Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ofiary "pojednania"

Treść

Mimo protestów rodziców, młodzieży i wychowawców władze Lublina zamierzają zlikwidować najlepszą bursę w mieście i przekazać ją na siedzibę chylącego się ku upadkowi Europejskiego Kolegium Polskich i Ukraińskich Uniwersytetów. - Taka decyzja może przynieść więcej szkody niż pożytku dla pojednania polsko-ukraińskiego - sprzeciwiają się tym planom radni.

Na forum rady miasta sprawa rozegrała się w iście ekspresowym tempie. Choć z podanej dokumentacji wynika, że poufne rozmowy między władzami UMCS i Lublina były prowadzone już od dłuższego czasu, radni otrzymali informacje o zamiarze likwidacji bursy 14 stycznia br., a więc niecały tydzień przed głosowaniem w tej sprawie. Pracowników i rodziców dzieci mieszkających w bursie w ogóle nie poinformowano o planowanej likwidacji. Dowiedzieli się o niej od dziennikarzy.
- To był bardzo przemyślnie wybrany termin, gdyż właśnie rozpoczynały się ferie, młodzież porozjeżdżała się do domów i nie mogła licznie zaprotestować przeciw tym zamiarom - uważają pracownicy placówki, którzy do dziś nie pogodzili się z planami władz miasta.
Nie mniej zdeterminowani są rodzice uczniów mieszkających w bursie. "Jesteśmy tym głęboko wstrząśnięci, że tak mało się bierze pod uwagę interes naszych dzieci, które co prawda nie są miejskie (z Lublina), ale nasze, polskie" - napisali w liście skierowanym 18 stycznia br. do Andrzeja Pruszkowskiego (PiS), prezydenta miasta. "W tej bursie był zawsze komplet, a nawet nadto, co świadczy o tym, że ta bursa pod każdym względem była najlepsza. W imię jakich celów ma być właśnie ona zlikwidowana?" - pytają zdesperowani rodzice.
Władze miasta nie ugięły się pod tą argumentacją. Wbrew stanowisku komisji ds. oświaty i protestującym w ratuszu pracownikom, uczniom i ich rodzicom rada miasta - głosami głównie radnych z PiS, SdPl, ROP i Samoobrony - opowiedziała się za projektem likwidacji bursy szkolnej przy ul. Weteranów i bezpłatnego przekazania nieruchomości Uniwersytetowi Marii Curie-Skłodowskiej. Uczelnia zadeklarowała, że budynek bursy zamierza przeznaczyć na siedzibę Europejskiego Kolegium Polskich i Ukraińskich Uniwersytetów.
- W przypadku zlikwidowania Bursy Szkolnej nr 3 przy ul. Weteranów miasto jest w stanie zapewnić wszystkim chętnym miejsca w pozostałych placówkach funkcjonujących w Lublinie - zapewnił w uzasadnieniu uchwały prezydent Lublina Andrzej Pruszkowski. - Decyzja w przedmiotowej sprawie jest zasadna, tym bardziej iż od 2001 r. w szkołach ponadgimnazjalnych uczy się młodzież z roczników niżu demograficznego - dodał.
Na potwierdzenie tych słów prezydent przedstawił wyliczenie, z którego wynika, że na 1717 miejsc oferowanych w lubelskich bursach i internatach wykorzystanych jest zaledwie 1258.
Obecni na sesji rady miasta rodzice i wychowawcy nie kryli oburzenia i rozgoryczenia stanowiskiem władz Lublina. Za wyjątkowo demagogiczne uznali oni uzasadnienie przedstawione przez prezydenta Pruszkowskiego.
- Wolne miejsca dotyczą przeważnie placówek peryferyjnych, o znacznie niższym standardzie. W naszej bursie co roku po przyjęciu kompletu uczniów tworzona jest dodatkowa lista chętnych, na wypadek, gdyby ktoś zrezygnował - zapewniają pracownicy ośrodka.

