Ojciec Święty nam pobłogosławił
Treść
Jest wtorek, 7 sierpnia, godzina 12.00, czas na "Anioł Pański" z Ojcem Świętym. Modlitwę tę odmawiam w ciszy serca, pośród gwaru i tłoku panującego o tej porze w holu portu lotniczego im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Odnajdujemy się z ojcem Janem. Spotykam się i witam po raz pierwszy z panią redaktor Ewą Sołowiej. Naczelna "Naszego Dziennika" obdarza mnie uroczym uśmiechem i podaje swój telefon: "Serdecznie ojca pozdrawiam!" - słyszę znajomy głos Ojca Dyrektora. To jego pomysł i prezent. "Niech ojciec jedzie na audiencję generalną do Ojca Świętego" - zaproponował kilka dni wcześniej i wszystko potoczyło się bardzo szybko. "Dobrze będzie otrzymać papieskie błogosławieństwo na rozpoczęcie posługi w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej. Co ojciec na to?". Nie spodziewałem się. Natychmiast przypomniałem sobie, że pięć lat temu było podobnie. Po wakacjach miałem rozpocząć pracę wychowawcy w seminarium w Tuchowie. Mijało akurat dziesięć lat od mojej profesji wieczystej. Razem ze współbraćmi z rocznika byliśmy na pielgrzymce śladami św. Alfonsa Liguoriego, naszego założyciela. Byliśmy też w Rzymie. Dostaliśmy się na audiencję do Papieża Jana Pawła II. "Ojcze Święty, pobłogosław nasze seminarium!" - poprosiłem, gdy mogłem do niego na chwilę podejść. Ojciec Święty natychmiast uczynił znak krzyża nade mną. To błogosławieństwo było skuteczne, widzę to z perspektywy minionego czasu. Teraz jadę po błogosławieństwo dla WSKSiM w Toruniu, w której po wakacjach, od października, razem z ojcami Grzegorzem i Dariuszem rozpoczynamy pracę.
Podchodzę do odprawy bagażu. Z zamyślenia wyrywa mnie podniesiony, mocny głos kobiety. Krzyczy na dobrze zbudowanego mężczyznę. "Skąd znam tę twarz?" - szukam w pamięci, próbując sobie przypomnieć. "To Kayah. Robił jej zdjęcie, naruszając jej prywatność" - wyjaśnił mi ojciec Jan. To drobne zajście pionizuje mnie natychmiast. Jak bardzo potrzeba kultury w świecie mediów! Jak bardzo potrzeba zatem papieskiego błogosławieństwa dla naszej uczelni i kształcącej się w niej młodzieży.
Do mającego nas zawieść do Rzymu Embraera 170 wchodzę za panią redaktor. Przy wejściu jak zwykle stewardesy proponują dzienniki. Naczelna prosi o "Nasz Dziennik". Tej gazety nie ma na pokładzie. Bierze zatem inną. "Trzeba mieć rzeczywiście odwagę dopominać się o swoje" - pomyślałem. Okazało się ostatecznie, że warto. Stewardesa znalazła chwilę później "Nasz Dziennik" i przyniosła go pani redaktor.
Przyjeżdżamy do Watykanu. Spoglądam z tęsknotą na Dom Papieski, w drugie okno od prawej strony budynku, w okno naszego Ojca Świętego. Na zawsze pozostanie w mojej pamięci jego ostatnie, milczące błogosławieństwo. Wchodzimy do krypty z grobami Papieży. Po raz pierwszy mam stanąć u grobu Jana Pawła II. Czuję, jak mocniej zaczyna bić moje serce. Klęknąłem. Służba porządkowa dała znać, że mamy przejść na miejsce oddzielone sznurem. Cały czas przechodzą tu ludzie. Wpatruję się w biały marmur, który przykrywa naszego Ojca Świętego. Modlę się... do niego: "Ojcze Święty, przyjechałem, by prosić o papieskie błogosławieństwo na pracę w WSKSiM, o błogosławieństwo dla studiującej tam młodzieży!". Uświadamiam sobie, że mogę przecież prosić także o papieskie wstawiennictwo u Jezusa w tej sprawie. Zauważam, że weszliśmy w grupę młodzieży. Plecak z napisem "Valencia" dziewczyny stojącej przede mną pozwala domyślić się, że to Hiszpanie. Patrzę na chłopaka, który żarliwie modli się na różańcu. Ma może piętnaście lat. Rówieśnik mojego siostrzeńca. Nic mu w modlitwie nie przeszkadza, ani przechodzący obok ludzie, ani też co chwila dochodząca do nas z głośników prośba o zachowanie powagi i ciszy w tym "santo campo". To spotkanie z młodymi zebranymi wokół grobu Papieża to dobry znak. Modlę się, aby Ojciec Święty Jan Paweł II podarował mi trochę z jego ojcowskiej miłości do młodych, których spotkam w Toruniu.
