Ojciec Święty pragnął, abyśmy kochali nasz kraj
Treść
Z Jego Eminencją księdzem kardynałem Henrykiem Gulbinowiczem z Wrocławia
rozmawia Sławomir Jagodziński
Przeżywamy 30. rocznicę I Pielgrzymki Ojca Świętego Jana Pawła II do Ojczyzny. Jak z perspektywy tych lat określiłby Eminencja jej znaczenie dla Polski i Kościoła w naszym kraju?
- Warto pamiętać, że realizację tej pielgrzymki sprzed 30 lat zawdzięczamy nie tylko pragnieniom naszego Narodu, ale zdecydowanej postawie samego Papieża Jana Pawła II. Oczekiwali jej wszyscy, dumni, że nasz rodak, Polak wyniesiony do godności Następcy św. Piotra, skieruje swoje kroki do Ojczyzny z okazji 900. rocznicy męczeńskiej śmierci biskupa Stanisława ze Szczepanowa. Dziś już wiemy, że wówczas nie tylko Polacy, ale miliony ludzi na całym świecie oczekiwały na to, co Jan Paweł II powie w Warszawie. I wiemy, co powiedział - nawiązał do uroczystości Zesłania Ducha Świętego. Pamiętamy te słowa: "Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej Ziemi". Po latach wiemy, że te słowa najlepiej zrozumieli ludzie pracy. Po czasie zniewolenia Polacy zapragnęli wolności w dobrym tego słowa znaczeniu. To bardzo poruszające, że Bóg wysłuchał wołania Papieża Polaka. Minęło niewiele lat i upadł komunizm, i to nie tylko w Polsce. Całe narody odzyskały wolność.
I odnowiło się oblicze ziemi...
- Przed rokiem 1980 na kontynencie europejskim było 31 państw. ZSRS zajmował 22 miliony kilometrów kwadratowych. Blok państw socjalistycznych zajmował 62 proc. terytorium ówczesnej Europy, a Armia Czerwona miała 3,5 miliona żołnierzy. Posiadała ponad 50 tys. czołgów i ok. 40 tys. głowic nuklearnych. Związek Sowiecki był, według oceny polityków, niekwestionowaną potęgą militarną. Popatrzmy teraz spokojnie: bez militarnej przyczyny wojska te opuściły znaczną część kontrolowanych przez siebie terytoriów. Papież powiedział: "Solidarność" nie pobiła ani jednej szyby. Nie ma ziemskiej siły, która mogłaby spowodować ten upadek imperium ZSRS. Słowa Jana Pawła II: "Niech stąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej Ziemi", były bardzo silne. Od nich pękła żelazna kurtyna Układu Warszawskiego i Polska stała się wolnym krajem.
Ksiądz Kardynał uczestniczył w tej pielgrzymce jako metropolita wrocławski. Czy pewne wydarzenia z nią związane jakoś szczególnie utkwiły w pamięci Eminencji?
- Starania o przyjazd Jana Pawła II do Ojczyzny były wówczas znane od paru ładnych miesięcy. Ojca Świętego oczekiwano z napięciem i ogromną nadzieją. Znam doskonale atmosferę tamtych dni na Dolnym Śląsku. Wierzący i niewierzący zapytywali mnie, czy na trasie pielgrzymki znajdzie się Wrocław. Pamiętam, jak argumentowali: Papież powinien u nas być, bo to przecież dzięki intensywnym modłom wiernych archidiecezji wrocławskiej został wybrany. Przypominali, że wówczas trwało Triduum do świętej Jadwigi Śląskiej i to na skutek modlitw u jej grobu 16 października 1978 r. kolegium kardynałów wybrało ks. kard. Karola Wojtyłę na Następcę św. Piotra. Niestety, Wrocław nie znalazł się na trasie pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II to Polski.
Byłem natomiast świadkiem przeżyć rodaków w Warszawie. Zapadło mi w serce wiele sytuacji, ale przede wszystkim postawa młodzieży akademickiej. Młodzi na spotkanie z Ojcem Świętym przed kościołem św. Anny przybyli nie tylko z uczelni warszawskich, ale z całej Polski. Tam z wielką powagą i w skupieniu słuchali Papieża. Pamiętam słowa wdzięczności nieznanej mi grupy młodzieży, która mówiła: "Proszę księdza, on nas rozumie, bo pracował przez tyle lat z młodzieżą akademicką". To spotkanie wspominam do dziś.