Kosztem młodzieży z prowincji
Lublin jest miastem przyciągającym co roku tysiące pragnących się kształcić młodych ludzi z tzw. ściany wschodniej. Zamożniejsi mieszkają na stancjach, biedniejsi - w 8 bursach i internatach. Bursa na ul. Weteranów to wizytówka tego typu placówek w mieście. Głównym jej atutem jest położenie w samym centrum oświatowego życia miasta. W promieniu niespełna kilometra znajduje się tu cały szereg bardzo popularnych szkół średnich: najlepsze liceum w Lublinie im. S. Staszica, Zespół Szkół Przemysłu Spożywczego, Zespół Szkół Chemicznych, Państwowe Szkoły Budownictwa, Zespół Szkół Geodezyjno-Drogowych, Zespół Szkół Samochodowych, Zespół Szkół Mechanicznych, Zespół Szkół Odzieżowych. Cztery następne szkoły średnie położone są niewiele dalej, a do wszystkich liczących się placówek można bez większych problemów dojść pieszo.
O atrakcyjności i wielkim powodzeniu bursy nr 3 decyduje też znakomita kadra, a także wypracowane od lat metody pracy z młodzieżą. Dość powiedzieć, że bursa dysponuje biblioteką z czytelnią, pokojami cichej nauki, wyposażonym przez sponsorów klubem komputerowym "Bajtek", pracownią politechniczną, kawiarenką, gabinetem kulinarnym, pracownią plastyczną, gabinetem kosmetyczno-fryzjerskim, siłownią "Atlas", sauną, rozległym boiskiem...
W bursie przy ul. Weteranów, która właśnie w tym roku obchodzi
50-lecie istnienia, mieszka ponad 260 uczniów pochodzących w większości z niezamożnych rodzin z całego województwa. Miesięczny koszt utrzymania wraz z wyżywieniem nie przekracza tu 250 zł. Nie jest to dużo, zważywszy, że tyle wynosi cena jednego miejsca na prywatnej stancji bez wyżywienia. Zdaniem obrońców bursy, decyzja o jej likwidacji i przekwaterowanie młodzieży do placówek położonych na peryferiach miasta zwiększy koszt utrzymania przyjezdnego ucznia o ponad jedną czwartą, gdyż niezbędne będzie wykupienie biletu miesięcznego za 60 zł.
Według ustnego zapewnienia prof. Jerzego Pomorskiego, prorektora UMCS, nowy właściciel byłby skłonny poczekać z pełnym przejęciem budynku 2 lata, aż obecnie mieszkająca w bursie młodzież skończy naukę. Do bursy nie byliby jednak przyjmowani nowi uczniowie.
- To tylko złagodzi problem, ale go nie rozwiąże - mówi jedna z obrończyń brusy. - Ideą tego rodzaju placówek jest wyrównywanie szans młodzieży wiejskiej i miejskiej, a planowane przez władze miasta wrzucenie mieszkańców bursy na peryferie, odcięcie od bibliotek i życia kulturalnego miasta to ewidentne działanie na szkodę młodzieży z prowincji - dodaje.
Z ideą budowania pojednania polsko-ukraińskiego, któremu w założeniach miało służyć Europejskie Kolegium Polskich i Ukraińskich Uniwersytetów, realizowanego kosztem polskiej młodzieży, nie zgadzają się radni LPR.
- Takie pomysły, zamiast budować realne pojednanie między ludźmi, mogą generować konflikty, gdyż uczniowie z bursy, ich rodzice i całe niezamożne środowiska wiejskie, z których w większości ta młodzież pochodzi, mogą po prostu poczuć się pokrzywdzeni - uważa dr Mieczysław Ryba, przewodniczący klubu LPR w radzie miasta. - A przecież na siedzibę administracji kolegium można przeznaczyć budynek w każdym innym miejscu, niekoniecznie w tak bliskim sąsiedztwie większości szkół średnich w mieście - dodaje.

Kolegium niepewne jutra
Zastanawia również pośpiech władz miasta przy likwidacji bursy w sytuacji bardzo niepewnej przyszłości samego Europejskiego Kolegium Polskich i Ukraińskich Uniwersytetów. Uczelnia, jako instytucja prowadząca studia doktoranckie, została powołana przez UMCS, KUL i trzy ukraińskie uniwersytety oraz lubelski Instytut Europy Środkowowschodniej w 2000 r. Autorem i głównym promotorem tej inicjatywy jest prof. Bohdan Osadczuk, Ukrainiec zamieszkały w Niemczech. Jak deklarują władze uczelni, kolegium powstało "w celu wzajemnej współpracy na rzecz wspierania wspólnych interesów Ukrainy i Polski". Obecnie liczy 167 słuchaczy, którzy przygotowują swoje doktoraty na wszystkich lubelskich uczelniach. Największą grupę - 136 osób - stanowią obywatele Ukrainy.
Kolegium od samego początku przeżywało poważne trudności finansowe, gdyż okazało się, że jego powołanie było aktem zupełnie nieprzygotowanym od strony prawnej i politycznej. Porozumienie między uczelniami nie określało jasno kwestii finansowych. Wprawdzie w 2001 r., w dniu inauguracji pracy kolegium, prezydent Leonid Kuczma publicznie zadeklarował współfinansowanie uczelni przez Ukrainę, jednak do dziś koszty jej funkcjonowania ponosi wyłącznie strona polska. Początkowo na wydatki placówki łożył ze swojej kasy UMCS, potem drogą dotacji celowych wspomógł ją rząd Jerzego Buzka. Główny ciężar finansowy od lat spoczywa na Ministerstwie Edukacji Narodowej i Sportu.
Cieniem na sensowności funkcjonowania kolegium kładzie się kwestia braku uzgodnień w sprawie uznawania polskich tytułów naukowych na Ukrainie. Gdy pierwsi doktoranci 2 lata temu obronili prace doktorskie, okazało się, że są doktorami, ale tylko w Polsce, i zupełnie nie opłaca im się kończyć studiów. Nic dziwnego, że - jak ujawniła lubelska prasa - część ukraińskich doktorantów pobierała stypendia, nie prowadząc deklarowanych badań, a nawet miesiącami przebywając poza Lublinem. Władze kolegium zapowiedziały wówczas zaostrzenie dyscypliny, co miało polegać na egzekwowaniu przymusowej nauki języka polskiego, comiesięcznych sprawozdań z badań i opinii opiekunów naukowych.
Czarne chmury nad kolegium pojawiły się we wrześniu ubiegłego roku, kiedy to resort edukacji stracił cierpliwość i zapowiedział, że wobec braku jakiegokolwiek zainteresowania strony ukraińskiej finansowaniem ukraińskich doktorantów nie będzie wypłacał stypendiów nowemu rocznikowi. Spowodowało to odwołanie naboru jesiennego, a w dalszej perspektywie może oznaczać likwidację kolegium.
Adam Kruczek, Lublin

"Nasz Dziennik" 2005-01-26

Autor: ab