Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Odpowiedzialna za "eksport" akt do Niemiec ubiega się o urząd

Treść

Dyrekcja Archiwów Państwowych twierdzi, że w Polsce pozostały kopie wszystkich akt przekazywanych do Niemiec. Innego zdania są prokuratorzy IPN, prowadzący sprawy ogołocone z dokumentacji. Tymczasem odpowiedzialna za transfer dokumentów naczelna dyrektor archiwów państwowych Daria Nałęcz (żona byłego wicemarszałka Sejmu) startuje w konkursie na szefa archiwów.
- Formalnych uchybień przy przekazywaniu akt nie było - twierdzi zastępca naczelnej dyrektor Archiwów Państwowych Władysław Stępniak. - Jeśli Naczelna Dyrekcja Archiwów Państwowych uznała, że dane materiały nie stanowią części polskiego państwowego czy narodowego zasobu archiwalnego, to taką decyzję mogła podjąć - dodaje. Według Stępniaka, przekazanie w 1997 r. akt dotyczących Urzędu Bezpieczeństwa III Rzeszy było "pełnym entuzjazmu obustronnym przekonaniem, że to pierwszy krok do generalnego rozstrzygnięcia problemów rewindykacji materiałów archiwalnych w stosunkach polsko-niemieckich, za którym pójdą kolejne". Przyznaje jednak, że "tych kolejnych kroków nie było i na tym polega dramat w całej tej sytuacji". Rozmawiamy z nim, ponieważ dyrektor Daria Nałęcz, która wyrażała zgodę na "eksport" akt, do 20 sierpnia jest na urlopie. 10 lipca ministerstwo kultury ogłosiło konkurs na stanowisko naczelnego dyrektora archiwów państwowych; 29 sierpnia mają zostać otwarte oferty. Daria Nałęcz, żona byłego wicemarszałka Sejmu Tomasza Nałęcza, która dyrektorem archiwów jest od 10 lat, ponownie ubiega się o to stanowisko (kadencja dyrektora trwa 5 lat). Zdaniem wicedyrektora Stępniaka, przekazane Niemcom akta nie zginęły bezpowrotnie, bo w Polsce pozostały ich kopie. - To jest kolejny mit, że ktokolwiek wydałby z Polski cokolwiek, nie kopiując tego. Taka jest utarta międzynarodowa praktyka - stwierdza Stępniak. I jak podkreśla, każdy, kto chce, może się z nimi zapoznać. Według niego, nie jest rzeczą możliwą wydanie z zasobu narodowego jakiegokolwiek dokumentu, który stanowi jego część. - Tu mówimy o materiałach archiwalnych wytworzonych w przeszłości na terytorium Rzeczypospolitej - tłumaczy zastępca Darii Nałęcz. - W danym przypadku mieliśmy do czynienia z materiałem archiwalnym wytworzonym przez obcy urząd obcego państwa - dodaje. Stąd decyzja o przekazaniu.

Gdzie są te kopie?
Zapewnienia te nie satysfakcjonują pracowników IPN. - Każdy, kto jest dzisiaj zainteresowany, opowiada różne rzeczy, że akta są, że zostały w Polsce. Już w 1998 r. wyszły na jaw braki aktowe, jakieś nadwyżki aktowe, i tak jest do dzisiaj - mówi naczelnik Wydziału Nadzoru nad Śledztwami Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN Antoni Kura. Podobnego zdania są byli pracownicy archiwów. - Nigdy nie robiono żadnych kopii - mówią. Zdziwieni są pozycją, jaką zajmuje druga odpowiedzialna za wysyłanie akt do Niemiec osoba - dr Ryszard Walczak (były pracownik kadrowy Akademii Nauk Społecznych KC PZPR). - To on, kiedy kierował Główną Komisją Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, zezwalał przeróżnym "swoim" osobom na wynoszenie akt, nie rejestrując tego nigdzie - podkreślają. Walczak jest dziś wicedyrektorem biura Postępowania Sądowego Prokuratury Krajowej. Nadal czekamy na jego wyjaśnienia w sprawie przekazywania akt.
Doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa w sprawie przekazywania akt dotyczących zbrodni niemieckich popełnionych w okupowanej Polsce do Niemiec złożył w czerwcu prezes Instytutu Pamięci Narodowej Janusz Kurtyka. Chodzi o przekazywanie od lat 60. do centrali ścigania zbrodni narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu oryginałów materiałów kilku tysięcy śledztw dotyczących zbrodni niemieckich z lat okupacji. Były to protokoły przesłuchań świadków, akty zgonów, dane o sprawcach, zdjęcia, plany itp. Przesyłano oryginalne dokumenty, niejednokrotnie bez zachowywania kopii. Do niemieckich archiwów trafiła też wystawa "Powstanie Warszawskie '44" z autentycznymi zdjęciami oraz akta Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy. Ten "eksport" akt przeprowadzony został wbrew ustawie o narodowym zasobie archiwalnym.
Anna Skopinska



Prokurator Antoni Kura, naczelnik Wydziału Nadzoru nad Śledztwami Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN:
W Polsce pozostało kilka tysięcy niezamkniętych śledztw. Dotyczą one zbrodni popełnionych w naszym kraju, sukcesorzy prawni tych ofiar żyją w Polsce, a dowody tych zbrodni są w archiwach niemieckich. Te materiały dokumentacyjne powinny znaleźć się w śledztwach prowadzonych przez IPN. A są to dokumenty nie tylko kopii, czy tzw. drugich kopii, ale chodzi o całą dokumentację zbrodni. Nie chodzi o same kopie, których nie ma w takiej części, jak być powinny, choć nie wykluczam, że w którejś części te akta pozostały, ale gdzie są - my tego nie wiemy. Chodzi także o dokumenty bezpowrotnie utracone typu: materiały fotograficzne, zdjęcia, szkice, dokumenty urzędowe, które obrazowały skalę zbrodni, bądź też oględziny, które potem prowadzono. Braki aktowe prokuratorzy sygnalizują od kilku już lat. Każdy, kto bierze akta do ręki, stwierdza, że są ogołocone. Z dokumentacji pośredniej wynika, iż materiały były przekazywane do Niemiec, i to trzeba wyjaśnić.
not. AS

"Nasz Dziennik" 2006-08-14

Autor: wa