Dużo można mówić o entuzjazmie, o nadziei i o radości, jaką niosły te czerwcowe dni z Ojcem Świętym. Nie wolno nam chyba jednak na tym poprzestać, nie możemy zapominać o przesłaniu, jakie do nas kierował wówczas Papież Polak.
- Przesłanie Papieża w mojej ocenie było zrozumiałe nie tylko dla inteligencji, ale i dla młodzieży, a przede wszystkim ludzi pracy. Jego słowa wypowiedziane w Warszawie na dawnym placu Zwycięstwa, że "człowieka nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa", wzywały do należytej oceny osoby ludzkiej i poprawnej odpowiedzi na jej potrzeby. Dalej Ojciec Święty mówił, że bez Chrystusa nie można zrozumieć Polski, dziejów tego Narodu, który przecież przez ponad 1000 lat, na miarę swoich możliwości, nasiąkał Ewangelią Chrystusa, budował swoje państwo i kulturę w oparciu o Dobrą Nowinę. Były to słowa, przez które Papież chciał przypomnieć nam, szarym ludziom, o godności osoby ludzkiej i uczył ją cenić. Bo Bóg nie zawahał się zesłać swego Syna, aby tę osobę ludzką zbawił.
Ojciec Święty pragnął, abyśmy kochali nasz kraj i wartości, na których budowaliśmy całe wieki naszej historii. Spotkana kiedyś przeze mnie grupa turystów z Zachodu zwiedzająca Dolny Śląsk zaczęła ze mną wymianę zdań. Oni stwierdzili: "Czego się u was dotknąć, to wszędzie widać znaki wiary katolickiej". I mówili prawdę! Taka jest Polska, gdzie dotknąć, to w zasadzie wszędzie widać te znaki wiary katolickiej.
Ojciec Święty w Gnieźnie mówił o duchowej jedności chrześcijańskiej Europy, na którą składają się dwie wielkie tradycje: Zachodu i Wschodu. Dziś widzimy, że był to głos proroczy... Czy z biegiem lat nie zmieniły się jednak i tutaj akcenty: tej politycznej jedności jest jakby więcej, ale duchowej, chrześcijańskiej Europy coraz mniej?
- Nie oceniałbym współczesności. To prawda: draństwa u nas i na Zachodzie nie brakuje. Ale trzeba pamiętać, że zło jest zawsze głośne. Obok jednak istnieje dobro, poświęcenie, oddanie Bogu i ludziom na służbę. Niestety, tego nie ujawniają środki społecznego przekazu.
Jan Paweł II w Gnieźnie mówił, że Europa to tradycje Zachodu i Wschodu, że Europa powinna oddychać dwoma płucami: Zachodu i Wschodu. Warto dostrzec, że od tego czasu to wschodnie płuco wiary Europy na nowo ruszyło. Zaczęło funkcjonować i to nie tylko rytmem tradycji wschodniej, ale także Jan Paweł II miał odwagę, by obudzić rytm rzymskokatolicki. Posłał tam biskupów i kapłanów. Dzięki Papieżowi Polakowi obudziły się dawne szlaki tamtych ziem, gdzie nasi przodkowie pobudowali kościoły, gdzie były też diecezje. Tam powstały nowe diecezje, seminaria duchowne, są tam już rodziny zakonne, katolickie instytucje charytatywne. Czy można było przed trzydziestu laty pragnąć więcej? A czy dziś może być lepiej? Tak! Trzeba wołać gorąco o dar odnowy Ducha Świętego, a jednocześnie odważnie tworzyć dobro wokół siebie według zasad Ewangelii.
Człowieka trzeba mierzyć miarą sumienia, miarą ducha, który jest otwarty ku Bogu, mówił Ojciec Święty w Warszawie do młodzieży akademickiej. Jaki dałaby wynik współczesna polska rzeczywistość zmierzona tą miarą?
