Ofiary bezprawia łączą siły
Treść
Bezkarne zabójstwa dzieci oraz niewyjaśnione mordy na dorosłych na Ukrainie stanowią problem całego kraju - taki wniosek nasuwa się po ujawnieniu kolejnych bulwersujących informacji w tej sprawie. Po naszych dotychczasowych publikacjach o zagadkowych przestępstwach popełnianych w rejonie Charkowa i Winnicy zgłosiły się do nas kolejne osoby, które w tajemniczych okolicznościach straciły członków rodziny. Rodzice i krewni zamordowanych zrzeszeni w organizacjach społecznych Charkowa, Chmielnika, Doniecka, Gorłowki, Lwowa, Tarnopola i Winnicy postanowili utworzyć ogólnoukraińską organizację o roboczej nazwie "Rodzice dzieci pozbawionych prawa do życia". Zdesperowani członkowie nowej organizacji liczą, że razem uda im się przełamać mur obojętności władz, które do tej pory nie zrobiły nic w celu wyjaśnienia szokujących przestępstw. Oburzona bezczynnością jedna z poszkodowanych kobiet zamierza podać prezydenta Wiktora Juszczenkę do sądu.
Jedna z założycielek nowego stowarzyszenia - przewodnicząca donieckiej organizacji obwodowej Wsparcie dla Walki przeciwko Wybrykom i Bezprawiu Organów Milicji, Prokuratury i Sądownictwa, Ludmiła Mykytyn, powiedziała "Naszemu Dziennikowi", że podobne problemy ma wiele rodzin w różnych rejonach kraju. "Pan, Panie Prezydencie, powinien jako gwarant zabezpieczenia praw człowieka na Ukrainie pomóc tym rodzinom w zabezpieczeniu prawa człowieka do życia, co jest zagwarantowane przez Konstytucję Ukrainy..." - stwierdziła Ludmiła Mykytyn w liście napisanym w ubiegłym roku do szefa państwa. Zarówno jej żal, jak i innych poszkodowanych rodzin wypływa z szokujących doświadczeń, jakich doznały. Wynikały one głównie z faktu, że urzędnicy powołani do przestrzegania prawa łamią je z premedytacją.
Śmierć na chodniku
17 maja 2000 r. córka pani Ludmiły, 34-letnia Natalia Mykytyn, była na spacerze razem ze swoją 5-letnią córką niedaleko śródmieścia Doniecka. Gdy mijały biurowiec korporacji Przemysłowy Sojusz Donbasu (ukr. ISD), którego prezesem był wówczas obecny sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Witalij Hajduk, na chodnik wjechał na wstecznym biegu opancerzony samochód marki Lexus. Pojazd uderzył matkę, która trzymała za rękę córeczkę. Gdy pani Natalia odzyskała przytomność, leżała pod ważącym kilka ton autem. Przy niej była martwa Marysia. Główka dziewczynki została zmiażdżona kołem auta. Szok Natalii był tym większy, że zamiast wyrazów współczucia usłyszała brutalne okrzyki: "No, wyłaź szybciej!".
Były to głosy ochroniarzy korporacji ISD, uzbrojonych w pistolety maszynowe, którzy pilnowali, żeby nikt nie podchodził do samochodu.
Matka Natalii, która jest prawnikiem, uważa, że samochód wpływowej korporacji, wyprodukowany na jej specjalne zamówienie, był wyposażony w sygnalizację uprzedzającą o przeszkodzie z tyłu. Dlatego nie wierzy, by kierowca nie zauważył, że za samochodem stali ludzie. Kobieta oskarżyła go o umyślne zabójstwo. Ludmiła Mykytyn uważa, iż przedstawiciele bogatej korporacji traktują biednych ludzi jak śmieci.
Gdy pani Ludmiła przyjechała powiadomiona o tragicznym wypadku na miejsce tragedii, najpierw rzuciło się jej w oczy, że pracownicy korporacji ISD z uśmiechami na twarzach przyglądali się temu, co dzieje się na zewnątrz z okien biurowca. Jak relacjonowała - wkrótce na miejsce zdarzenia przybył pijany funkcjonariusz śledczy prokuratury, który miał stwierdzić, że nic się nie da zrobić, bo córkę potrącił samochód przewożący "specjalnie chronione" i nietykalne osoby z firmy ISD. - Tym samochodem wożą samego Hajduka - miał powiedzieć funkcjonariusz śledczy prokuratury obwodu donieckiego.
