Odszedł polityczny strateg
Treść
Ze Zbigniewem Wassermannem przyszło mi intensywnie współpracować od listopada ubiegłego roku, kiedy została powołana komisja śledcza ds. afery hazardowej. Czas ten zapamiętam jako bardzo pozytywne doświadczenie związane z pracą zawodową, a polegające na obcowaniu z człowiekiem o ogromnej wiedzy, wręcz nieocenionej, której nie da się zdobyć z żadnych podręczników, z człowiekiem o ogromnej kulturze osobistej i determinacji w dążeniu do prawdy.
Najważniejszą sprawą, jaka w związku z tym przychodzi mi na myśl, był profesjonalizm Zbigniewa Wassermanna, zwłaszcza w zakresie znajomości procedury karnej oraz technik przesłuchiwania świadków, umożliwiających uzyskanie najbardziej wartościowego materiału dowodowego. Do tego wszystkiego należy dodać bardzo dobrą orientację w zakresie specyfiki działania służb specjalnych, zarówno od strony przepisów, jak i praktyki. Jestem mu wdzięczna za to, że tym doświadczeniem dzielił się ze mną i z naszymi asystentami, uczulając nas chociażby na to, jak chronić się przed prowokacją, którą w przypadku prac komisji zawsze trzeba brać pod uwagę. Pamiętam, jak mówił mi: "Musi być pani na takie sytuacje przygotowana, bo ja to przeżyłem". Chciał mi oszczędzić przykrości oraz ustrzec przed błędami, jakie mogą popełniać osoby mniej doświadczone, i nie są to puste, patetyczne słowa.
W tym miejscu chciałabym podkreślić niezwykłą dyskrecję i odpowiedzialność Zbigniewa Wassermanna. Swoją postawą uczył nas szacunku do zachowania tajemnicy państwowej. Podkreślał, że warto żyć zgodnie z prawem.
To, co niemal od razu rzucało się w oczy w kontaktach z tym człowiekiem, to spokój i wyważenie. Uczył nas podchodzenia do określonego problemu z różnych stron, brania pod uwagę nawet tej możliwości, która ze względów np. politycznych nie wydaje się słuszna. Stawiał więc na obiektywizm. Podkreślał, że na daną sprawę należy spojrzeć chłodno, bez emocji, i dopiero wtedy wyciągnąć właściwe wnioski. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, żeby nikogo nie skrzywdzić.
Dzień po dniu przejmowałam od niego wiedzę o tym, w jaki sposób czytać dokumenty, jak czytać przepisy, jak formułować wnioski, a nawet w którym momencie z określonym wnioskiem wystąpić. To był prawdziwy strateg polityczny, a żeby być takim strategiem, trzeba mieć niebywałe doświadczenie. W ciągu tych miesięcy doświadczenie to starał się mi skrzętnie przekazać. Być może coś przeczuwał? Będę mu za to do końca życia wdzięczna.
Brak Zbigniewa Wassermanna w pracach komisji śledczej jest wielką stratą, gdyż sensem jej istnienia i wszystkich innych komisji jest poszukiwanie prawdy, a w Polsce brakuje polityków, którzy potrafią poszukiwać prawdy. Dobre chęci często nie wystarczą, docieranie do prawdy jest również sztuką, tego nie da się wykonać siermiężnie, nieprofesjonalnie.
Dziś szczególnie mocno widać, jak dobrze się stało, że Zbigniew Wassermann był w naszym klubie. Kiedy któryś z posłów miał problem prawny, odsyłaliśmy go do ministra Wassermanna, a on jak zwykle bardzo szczegółowo, analitycznie, od początku do końca wszystko cierpliwie tłumaczył. Zresztą dzwoniło do niego mnóstwo innych osób z rozmaitymi sprawami. Był bardzo ceniony i ludzie pokładali w nim wielkie nadzieje. Martwił się, jeśli komuś nie był w stanie pomóc, bardzo to przeżywał. Oczywiście nigdy nie mówił nam o szczegółach, był bardzo dyskretny.
To, z czym nie mógł się nigdy pogodzić, to brak kultury w polityce. Nie cierpiał technokratów. Bolał nad tym, że w Polsce brakuje sporu ideologicznego na wysokim poziomie, zarówno intelektualnym, jak i kulturalnym. Tęsknił za takim fachowym, profesjonalnym sporem. Męczyła go polityczna pyskówka.
Obraz Zbigniewa Wassermanna byłby niepełny, gdybym nie wspomniała o tym, że był niezwykle serdecznym człowiekiem, dowodem na to, że wśród polityków są jeszcze osoby o bardzo wysokiej kulturze osobistej. Choć nie był wylewny, zawsze z ogromnym szacunkiem wyrażał się o swojej żonie. Na ile to tylko było możliwe, starał się jak najszybciej wracać do Krakowa, do domu, a zwłaszcza do wnuków, z którymi lubił odpoczywać i bawić się.
Na uroczystości do Katynia pojechałam pociągiem za namową Zbigniewa Wassermanna. Ponieważ wspomniałam, że jeszcze nigdy wcześniej tam nie byłam, przekonywał mnie, iż koniecznie powinnam tam jechać i wzmocnić niejako swoją obecnością te uroczystości. Mówił, że sam zamierza lecieć w sobotę samolotem prezydenckim, jeśli zwolni się miejsce prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Wówczas nie był jeszcze pewny, czy w ogóle poleci. Był poza tym bardzo zmęczony. Kiedy dowiedziałam się o tragedii, miałam jeszcze nadzieję, że się rozmyślił. Był pierwszą osobą, do której zadzwoniłam, ale on już niestety nie odpowiedział... A oprócz niego nie odpowiadał ani pan prezydent, ani jego żona, ani Ola, Grażynka, Przemek... Myślałam, Boże, to przecież niemożliwe! Odmawiany przez nas w Katyniu Różaniec był cały przepłakany.
Moją nadzieję budzi fakt, że Zbigniew Wassermann był głęboko wierzącym człowiekiem. Kiedyś w ramach konsultacji zawodowych dzwoniłam do niego, by podzielić się jakimś pomysłem, ale on nie odbierał telefonu. Zadzwonił do mnie następnego dnia i tłumaczył się, że był na rekolekcjach. Po katastrofie lotniczej rodziny ofiar sugerowały, aby przewieźć do Rosji przedmioty kultu religijnego, które można by było włożyć do trumien. Wtedy dowiedziałam się, że Zbigniew Wassermann miał zwyczaj modlić się na różańcu. Bardzo mocno w to wierzę, że był tam Panu Bogu potrzebny. A może Pan Bóg "zauważył", że on był tak bardzo zmęczony...? Te wszystkie krzywdy, które mu wyrządzono, jak chociażby prymitywna prowokacja z wanną czy próba zmuszenia go do zrzeczenia się immunitetu, przetrzymał dzięki temu, że był człowiekiem spokojnym i głębokiej wiary. Nasza formacja ma na sztandarach wypisane hasło: prawo i sprawiedliwość. Zbigniew Wassermann miał szacunek dla przestrzegania prawa, a poprzez prawo starał się dochodzić do sprawiedliwości i prawdy, a to są idee naszej partii. On się z tym w pełni utożsamiał. Zginął jeden z największych naszych ideowców.
Przed nami trudna przyszłość, ale musimy ją budować na nadziei. Kiedy już opadną emocje, my, którzy żyjemy, musimy wybrać z dorobku tych, co zginęli w katastrofie, to, co najlepsze, i kontynuować ich dzieło, aby byli z nas dumni.
Beata Kempa (PiS), poseł na Sejm RP
Nasz Dziennik 2010-04-15
Autor: jc