- Jest piękne twierdzenie "Eclesia est semper reformanda". Oznacza ono, że Kościół wymaga wciąż reformy. Takiej odnowy wymaga ciągle także naród, rodzina, osoba ludzka. Oceniając naszą rzeczywistość, widzę wiele pozytywnych elementów, np. na poziomie wspólnot parafialnych. Popatrzymy bez emocji, na spokojnie. Kościołów w Polsce na sprzedaż nikt nie wystawia. Także sondaże życia religijnego nie są przerażające, jeśli chodzi np. o uczęszczanie na Mszę św., przystępowanie do sakramentów świętych. My nie mamy, niestety, statystyk sprzed wojny. Mnie się wydaje, sędziwemu człowiekowi, który trochę pamięta Drugą Rzeczpospolitą, że obecnie więcej wiernych chodzi do kościoła niż w tamtych czasach. Sondaże dzisiejsze nie są naprawdę przerażające. Diecezje utworzone przez Jana Pawła II w 1992 r. stanęły dość szybko na nogi i praca duszpasterska nie jest tam gorsza niż w starych. Zgromadzenia zakonne funkcjonują aktywnie. Z perspektywy Dolnego Śląska widzę naprawdę prężność Kościoła. Przed podziałem w archidiecezji wrocławskiej święciłem co roku ok. 50 diakonów na kapłanów. Jak jest dziś? Aby nie być gołosłownym, przytoczę liczby: we Wrocławiu wyświęciliśmy na kapłanów 24 diakonów, diecezja legnicka ma 16 nowych księży, a świdnicka 13 neoprezbiterów. Jeśli to podliczymy, widać, że nie jesteśmy w gorszej sytuacji niż przed podziałem.
Natomiast trzeba pilnie pomóc polskiej rodzinie. Jak? Tak, żeby ojciec i matka nie zapomnieli, że są najważniejszymi ludźmi na ziemi dla swoich dzieci; żeby nie zapomnieli, że są kapłanami domowego Kościoła. Dlatego i Kościół, i państwo, i cały Naród ma służyć rodzinie, ma jej pomagać w kształtowaniu człowieka, który będzie uczciwy, rzetelny i dobry.
Przed trzydziestu laty Papież Polak na Jasnej Górze mówił, że tam słychać, jak bije serce Kościoła, serce Ojczyzny w Sercu Matki. Dziś różni "prorocy" co jakiś czas wietrzą kryzys Kościoła w Polsce, mówią, że to już nie jeden, ale dwa Kościoły, że brakuje mu przywódcy itd. Eminencjo, jak dziś bije to serce Kościoła polskiego?
- Panie redaktorze, włączono mnie w Mistyczne Ciało Chrystusa, jakim jest Kościół w październiku, dokładnie 85 lat i 7 miesięcy temu. Patrzę więc na rzeczywistość Kościoła bardzo długo. Jakie nasuwają się wnioski. Przed drugą wojną światową znałem w okolicy posiadłości moich rodziców tylko jeden budujący się kościół - w miejscowości Bezdany (powiat wileńsko-trocki). Wojna przyniosła wiele zniszczeń, ale proszę zobaczyć, zdołaliśmy odbudować kościoły, wiele nowych pobudować, parafie pomnożyć. Duchowieństwa jest więcej niż przed rokiem 1939. W Polsce mamy 45 diecezji, razem z grekokatolickimi, mamy 15 metropolii. Nigdy nie było tak licznych pielgrzymek na Jasną Górę i do innych sanktuariów w naszej Ojczyźnie - starych i nowych. Kwitnie różnorodność tych pielgrzymek: są pielgrzymki piesze, rowerowe, motocyklowe, autokarowe, te na rolkach, a nawet konne. Wystarczy pojechać do Częstochowy i zapytać, ilu tam co roku przybywa pielgrzymów, to można się przekonać, jakie to są olbrzymie liczby. Mamy tu przecież jakiś rozwój, którego nie można pominąć. Pomijają to niestety media, bo ich taka religijność nie interesuje.