Dlatego Ludmiła Mykytyn pytała nas, jak władze polskie mogły się zgodzić na kupienie Huty Częstochowa przez korporację ISD powiązaną jej zdaniem ze światem przestępczym.
Farsa sądowa
Dzielnicowy sąd w Doniecku 13 września 2000 r. oskarżył kierowcę firmy ISD Mychajłę Jurka o... złamanie przepisów ruchu drogowego, mimo że - jak stwierdzono - prowadząc samochód należący do kompanii ISD, spowodował wypadek, w wyniku którego Marysia Mykytyn doznała ciężkich urazów ciała, a w konsekwencji zmarła. Natomiast Natalia Mykytyn, zdaniem sądu, doznała średnich obrażeń.
Kierowca przyznał się do winy. Nie poniósł jednak konsekwencji swego czynu. Sąd uznał bowiem, że można wobec niego zastosować amnestię ogłoszoną w 2000 roku. W myśl przepisów mogą nią być objęci mężczyźni, którzy mają niepełnoletnie dzieci i nie dokonali ciężkich przestępstw. Sąd uznał również, że kierowca spełnił także ten drugi warunek.
Ludmiła Mykytyn była zszokowana taką decyzją. - Czyżby prowadzące do śmierci najechanie opancerzonym samochodem na 5-letnie dziecko i jego matkę nie było dla sądu ukraińskiego ciężkim przestępstwem? - pytała retorycznie.
Rodzina Mykytyn, która pochodzi z zachodnich regionów Ukrainy i ma polskie korzenie, nie doczekała się sprawiedliwego rozstrzygnięcia tej sprawy ani w sądzie w Doniecku, ani w Kijowie, gdzie się odwoływała. Natalia Mykytyn po przebytym wypadku doznała trwałego uszczerbku na zdrowiu. Mimo to nie doczekała się pomocy władz. Ze strony kompanii ISD usłyszała jedynie cynicznie słowa, że nic strasznego się nie stało i... narodzi się następne dziecko.
Jednak pani Natalia po przebytym wypadku już nie może mieć dzieci. Ponadto potrzebuje pieniędzy na leczenie. Kompania ISD, która obraca miliardami dolarów, początkowo nie chciała wypłacić matce Marysi odszkodowania. Próbowała nawet wpłynąć na lekarzy psychiatrów, żeby Natalię Mykytyn uznano za osobę chorą psychicznie. Skierowano ją przymusowo na badania. Jednak uczciwi lekarze uznali, że jest zdrowa. Ostatecznie korporacja ISD wypłaciła rodzinie 4 tys. 600 hrywien (ponad 900 USD).
Ludmiła Mykytyn zwracała się w sprawie śmierci wnuczki i potrącenia córki do Hanny Severinsen, która monitoruje z ramienia Rady Europy Ukrainę - jednak do dziś nie dostała odpowiedzi.
Bo nie chciał oddać firmy?
Oleg Sennikow, właściciel prywatnej firmy ze Lwowa, został uduszony we własnym mieszkaniu 16 czerwca 2004 roku. Dlaczego? - Po pogrzebie syna zaproponowali mi, abym zgodziła się przekazać firmę na podstawione osoby, aby można było na prywatną firmę przekazywać państwowe pieniądze. Wtedy zrozumiałam, dlaczego zabito mego syna - bo on się na to nie zgadzał - relacjonuje jego matka, Wiera Sennikowa.
Jej zdaniem, w sprawę zamieszani są przedstawiciele miejscowych władz. - Organa praworządności przyjechały dopiero po godzinie, podczas gdy piechotą można dojść w 10 minut, a ekspert sądowy po 4 godzinach. Mnie zamknięto w sąsiednim pokoju pod pilnym okiem funkcjonariusza śledczego Mychajły Osypczuka bez prawa poruszania się po mieszkaniu. Tymczasem funkcjonariusze milicji i prokuratury obwodu lwowskiego robili swoje - zacierali ślady morderstwa - opowiada rozgoryczona. Dodaje, że na końcu do mieszkania przyjechał ekspert sądowy Wołodymyr Sabadar i razem ze śledczym Mychajłą Osypczukiem... zabrali 1000 USD znalezione w mieszkaniu syna.
- Niejednokrotne propozycje udziału w nieczystych interesach i szantaż zmuszały mego syna do nagrywania wszystkich propozycji łącznie z wymuszaniem haraczu przez wysokich funkcjonariuszy lwowskiej straży pożarnej - opowiada matka zabitego. Dodaje, że dyktafon z nagraniami rozmów również zniknął po zabójstwie...