8 sierpnia punktualnie o godz. 9.00 jesteśmy już w Watykanie. Dołączamy do ogromnej rzeszy pielgrzymów udających się w stronę Auli Pawła VI, miejsca środowych audiencji generalnych. Najpierw żołnierz z gwardii szwajcarskiej, a potem ktoś z obsługi Domu Papieskiego prowadzi nas do auli. Mamy miejsca w pierwszym rzędzie i nadzieję, że podejdzie do nas Ojciec Święty. Witamy się z siedzącymi obok nas siostrami zakonnymi, jak się okaże podczas przedstawiania przybyłych grup, to przełożone generalne.
O godz. 10.00 wchodzi do auli Ojciec Święty Benedykt XVI. Czyni to dość skromnie, ale niezwykle serdecznie. Witamy go z głośnym aplauzem trwającym długą chwilę. Najpierw słuchamy fragmentu Słowa Bożego, a zaraz potem papieskiej katechezy. Ojciec Święty koncentruje naszą uwagę na Grzegorzu z Nazjanzu, świętym z IV wieku. Chyba ze względu na cel mojego spotkania z Papieżem uderzają mnie trzy rzeczy z biografii świętego Grzegorza. Jako młodzieniec troszczy się o bardzo dobre wykształcenie. Zdobywa je w najlepszych ówczesnych ośrodkach naukowych: w Aleksandrii i Atenach. Jako człowiek wykształcony i dojrzały oddaje siebie i swoje liczne talenty całkowicie do dyspozycji Bogu, służąc w Jego Kościele jako biskup. Po zrzeczeniu się pasterskiego urzędu poświęca się pracy pisarskiej. Wykorzystuje książki, ówczesne medium, by formować i informować, by służyć Bogu, Kościołowi, człowiekowi.
Kiedy przedstawiane są Ojcu Świętemu poszczególne grupy przybyłych na dzisiejszą audiencję pielgrzymów, w całej wyrazistości objawia się piękno zgromadzonego przy Piotrze Kościoła. Obecne są wszystkie kontynenty i wszystkie powołania w Kościele. Raz po raz rozbrzmiewają aplauzy i śpiewy licznie zgromadzonej młodzieży. Różnobarwnością swoich habitów upiększają aulę siostry zakonne, a grupa nowożeńców swoimi strojami ślubnymi. Dzieci z Korei urzekają Benedykta XVI entuzjastycznie zaśpiewaną piosenką, a Papież promieniuje wręcz radością, gdy pozdrawiają go klerycy.
Czekamy na Ojca Świętego. Za chwilę do nas podejdzie. Stoję między ojcem Janem a panią redaktor. "O, redemptoryści!". Papież rozpoznaje nas po habitach. Rozmawiamy w języku niemieckim. Ojciec Jan wyjaśnia, że jesteśmy z Polski. "Byli wasi ojcowie w niedzielę!" - przypomina Benedykt XVI. Na spotkaniu w Castel Gandolfo byli Ojciec Prowincjał, Ojciec Dyrektor i ojciec Adam Owczarski. "Pobłogosław, Ojcze Święty, naszą Wyższą Szkołę kształcącą dziennikarzy dla ewangelizacji! Pobłogosław 'Nasz Dziennik', pobłogosław Radio Maryja! Uczyń nad nami znak krzyża!" - prosimy w ojczystym języku Papieża. Ojciec Święty uśmiecha się, skupia na sekundę i błogosławi nas znakiem krzyża. "Błogosławieństwo apostolskie Papieża obejmuje także wasze rodziny!" - kilkakrotnie słyszeliśmy to zapewnienie przed zakończeniem audiencji. Przyjmujemy to błogosławieństwo z wiarą i wdzięcznością, przyjmujemy je dla wszystkich, których zabraliśmy do tej auli, na to spotkanie w naszych sercach!
Wychodzę przepełniony wdzięcznością dla Boga: za dar tego spotkania z Piotrem, za jego błogosławieństwo. Nie zapomnę ani tej radości w oczach Ojca Świętego, kiedy z nami rozmawiał, ani też przejęcia, z jakim nam błogosławił.
Dzień kończymy Eucharystią. Sprawujemy ją przy obrazie Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Wypowiadamy Bogu za pośrednictwem Maryi naszą wdzięczność i słyszymy Jego zapewnienie, gdy czytamy dzisiejszą Ewangelię o uzdrowieniu córki kobiety kananejskiej: "O niewiasto, wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!". Prosimy o dar wielkiej wiary!
o. Krzysztof Bieliński CSsR
"Nasz Dziennik" 2007-08-11
Autor: wa