Odrzucona miłość
Treść
Jest jej wszędzie tak wiele. Może za dużo. Chyba nikogo nie oszczędza. I nie wiadomo w sumie dlaczego. Taka jest natura miłości? Musi tak okrutnie igrać z naszymi marzeniami? Musi tak ranić? Po co w sercu powstają uczucia, które potem przez całe życie pozostają raną?
Jest taka pieśń Chopina, która pod skromnym tytułem „Pierścień” skrywa, wyrażony lapidarnymi słowami dramat, wzmocniony zresztą wymowną muzyką – kujawiakiem jakby… rozdartym na pół, między nostalgiczną zadumą a weselnymi motywami dochodzącymi z oddali. W sumie nic nowego, a jednak zawsze przejmujące – bo przecież każdy z nas jakoś się w takiej sytuacji odrzucenia odnajduje:
Smutno niańki ci śpiewały,
A ja już kochałem,
A na lewy palec mały
Srebrny pierścień dałem.
Pobrali dziewczęta drudzy,
Ja wiernie kochałem,
Przyszedł młody chłopiec cudzy,
Choć ja pierścień dałem.
Muzykantów zaproszono,
Na godach śpiewałem!
Innego zostałaś żoną,
Ja zawsze kochałem.
Dziś dziewczęta mnie wyśmiały,
Gorzko zapłakałem:
Próżnom wierny był i stały,
Próżno pierścień dałem.
To akurat historia z życia samego Chopina. Nie jest tajemnicą, że był nieszczęśliwie zakochany – zresztą nie raz. Ale w jednym przypadku, Marii Wodzińskiej, bliski był ślubu. Ostatecznie jednak okazał się mało atrakcyjną partią dla poszukującej stabilizacji córki szlachetnego rodu. Jej rodzice też obawiali się o zdrowie Chopina. Wyszła więc za innego, Chopin pozostał sam ze swoją niespełnioną nadzieją. Tak, jak wiele osób w zrozumiały sposób oczekujących czegoś pięknego: przyjęcia, miłości, wierności. To naturalny odruch dzieci, młodzieży – ale i starszych. Wszak to, co najpiękniejsze w życiu czynimy z racji na miłość. A miłość oczekuje miłości. Odrzucona, a nawet przyjęta obojętnie nie może nie boleć.
Im bardziej człowiek inwestuje, tj. angażuje się, ma nadzieję, tym boleśniejsze odrzucenie. Często niezrozumiałe. Często i może nie do końca świadome. Nie znaczy to, że przestaną być zrywane zaręczyny. Ani, że wierność nagle zacznie być doceniana. Wręcz przeciwnie, widzimy dzisiaj, że jest coraz trudniej. Może przez to ludzie nie wiążą się ze sobą węzłem małżeńskim. Mają też, na tej samej zasadzie, kłopoty ze stałym podjęciem zobowiązań życia zakonnego czy kapłańskiego.
Jednakże, im bardziej taka sytuacja się nasila, tym bardziej pragniemy zrozumienia, akceptacji, szczęścia, miłości. Pierścień jest więc ważny. Jak każdy mały znak bliskości czy czułości. Wszak miłość wyraża się przez takie małe gesty. One ją budują. Dlatego tak boli, gdy zostają zmarnowane. Jak małe cegiełki wyrzucone z właśnie rozpoczętej budowy. Czy kilka pięknych kamyków wydłubanych z zaprojektowanej, lecz potem zaniechanej mozaiki. Tak może boleć też pierścień na czyimś palcu – bo nie od nas. Bo komuś się udało, nie nam. Ktoś jest szczęśliwy, kocha i jest kochany. Ale to nie my. Głupie uczucia. Ale takie ludzkie. I takie częste. Trzeba się cieszyć szczęściem innych. Jak jednak, skoro dla nas go zabrakło?
Kto ma pierścień
ten śpiewa.
Dlatego one śpiewają:
Z powodu pierścienia na ręku.
Oto jestem
mówi Gomer
kiedy ma pierścień.
Oto ja, Gomer,
Gomer nie wołała
tylko zmywa talerze
Lecz Gomer mówi:
Oto jestem [Wiersz nosi tytuł Pierścień].
Tak, miłość rozszerza serce i wyraża się śpiewem. Śpiew i radość w codziennym, zwyczajnym życiu. Jakże to coraz rzadsze! Tym bardziej zadziwia. I choć czasem może też trochę niepokoi, ostatecznie niesie nadzieję.
Co ciekawe, tak szczęśliwie rozśpiewane, kochające i kochane – mocą zaślubin – są najzwyklejsze osoby, takie szczere, bez wielkich ambicji czy jakichś wyrafinowanych oczekiwań. Po prostu kochają. Tak mają szczęście, ale może, z ich nastawieniem… nie mogło być inaczej?
Czasem można spotkać takie siostry zakonne. Pełne kobiecości, wdzięku i niegasnącej radości. Wiedzą Kogo wybrały, Komu zawierzyły.
Jedna z belgijskich mniszek, jako dziewczynka wybrana dziecięcą Miss Belgii, ostatecznie wybrała drogę benedyktyńskiego powołania. Wiele lat po tym udzieliła wywiadu kolorowemu magazynowi dla nastolatek. Na okładce znalazły się jej słowa „Wybrałam Pana Jezusa, wiedząc, że żaden mężczyzna nie jest w stanie w 100% zaspokoić moich oczekiwań”. Dziewczęta z internatu, w którym ta siostra pracowała, były mocno zaintrygowane tymi słowami. Nie mogły się nadziwić, że wciąż tak piękna kobieta wybrała życie zakonne – i jest w nim szczęśliwa.
Może nie wiedziały, że w swej Regule św. Benedykt sprawę nadziei i oczekiwań, nie dzielonych na ludzkie czy duchowe, traktuje bardzo poważnie, każąc mnichowi – czy mniszce – składającym śluby zaśpiewać wymowny werset z Psalmu 119 (118): Przyjmij mnie, Panie, według Twej obietnicy, a żyć będę. I nie zawiedź nadziei mojej. Werset ten powtórzy trzykrotnie cała wspólnota dodając jeszcze Chwała Ojcu (RB 58 21,22).
Nosimy nasze pragnienia i marzenia, naszą nadzieję nie na darmo. Są perspektywą, do której jesteśmy powołani. Mimo wszystko. Mimo odrzuceń.
Może po prostu trzeba szukać tam, gdzie nie zostaniemy odrzuceni…?
Bernard Sawicki OSB – absolwent Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie (teoria muzyki, fortepian). Od 1994 r. profes opactwa tynieckiego, gdzie w r. 2000 przyjął święcenia kapłańskie, a w latach 2005-2013 był opatem. Studiował teologię w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie oraz w Ateneum św. Anzelma w Rzymie, gdzie obecnie wykłada. Autor felietonów Selfie z Regułą. Benedyktyńskie motywy codzienności oraz innych publikacji.
Źródło: ps-po.pl, 12
Autor: mj
Tagi: Odrzucona miłość