Sprawę zabójstwa syna Wiery Sennikowej prowadził zastępca prokuratora obwodu lwowskiego Ołeksandr Czemnyj, ale - jak wynika z jej wypowiedzi - nie był w ogóle zainteresowany wyjaśnieniami. - Podczas przesłuchania w sprawie zabójstwa syna włączył komputer i oglądał zdjęcia pornograficzne... - relacjonowała. Matka torturowanego, a potem zabitego biznesmena ze Lwowa, nie doczekawszy się sprawiedliwości w prokuraturze obwodowej, zwróciła się do prokuratury generalnej Ukrainy. Jednak jej skarga (jak zawsze w takich przypadkach) trafiła do miejsca popełnienia zbrodni, czyli z powrotem do prokuratury lwowskiej. Ta uznała, że Sennikow po prostu się powiesił.
Jednak matka widziała ślady tortur na jego ciele, oglądając go już w trumnie. Prokuratura obwodu lwowskiego nie chciała jej udostępnić nawet kopii zdjęć ekspertyzy sądowej. Dopiero w ostatnich tygodniach prezesowi Organizacji Rodziców Zabitych Dzieci Winnicy Wasylowi Makarence udało się zdobyć te zdjęcia, na których wyraźnie widać ślady bestialskich tortur. Pokazują one m.in., że nogi zawieszonego na drzwiach biznesmena były związane. W jaki więc sposób mógł popełnić samobójstwo? Wiera Sennikowa, szukając pomocy, napisała nawet do sekretarza generalnego Rady Europy.
Wołanie o sprawiedliwość
Ludmiła Mykytyn napisała w liście z 4 września 2006 r. do prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki, że rodzice zamordowanych od wielu lat walczą z korupcją, która kwitła i nadal kwitnie w organach praworządności i w sądownictwie. "My - 11 aktywistów organizacji społecznej Sprzyjanie Walce przeciwko Wybrykom i Bezprawiu Organów Milicji, Prokuratury i Sądownictwa - od samego początku doznajemy nieludzkich upokorzeń ze strony organów praworządności i sądownictwa, które połączyły się z przestępczością zorganizowaną. Urzędnicy resortów państwowych, którzy przysięgali działać w ramach Konstytucji Ukrainy i obowiązującego prawa, a także uczciwie wykonywać swoje obowiązki służbowe, stojąc na straży praw człowieka, uwłaczają nie tylko naszej godności ludzkiej, ale także brutalnie łamią Konstytucję, której gwarantem jest Pan. Państwo ukraińskie zostawiło nas samych w walce z bandytami w mundurach i bezprawiem, którego ci dopuszczają się bezkarnie. Dlatego zostaliśmy zmuszeni zrzeszyć się w donieckiej organizacji obwodowej" - stwierdziła pani Mykytyn.
Ministerstwo spraw wewnętrznych Ukrainy i generalna prokuratura Ukrainy nadal bagatelizują liczne apele rodzin, które najpierw straciły bliskich, a potem doświadczyły bezprawia ze strony władz. Pod koniec minionego roku matka i babcia zabitej w Doniecku pięcioletniej Marysi próbowały spotkać się z byłym prezesem kompanii ISDN, obecnie sekretarzem Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Witalijem Hajdukiem. Jednak decydent nie raczył nawet odebrać telefonu.
Rozczarowana tym, że mimo obietnic prezydenta Juszczenki, iż winni bezprawia zostaną ukarani, a w rzeczywistości nikt nie kiwnął palcem, Ludmiła Mykytyn ma zamiar wkrótce wytoczyć proces prezydentowi Ukrainy.
Nie jest to pojedynczy wypadek, bo wszystkie apele do prezydenta Ukrainy, prokuratury generalnej i ministerstwa sprawiedliwości innych rodziców zabitych dzieci rozbijają się o mur obojętności i bezduszności. Większość rodziców i bliskich zabitych mówi, że nie chce zemsty. - Naszych dzieci już nikt nie zwróci - mówią. - Chcemy tylko, żeby na Ukrainie zaprzestano zabijać bezkarnie dzieci, które są przyszłością tego kraju, geograficznie znajdującego się w Europie. Przecież niemożliwe jest życie w państwie, w którym prawo jest tylko zadeklarowane, a urzędnicy, zobowiązani do przestrzegania tego prawa, w brutalny sposób je łamią - dodają.
Eugeniusz Tuzow-Lubański, Kijów
"Nasz Dziennik" 2007-01-25
Autor: wa