25 maja bieżącego roku byłem w Ostrej Bramie. Tam też ksiądz kustosz cieszył się, że coraz więcej pielgrzymek przybywa do Wilna z kraju i z zagranicy, nawet pieszych z Polski. Polacy rzeczywiście licznie tam przybywają - także dzięki temu, że mamy otwarte granice.
Kościół ma - zgodnie z nakazem Chrystusa - swojego przywódcę w postaci Następcy św. Piotra, a każda diecezja swego przywódcę w postaci biskupa ordynariusza i jego biskupów pomocniczych. Rzeczywiście, w gazetach raz po raz piszą, że w Kościele katolickim w Polsce brak przywódcy, ale to wymysł polityków, podobnie jak rzekomy podział na dwa Kościoły. To wszystko po to, aby nas nękać. Podkreślam jeszcze raz: każda diecezja ma swojego przywódcę. To czasy komunistyczne wymagały tego, aby zgarnąć i reprezentować wszystkich. Bardzo pięknie tę rolę wypełnił przecież Prymas Tysiąclecia kardynał Wyszyński, który przeszedł do historii jako ktoś, kto położył fundamenty pod jedność naszego Narodu. Dziś nasza Ojczyzna jest w innej sytuacji. Oczywiście, problemy Kościoła nie śpią i przynoszą raz po raz różne trudne sytuacje, które trzeba rozwiązywać. Jednak Chrystus powiedział: "Jam zwyciężył świat". Dlatego oceniam sytuację w polskim Kościele dobrze, o wiele lepiej niż w innych krajach.
Ojciec Święty w Krakowie wskazał św. Stanisława, Biskupa i Męczennika, jako patrona chrześcijańskiego ładu moralnego, który tworzy się poprzez ludzi. Obecnie niektóre osoby piastujące ważne urzędy uważają, że w swej działalności politycznej, państwowej mogą zostawić swe chrześcijańskie przekonania na boku. Czy w systemie demokracji da się taką postawą realizować w praktyce chrześcijańskie budowanie ładu moralnego, społecznego?
- Społeczny ład moralny, tak naprawdę, buduje każdy z nas w domu rodzinnym. Tam uczymy się posłuszeństwa, tam uczymy się pracy, porządku, prawdomówności, uczciwości. Krótko mówiąc: w rodzinie uczymy się tego, co dobre, i tego, co szlachetne. Jeśli dom rodzinny tych fundamentów nie położył w umyśle, w sercu dziecka, w późniejszym wieku łatwo może ono stracić dobry kierunek tak w życiu osobistym, jak i społecznym. Dlatego współczesne czasy wymagają od Kościoła zwrócenia bacznej uwagi na rodzinę. Historia polskiego Narodu daje znakomite tego dowody. Rodzina silna Bogiem przetrwała wszystkie burze i zachowała wartości potrzebne do wychowania dobrego, uczciwego człowieka. Nie można się też dziwić, że niektórzy politycy nie mają potrzeby czy nie chcą w swej działalności kierować się żadnymi zasadami płynącymi z wiary, bo być może nikt im ich nie przekazał... Cały Polski Episkopat przez długie lata zniewolenia komunistycznego uczył, by władze państwowe w swoich pracach zawsze kierowały się duchem służby, szukały mądrych i zgodnych z sumieniem rozwiązań, a interes Narodu i sprawy obywateli przedkładały nad interesy partyjne. I tego należy życzyć współczesnym politykom.
"Człowiek może powiedzieć Bogu 'nie'. Człowiek może powiedzieć Chrystusowi 'nie'. Ale - pytanie zasadnicze: czy wolno?" - pytał Ojciec Święty na krakowskich Błoniach. Czy wolno współczesnej Polsce powiedzieć "nie" Dekalogowi?
- Jeżeli chcemy dobra dla naszego Narodu i porządku na świecie, to ani Polsce, ani żadnemu innemu narodowi na kuli ziemskiej, nie wolno mówić "nie" wskazaniom, jakie Bóg Stwórca dał ludziom w Dekalogu. Nie wolno mówić "nie" odpowiedzialnej miłości, rodzinie opartej na małżeństwie mężczyzny i kobiety. Nie można też mówić "nie" poczętemu życiu ludzkiemu.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-06-06
Autor: wa