Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ojcostwo duchowe - temat nie na czasie?

Treść

„Tragedia” polega na tym, że celem prawdziwego, a tym samym także duchowego ojcostwa nie jest jakakolwiek zależność: ani syna od ojca, ani przeciwnie – ojca od syna, ale jest nim zasadniczo udzielenie życia, tzn. ofiarowanie komuś przestrzeni, w której mógłby być wolnym.

Słuchaj, mnichu,
mów ojca twego
i nie lekceważ jego pouczeń.
Gdy posyła cię, bądź mu posłuszny
i w duchu podążaj za nim,
w ten sposób bowiem uciekniesz od złych myśli
i złośliwe demony
nie będą górowały nad tobą.

W ostatnich dziesięcioleciach naszego wieku obraz ojca i ojcostwa w sensie duchowym, taki, o jakim mowa w przytoczonym wyżej wspaniałym tekście, przeżywa bez wątpienia głęboki kryzys. Kryzys dotyczy sensu duchowego, a od niedawna nawet sensu dosłownego tego słowa. To samo moglibyśmy powiedzieć na temat obrazu matki. „Paternalizm” jest słowem pejoratywnym. Żyjemy w epoce bez ojca (bez matki), określanej przez wielu szumnie „wyzwoleniem”.

Choć słowo „wyzwolenie” pozwoliło być może przezwyciężyć niektóre wyobrażenia zbyt mocno związane z określoną epoką, pozostawiło jednak w spadku pewną pustkę. Jak zwykle w takich przypadkach bywa, pustka musiała jakoś zostać zapełniona. Człowiek bowiem nie znosi życia w pustej przestrzeni. Bardzo szybko pojawili się „zastępczy” ojcowie, którzy mieli wypełnić powstałą pustkę. Jest nimi zapełniona scena polityczna, ale nie tylko polityczna.

Nie podając w wątpliwość dobrych zamiarów większości „guru” i postaci ojców, trzeba się jednak poważnie zapytać, czy rzeczywiście dorastają oni do pełnienia tej roli. Pytanie tym bardziej się narzuca, gdy widzimy, że ci, którzy zostali wcześniej „wyzwoleni” przez naśladowanie nowych ojców, popadli nieopatrznie w jeszcze głębsze zniewolenie i zależność. W takiej sytuacji niewielki zysk przynosi ogromną stratę, ponieważ podążanie za fałszywymi postaciami ojców w dziedzinie duchowej musi skończyć się tragicznie.

„Tragedia” polega na tym, że celem prawdziwego, a tym samym także duchowego ojcostwa nie jest jakakolwiek zależność: ani syna od ojca, ani przeciwnie – ojca od syna, ale jest nim zasadniczo udzielenie życia, tzn. ofiarowanie komuś przestrzeni, w której mógłby być wolnym. Nie mniej ważny jest też sens prawdziwego synostwa, które polega na przyjęciu własnego istnienia jako istnienia zdanego na kogoś. W płaszczyźnie duchowej „ojciec” i „syn” są metaforami wyrażającymi pewne relacje, niezależnie od naturalnej płci oraz wieku danych osób. Stąd też tradycja zna nie tylko duchowych „ojców”, lecz także duchowe „matki”.

Ponieważ obraz „ojciec-syn” odnosi się także do Boskich Osób Trójcy Świętej, dlatego lepiej rozumiemy, że temu, komu na płaszczyźnie duchowej brak doświadczenia prawdziwego ojcostwa oraz istoty prawdziwego synostwa, zagraża niezdolność osobistego i prawdziwego doświadczenia Boga. Sens duchowego ojcostwa to nic innego jak doświadczenie przekraczania własnej indywidualności w spotkaniu z „Ty”, które nosi prastare imię „ojca”. W tym przekraczaniu siebie inny („Ty”) staje się „wychowawcą” kształtującym mój osobowy byt. W sensie absolutnym doświadczamy stawania się osobą w spotkaniu z Bożym „Ty”, do którego dzięki Synowi w Duchu Świętym możemy już wołać: Abba, Ojcze! (Rz 8,15).

W Ewangelii czytamy: Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie (Mt 23,9). Mimo tego napomnienia w tradycji chrześcijańskiej bardzo wcześnie zaczęto nadawać pewnym ludziom imię „ojca”. Ten fakt wskazuje na to, że wszelkie ojcostwo duchowe jest, jeżeli można tak powiedzieć, środkiem ziemskim, za pośrednictwem którego doświadcza się niebieskiego ojcostwa Boga. Doświadczenie pierwszego prowadzi ku doświadczeniu drugiego. Duchowe ojcostwo wypełniało swą rolę wtedy, gdy duchowy syn osiągał miarę wielkości według Pełni Chrystusa (Ef 4,13), Syna w sensie absolutnym, tzn. gdy wszedł w autentyczne i osobiste doświadczenie Boga.

Od początku zatem, z głębokim wyczuciem teologicznej przestrzeni duchowego doświadczenia Boga, tradycja chrześcijańska nie wahała się nadawać imienia „abba” lub „amma” pewnym „uduchowionym” mężczyznom i kobietom. W najstarszej literaturze myśl ta jest tak kluczowa i stąd sama przez się zrozumiała, że nie wymaga jakiejś szczególnej refleksji. Aby zobaczyć klarowny obraz, trzeba zebrać i uporządkować rozproszone fragmenty z dzieł skądinąd bardzo płodnego autora, jakim był Ewagriusz z Pontu.

