Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ofiary starć w Teheranie

Treść

Co najmniej 13, a według innych źródeł nawet 19 osób, zginęło, zaś około 100 zostało rannych w sobotę w starciach między policją i antyprezydencką opozycją w stolicy Iranu - Teheranie. Rządowe media nazywają zwolenników pokonanego w zeszłotygodniowych wyborach Mir-Hosejna Musawiego "grupami terrorystycznymi". Władze kraju wezwały przy tym Zachód, aby nie ingerował w to, co dzieje się w Iranie.

- Obecność terrorystów i użycie przez nich broni palnej oraz środków wybuchowych była namacalna we wczorajszych zamieszkach w dzielnicach Enkelab i Azadi - podała telewizja państwowa. Wiceszef irańskiej policji Ahmad Reza Radan zapewnił, że zgodnie z zaleceniami siły porządkowe nie użyły broni palnej, by rozproszyć manifestujących. Jak dodał Reza Radan, między demonstrujących "przeniknęli" członkowie organizacji Mudżahedini Ludowi.
Z kolei prezydent Iranu Mahmud Ahmadineżad sugerował, iż Stany Zjednoczone i Wielka Brytania wysyłają swoich agentów na terytorium jego kraju. Tak miało być właśnie z przedstawicielami Mudżahedinów Ludowych, którzy zdaniem rządzących przybyli do Iranu po przejściu szkolenia w sąsiednim Iraku, a ich działaniami kierował "sztab operacyjny" w Wielkiej Brytanii. Ahmadineżad wezwał, by zarówno Amerykanie, jak i Brytyjczycy zaprzestali ingerowania w wewnętrzne sprawy jego kraju. Wyspiarze jednoznacznie odrzucają takie zarzuty. - Wielka Brytania kategorycznie stoi na stanowisku, że to do narodu irańskiego należy zadanie wyboru własnego rządu - oświadczył szef brytyjskiej dyplomacji David Miliband.
To, co szczególnie jednak nie spodobało się irańskiej głowie państwa, to wypowiedzi szefa Białego Domu Baracka Obamy, który zaapelował, by irańskie władze zaprzestały brutalnego i niesprawiedliwego traktowania własnego narodu. - Swoimi pochopnymi wypowiedziami z pewnością nie dostaniecie się do kręgu przyjaciół narodu irańskiego. Dlatego radzę wam, byście zmienili swoją interwencyjną postawę - odpowiedział Ahmadineżad na apele prezydenta USA.
ŁS, Reuters, PAP
"Nasz Dziennik" 2009-06-22

Autor: wa