Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Odpowiedź na orędzie Putina?

Treść

Prezydent USA George W. Bush podczas wczorajszej wizyty w Gruzji otwarcie wezwał narody postsowieckich państw do walki o wolność. Amerykański gość poparł również wysiłki gruzińskiego rządu na rzecz przywrócenia władzy Tblisi nad dwoma separatystycznymi regionami: Abchazją i Osetią Południową. Przemówienie Busha wywołało gniew Rosji, która odebrała je jako afront i niemalże ingerencję w jej wewnętrzne sprawy.
Jego przyjazd do Tbilisi wywołał niebywały entuzjazm mieszkańców gruzińskiej stolicy. Z powodu licznych chętnych pragnących wysłuchać prezydenta w centrum miasta powstał niebywały tłok. Tysiące Gruzinów przedostało się przez barierki, mijając wykrywacze metali. W ocenie prezydenta Michaiła Saakaszwilego, absolwenta Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku, na placu Wolności zebrało się przed południem 150 tys. ludzi. - Gruzja to nie Korea Północna - powiedział amerykańskiemu gościowi Saakaszwili, tłumacząc, że nikogo z zebranych nie trzeba było zachęcać do przyjścia na to spotkanie.
Prezydent USA przywitał się z zebranymi po gruzińsku: "gamardżaba", co wywołało burzę oklasków - podała agencja NEWSru.com. Bush nazwał Gruzję "latarnią wolności" dla swojego regionu i świata. - Naród amerykański będzie z wami, dopóki budujecie niezależną Gruzję - zapewnił amerykański przywódca. - Największy wkład Gruzji to wasza "rewolucja róż", która dała przykład innym narodom. (...) Dzisiaj od Kaukazu do Azji Środkowej narody żądają wolności i ją osiągną - powiedział zebranym amerykański prezydent, którego przemówienie często przerywały owacje. Wystąpienie Busha wywołało spodziewaną wściekłość na Kremlu. Komentatorzy zauważają, że Moskwa uznała je za kolejny, "wyzywający" afront pod swoim adresem.
Amerykański prezydent otwarcie wezwał azjatyckie republiki postsowieckie do zrzucenia autorytarnych reżimów, co w praktyce wyzwoliłoby je z orbity wpływów Moskwy. Co więcej, Bush zaoferował swoją pomoc w zakończeniu sporu między Gruzją a Rosją w kwestii zamknięcia rosyjskich baz na jej terytorium.
Wizytą amerykańskiego prezydenta w Gruzji zaniepokoił się również Mińsk. Antyautorytarnym wypowiedziom amerykańskiego prezydenta wtórował Saakaszwili. - Na nas wszystkich ciąży odpowiedzialność przed naszą ojczyzną za rozprzestrzenianie demokracji na całym świecie, poczynając od Białorusi, której naród zasługuje na wolność - oświadczył prezydent Gruzji. Michaił Saakaszwili we wczorajszym "Washington Post" wezwał wyzwolone spod wpływów Moskwy kraje, by powróciły do Jałty, lecz nie dla ponownego zniewolenia niewinnych ludzi, lecz po to, by dyskutować o przyszłości demokracji, która konferencję jałtańską uczyniłaby symbolem nadziei.
"The Guardian" podkreślił, że dyskusja na linii USA - Rosja na temat likwidacji rosyjskich baz w Gruzji może wywołać ponowne napięcie w stosunkach z Kremlem. "Bush nie zwlekał z odpowiedzią na niedawne oświadczenie prezydenta Putina, iż krach Związku Sowieckiego był największą katastrofą geopolityczną XX wieku" - napisał brytyjski dziennik. Prezydent USA, odwiedzając przed pompatycznymi uroczystościami w Moskwie kraje nadbałtyckie, a wkrótce po nich Gruzję, dał Kremlowi jasno do zrozumienia, jak nisko ceni sobie fałsz gloryfikowania jej stalinowskiej przeszłości, której zaufali spadkobiercy ZSRS.
WM

"Nasz Dziennik" 2005-05-11

Autor: ab