Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ojciec odradzającego się Kościoła w Kazachstanie

Treść

Z księdzem prałatem dr. Janem Nowakiem, kapłanem diecezji krakowskiej, postulatorem w procesie kanonizacyjnym Sługi Bożego księdza Władysława Bukowińskiego, rozmawia Katarzyna Cegielska Dziś, 8 marca, kończy się w Krakowie diecezjalny proces kanonizacyjny Sługi Bożego ks. Władysława Bukowińskiego, rozpoczęty przed niespełna dwoma laty. Dlaczego uznał Ksiądz tę postać za tak wyjątkową? - Ksiądz Władysław Bukowiński był wyjątkowym człowiekiem i katolikiem, bo nie dał się zatruć nienawiścią i zachował godność osobistą nawet w więzieniach i łagrach. Zaś miłość nieprzyjaciół nie była samą tylko piękną teorią w jego życiu na Wschodzie. Przeżył piekło wojny, łagrów i przemocy komunizmu z podniesioną głową, uśmiechniętą twarzą i szczerym poczuciem humoru. Prześladowany, nigdy nie skarżył się na prześladowców, nie narzekał na swój los, w każdej sytuacji zdawał się na Bożą Opatrzność, widząc swoje konkretne powołanie nawet w najbardziej nieludzkim położeniu. Tak pisze w pamiętniku "Wybór wspomnień i informacji dla moich przyjaciół": "Przemoc ma także swoje granice. Któż może mi zabronić się modlić? Co najwyżej, może się tylko sam ośmieszyć. Modlić się można naprawdę zawsze i wszędzie, byle tylko była dobra wola ku temu. Ciało można zamknąć i nawet całymi latami trzymać w pojedynczej celi więziennej, lecz nie uwięzi się ducha, który i stamtąd znajduje drogę wprost do Boga". O tej niezwykłej postaci mówił także Ojciec Święty Jan Paweł II... - Tak, świadectwo o ks. Władysławie Bukowińskim dał nasz wielki Papież. Mówił bowiem: "Bogu dziękuję, że mogłem go osobiście poznać, budować się jego świadectwem i wspierać w każdy możliwy w tamtych czasach sposób. Nigdy oprócz modlitwy nie prosił o nic dla siebie, ale zawsze był otwarty na wszystko, co mogło dać oparcie w wierze i w cierpieniu tym, których Pan Bóg powierzył jego pieczy". Zdumiewające jest, że ich procesy odbywają się niemal równocześnie tu, w Krakowie. No właśnie, diecezjalny proces kanonizacyjny ks. Bukowińskiego toczy się w Krakowie. Był on kapłanem tej diecezji, jednak zmarł w 1974 roku w Karagandzie, tam znajduje się jego grób i najwięcej śladów jego działalności. Dlaczego zatem diecezjalny proces był prowadzony w Krakowie? - Na prośbę ks. abp. Karagandy Jana Pawła Lengi i za zgodą Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych zdecydowano, że archidiecezja krakowska podejmie trud prowadzenia procesu. Kiedy 19 czerwca 2006 roku rozpoczął się w Krakowie proces kanonizacyjny ks. Władysława, ks. kard. Stanisław Dziwisz powiedział: "Jesteśmy szczęśliwi, że możemy w ten sposób usłużyć Kościołowi w Kazachstanie". "Nic innego tylko miłość nie pozwala opuszczać opuszczonych" - pisał ks. Bukowiński w jednym z listów w odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie wróci z Kazachstanu do kraju i będzie kontynuował pracę wśród zesłańców, którym do niedawna sam był. Jakimi cnotami wyróżniał się Sługa Boży ks. Władysław Bukowiński? - Ksiądz Bukowiński często powtarzał: "Cierpliwość i ufność są mym stałym dążeniem i praktyką zarazem". Cechowała go także niesłychana dalekowzroczność i pokora, dlatego wiedział, że kto inny będzie zbierał plony. Był optymistą, dlatego przetrzymał prześladowania. I na dodatek był bardzo potrzebny, by nie tylko podtrzymać na duchu, ale dać świadectwo wiary. Prześladowanie z powodu wiary nie jest największym niebezpieczeństwem. Jest nim także odseparowanie dzieci i młodzieży, by one nigdy nie miały możności poznać Boga. Wprawdzie łaska Boża niepojętymi dla nas, ludzi, drogami dociera i do takich jednostek, tym niemniej sam Syn Boży Jezus Chrystus woła do nas: "Żniwo wielkie, a robotników mało. Proście tedy Pana żniwa, aby posłał robotników na żniwo swoje". W 1941 roku, podczas likwidacji więzienia w Łucku, w którym przebywał, NKWD postawiło go wraz z innymi więźniami na rozstrzelanie. Jednak kula nie dosięgła go, cudem ocalał... - Ksiądz Władysław opisuje to w swoich wspomnieniach: "Dnia 23 czerwca 1941 roku, na drugi dzień wojny niemiecko-radzieckiej, znajdowałem się w więzieniu w Łucku. Tego dnia były tam krwawe i tragiczne zajścia, a mianowicie, masowe rozstrzeliwania więźniów. My wszyscy, którzyśmy szczęśliwie zostali przy życiu, także leżeliśmy na dziedzińcu więziennym pod gradem kul. Uważam za zbyteczne szczegółowo to opisywać. Wszak żyją w Polsce tacy, co przeżyli tę straszliwą makabrę. Natomiast uważam za wskazane opisać wam tylko jeden moment. Kiedy leżałem na dziedzińcu więziennym pod kulami, byłem aż dziwnie spokojnym. Całe moje, wówczas 36-letnie życie skurczyło się do jakiejś znikomej chwilki. Udzieliłem jeszcze rozgrzeszenia moim sąsiadom leżącym obok mnie na ziemi. Myśl moja pracowała bardzo intensywnie. Przeżywałem koniec doczesności i brzask wieczności. Było to przeżycie niewypowiedzianie wzniosłe, absolutnie niemożliwe do zapomnienia. Nie wiem, co by się ze mną stało, gdybym odczuł ból rany. Ale nie było żadnego bólu ciała, a duch krążył swobodnie między doczesnością a wiecznością, jak nigdy przedtem i potem w życiu". Ksiądz przebywał w Kazachstanie, zbierając materiały niezbędne do rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego. Jakie ślady pracy ks. Władysława Bukowińskiego znalazł Ksiądz na tym terenie? - Prawie w każdej parafii można spotkać świadka, któremu udzielał sakramentów lub znają go z opowiadań osób starszych. Tak jest w mojej parafii - byłem tam przez rok - mimo że oddalona jest około 500 km od Karagandy. Jakie znaczenie mają działania zmierzające do kanonizacji ks. Władysława dla Kościoła w Kazachstanie i na Wołyniu, gdzie Sługa Boży posługiwał? - W Kazachstanie jest pierwszym katolickim kandydatem na ołtarze, a na Wołyniu w tych strasznych latach wojny pokazał heroizm miłosierdzia. To był święty człowiek. Podczas pierwszej sesji sprawy kanonizacyjnej Sługi Bożego ks. kard. Stanisław Dziwisz nazwał ks. Władysława Bukowińskiego ojcem odradzającego się Kościoła w Kazachstanie. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-03-09

Autor: wa