akcji PZU. Eureko, zdaniem ekspertów komisji, było w tym czasie klasyczną firmą inwestycyjną, która nie świadczyła bezpośrednio usług ubezpieczeniowych. Konsorcjum od początku było w niedozwolony sposób preferowane podczas przetargu przez resort skarbu, m.in. na doradcę prywatyzacyjnego wybrany został bank ABN-AMRO, związany kapitałowo i personalnie z Eureko, zaś w toku przetargu dwukrotnie przyznana została konsorcjum tzw. wyłączność negocjacyjna (art. 33 w zw. z art. 34 ustawy o komercjalizacji i prywatyzacji, których naruszenie skutkowało nieważnością umowy z mocy prawa). O tym, że walka szła na noże, świadczy fakt, iż konkurenta do zakupu akcji PZU, którym była francuska firma ubezpieczeniowa AXA, urzędnicy utrącili za pomocą... przerobienia wiążącej oferty złożonej ministrowi skarbu.
Okoliczności dokonania zapłaty za akcje PZU również przypominają kryminał. Po uroczystym podpisaniu umowy prywatyzacyjnej przerobiono datę Dnia Wykonania Umowy. Tak przerobioną datą posłużono się, przyspieszając o 5 dni wydanie zbiorowych odcinków akcji PZU oraz przekazanie czeków jako zapłaty.
Czemu miały służyć te matactwa?
Komisja śledcza w raporcie wyraziła dobrze udokumentowane podejrzenie, że sfałszowanie daty zostało dokonane w celu przeprowadzenia transakcji nabycia akcji PZU za pomocą wehikułu finansowego w postaci spółki-córki BIG BG, noszącej nazwę BIG BG Inwestycje. Wszystko po to, zdaniem komisji, by ukryć przed nadzorem bankowym, iż BIG BG, kupując akcje PZU, naruszył zakaz nabywania akcji niebankowych osób prawnych za kwotę większą niż 15 proc. funduszy własnych (art. 6 ust. 1 prawa bankowego, jego naruszenie skutkuje bezwzględną nieważnością transakcji). Mimo tego zakazu BIG BG na same akcje PZU wyłożył, bagatela, 62 proc. środków własnych! Mając 1,6 mld wszystkich środków, miliard wpakował w PZU - podano w raporcie.
Gwarancja bankowa na ponad 3 mld zł, jaką przedstawiło konsorcjum, pochodziła od Banku Commercial Portuges (BCG), który, nawiasem mówiąc, jest od kilku lat "bohaterem" zakrojonego na ogromną skalę śledztwa w Europie Zachodniej. Komisja zwróciła uwagę, że o tym, iż gwarancję wystawił BCP, świadczy jedynie nagłówek pisma. Dokument został napisany na maszynie lub wydrukowany na drukarce komputerowej i opatrzony dwoma nieczytelnymi podpisami oraz datą. Brak na nim adresu banku, nie ma żadnej pieczęci ani dowodów legalizacji. Tak wyglądała "gwarancja" na 3 mld złotych! W resorcie skarbu nie obudziło to jednak niczyjej czujności. Oryginał owej gwarancji został pod jakimś pretekstem wycofany z MSP przez przedstawicielkę Eureko zaraz po podpisaniu umowy prywatyzacyjnej, toteż komisja śledcza miała do dyspozycji jedynie kopię.
Niemniej zdumiewający był czek, którym posłużyli się nabywcy. Blankiet czeku przesłany faksem do Ministerstwa Finansów posiadał inny numer seryjny niż czek, który ostatecznie wręczono przy nabyciu akcji PZU. Blankiet nie był podpisany, nabito na nim tylko bankowym datownikiem datę 10 listopada 1999 r., a przesłano go faksem do ministerstwa finansów... 9 listopada, czyli dzień wcześniej, niż wskazywała data na czeku!
Na podstawie analizy dokumentów i zeznań świadków, składanych pod przysięgą, komisja śledcza wysunęła dobrze umotywowane podejrzenie, że konsorcjum nie miało w chwili podpisywania umowy prywatyzacyjnej dość pieniędzy na zakup akcji PZU, w rezultacie czego potężne PZU zostało zakupione przez mniejszy od niego podmiot za pieniądze pochodzące z kredytu. Na określenie tej transakcji ukuto powiedzenie - "żaba zjadła bociana". Pewne poszlaki wskazują, iż PZU mogło być nawet zakupione... za pieniądze samego PZU, ale tezy tej nie udało się obronić przed sądem. Jeśli rzeczywiście istnieją na to dowody w postaci osławionej "tajnej notatki", o której mówił jeden ze świadków zeznających przed komisją, to pieczę nad nimi sprawują służby specjalne.
Dlaczego pochodzenie pieniędzy na zakup PZU jest tak istotne w tej sprawie? Otóż prawo polskie pozwala na zakup firmy ubezpieczeniowej wyłącznie za środki własne, niepochodzące z kredytu i nieobciążone. Kwestia międzynarodowych przepływów finansowych poprzedzających zapłatę za akcje PZU jest od kilku lat badana przez Prokuraturę Apelacyjną w Gdańsku. Niestety, Holandia, gdzie zarejestrowane jest Eureko, od lat, zasłaniając się kruczkami prawnymi, odmawia polskim śledczym pomocy prawnej przy wyjaśnieniu, skąd pochodziły pieniądze...
Śledztwo utknęło, a rokowania ugodowe ministra skarbu z Eureko toczą się pełną parą. Towarzyszy im jednak duże napięcie, jako że poprzednia próba podpisania ugody, podjęta w styczniu 2005 r., skończyła się kompromitacją rządu Marka Belki w związku z ujawnieniem przez media zeznań Ernsta Jansena, wiceprezesa Eureko, złożonych przed arbitrażem. Jansen pogrążył w nich swoją firmę. Zeznał mianowicie, że w 2001 r. Eureko było zadłużone na ponad 1 mld euro, co oznacza, iż nie mogło w zgodzie z polskim prawem kupić dalszych 21 proc. akcji PZU, o których mowa w aneksie. Kilka dni po tym incydencie Sejm powołał komisję śledczą. Obecnej próbie ugodowej również towarzyszą spekulacje, że zostanie ona storpedowana poprzez ujawnienie dotychczas nieznanych dokumentów lub faktów. Minister Aleksander Grad zapowiedział, iż rząd chciałby jeszcze w tym roku zamknąć aferę PZU ugodą z Eureko.
Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 2008-03-04
Autor: wa