Sama nazwa ojcostwo duchowe wskazuje na to, że jest ono charyzmatem, darem Ducha Świętego, a nie instytucją. Charyzmat ten nie jest związany ani z jakimś urzędem, ani z płcią lub wiekiem tych, którzy są nim obdarowani. Pojawia się w sposób naturalny pytanie, którym musimy się zająć: pod jakimi warunkami Duch udziela charyzmatu ojcostwa temu lub owemu człowiekowi?

Nie mniej ważna jest relacja pomiędzy charyzmatem duchowego ojcostwa a charyzmatem „synostwa”, udzielanego wszystkim ochrzczonym, które przecież stanowi fundament chrześcijańskiej egzystencji.

Spojrzenie wstecz, ku początkom życia monastycznego, może dobrze naświetlić zagadnienie. Pokaże ono wyraźnie, że temat duchowego ojcostwa pozostaje dziś bardzo aktualny. Jest on na czasie nie ze względu na modę, lecz po prostu dlatego, że wszystko, co „duchowe” wzbudza dziś duże zainteresowanie. Prawdziwe ojcostwo duchowe jest rodzajem probierza, który pozwala nam dostrzec i przeprowadzić granicę pomiędzy prawdziwą mistyką a zwykłym mistycyzmem, pomiędzy prawdziwą gnozą a fałszywym gnostycyzmem wyraźniej niż to ogólnie dziś jest możliwe. Można to porównać z podstawowym charyzmatem urzędu, który określa granicę pomiędzy Kościołem a sektą – oczywiście w całkiem innym wymiarze.

Bardzo aktualne jest także wzajemne odniesienie tych dwóch charyzmatów: duchowego ojcostwa oraz urzędu. Spojrzenie na historię wczesnego monastycyzmu pozwala zobaczyć pewne napięcia, odnoszące się szczególnie do pewnych mnichów, którzy byli opętani duchem próżnej pogoni za chwałą, w ogóle dążyli do urzędów. Jednak świadomość tej epoki nie stawia w opozycji wobec siebie postaci św. Atanazego Wielkiego i św. Antoniego Wielkiego, lecz – według określenia Ewagriusza – „mędrca” i „mędrców tego świata”. Zarówno św. Grzegorz z Nazjanzu zwany „Teologiem” oraz nie wykształcony w literaturze św. Antoni są przez Ewagriusza określani tytułem „sprawiedliwych”; obaj są wybranym narzędziem (Dz 9,15) – podobnie jak był nim wcześniej św. Paweł. Obaj, zarówno biskup, jak i ojciec mnichów, są „nosicielami Ducha”, a ich słowa pozostają duchowo skuteczne, ponieważ stanowią dzieło tego samego Ducha. Przeciwnie, próżne dywagacje ludzi godnych nagany, kimkolwiek by byli, nie zawierają nic „duchowego”5, bo mądrość nie wejdzie w duszę przewrotną, nie zamieszka w ciele zaprzedanym grzechowi (Mdr 1,4).

Grecki tekst Żywota św. Antoniego, który rozsławił egipski monastycyzm daleko poza jego granicami, również na Zachodzie, nie przypadkiem zawdzięczamy biskupowi Atanazemu, a nie komuś mało znaczącemu. Można stąd wnosić, że monastyczny ruch prorocko-charyzmatyczny oraz wyrosły z niego charyzmat ojcostwa duchowego, posiadają swoje miejsce w Kościele. Oznacza to równocześnie, że ojcostwo duchowe ma także teologicznie swoje miejsce w Bożej ekonomii zbawienia oraz uczestniczy w zbawczym działaniu Ojca, w Synu, przez Ducha Świętego. Nie chodzi w nim o ucieczkę od Boga, który wkracza w historię, lecz właśnie przez nie Boska kenoza staje się na sposób ludzki doświadczalna.

W Kościele Wschodnim ojcostwo duchowe nie sprawiało nigdy problemu, jak o tym świadczy do dzisiaj wielka liczba ojców duchowych. Chrześcijański Wschód „żyje” tym, co dziś stało się problemem dla racjonalistycznego i nastawionego na naukowość Zachodu. Poważna refleksja nad źródłami, z których do dziś czerpią swą duchowość chrześcijanie ze Wschodu, pomoże nam odkryć przyczyny licznych symptomów ujawniającego się na Zachodzie kryzysu oraz zdemaskować wiele przyjmowanych obcych rozwiązań zastępczych. Jednocześnie nasza refleksja nie może nas jednak zwolnić z obowiązku życia tymi treściami. Nie chodzi bowiem jedynie o studium intelektualne.

Fragment książki Ojcostwo duchowe. Chrześcijańska gnoza u Ewagriusza z Pontu

Gabriel Bunge – urodził się w 1940 r., w rodzinie luteranina i katoliczki. W wieku 22 lat wstąpił do zakonu benedyktynów w Chevetogne w Belgii. W 1972 przyjął święcenia kapłańskie. W 1980 po serii kontaktów z młodzieżą z kantonu Ticino w Szwajcarii uzyskał pozwolenie na przeniesienie się do Roré di Cazù Capriasca. Wykładał Pismo Święte, zajmował się teologią Ojców Kościoła, a zwłaszcza duchowością tzw. ojców pustyni, wśród których szczególną uwagę poświęcił Ewagriuszowi z Pontu, opracowując i tłumacząc na język niemiecki jego pisma. 27 sierpnia 2010 przyjął prawosławie.

Żródło: cspb.pl,

Autor: mj