Odmowa sprawiedliwości
Treść
Witomiła Wołk-Jezierska, córka porucznika Wincentego Wołka, który został zamordowany w Katyniu, jest oburzona słowami przedstawiciela Federacji Rosyjskiej. - Kłamią mimo faktów. W 1997 roku występowaliśmy o to. Oni mówią, że nie. Jestem zszokowana - powiedziała po rozprawie. Panią Wołk-Jezierską, tak jak wielu innych, oburza też mówienie o "zaginięciu" w przypadku jej ojca i pozostałych ofiar. - Mam pismo rosyjskiej prokuratury wojskowej, w którym jest jasno napisane, że mój ojciec był w obozie w Kozielsku i został rozstrzelany na wiosnę 1940 roku. Napisano w nim, że sprawa rehabilitacji może być wznowiona po zakończeniu śledztwa rosyjskiego. Zostało zakończone w 2004 roku, wtedy wystąpiliśmy. Okazało się, że nie da się i że mój ojciec "zaginął"! - dodaje.
- Przyjechałam tutaj pełna optymizmu. Wierzę w międzynarodowy Trybunał. Myślę, że jest to najlepszy zespół ludzi, jeśli chodzi o meritum sprawy, gdyż musieli naprawdę dobrze ją zgłębić. Mam nadzieję, że nacisk Trybunału spowoduje, że Rosja zakończy tę sprawę wedle naszych oczekiwań. Sprawa katyńska jest wielopodmiotowa. Najważniejsze dla nas jest pełne odtajnienie dokumentów oraz rehabilitacja ofiar. Trzeba tego przypilnować. Mamy nadzieję, że teraz, po 71 latach, do tego dojdzie. Po to tu przyjechaliśmy - mówi Krystyna Krzyszkowiak, córka Michała Adamczyka, komendanta policji w Sarnakach na Podlasiu, który został zamordowany w Twerze i leży w Miednoje. - Związek Sowiecki nie istnieje. Dlaczego Rosja, która rzekomo jest nowym państwem zbudowanym na gruzach tamtego systemu, dalej w sprawie Katynia prowadzi politykę stalinowską? Przecież oni też powinni chcieć już tę sprawę zakończyć. A ją utajniają. To jest niedopuszczalne. To jakaś paranoja! Prezydent Miedwiediew mówił, że tę sprawę trzeba zakończyć, sam upublicznił dokument politbiura skazujący Polaków na śmierć. Ale za tym nie idą żadne działania. Pismo sprzed roku było po prostu obraźliwe. Chcieliśmy zakończyć to polubownie, bez Trybunału. Ale Rosja idzie w zaparte - dodaje brat Krystyny Krzyszkowiak Ryszard Adamczyk.
Komentując przed Trybunałem kwestię nazywania rozstrzeliwań polskich jeńców "wydarzeniami katyńskimi" i ich "zaginięciem", mec. Bartłomiej Sochański zauważył, że często zdarza się, że bliscy ofiar przestępstw najpierw dowiadują się o ich zaginięciu. A następnie w toku śledztwa okazuje się, że doszło do morderstwa. Tym razem jest inaczej. Najpierw Rosja przyznała w różny sposób, że doszło do morderstwa, a teraz próbuje się z tego wycofać.
Rosja nie chce nic wyjaśnić
Podstawową kwestią badaną przez Trybunał nie jest sama zbrodnia katyńska, ale rosyjskie postępowanie w tej sprawie. Wystąpienia wszystkich stron zawierały liczne odwołania do istniejących już orzeczeń Trybunału w analogicznych sprawach. W imieniu skarżących przemawiali mecenasi Ireneusz Kamiński i Bartłomiej Sochański. Przedstawili obszerną, opartą na analizie wielu dokumentów prawa międzynarodowego argumentację na rzecz stwierdzenia, że masakry na Polakach w 1940 r. były zbrodnią wojenną. Rosja zaś poprzez brak skutecznego postępowania nie wywiązała się z obowiązku ochrony wartości zagwarantowanych przez Europejską Konwencję Praw Człowieka, przede wszystkim prawa do życia. Tym samym mamy do czynienia z "odmową sprawiedliwości". Wskazywano przy tym na szereg wad rosyjskiego postępowania. - W 1993 r. międzynarodowa komisja polsko-rosyjska wskazała żyjących sprawców. Dokument z tymi nazwiskami został przekazany Rosjanom. Po tym czekali jeszcze 11 lat, żeby sprawę zamknąć, być może po to, by te osoby zdążyły umrzeć - komentuje mec. Roman Nowosielski, jeden z pełnomocników stron.
Gieorgij Matiuszkin w żaden sposób nie odniósł się do tej argumentacji. Dla niego tzw. obowiązek proceduralny strony rosyjskiej nie istnieje. Zaś zbrodniami wojennymi Trybunał w ogóle nie powinien się zajmować. Podkreślił, że rosyjska prokuratura słusznie opierała się jedynie na ustawodawstwie sowieckim obowiązującym w 1940 roku i stwierdziła jedynie nadużycie uprawnień przez Stalina i członków Biura Politycznego Wszechzwiązkowej Partii Bolszewickiej, a ponieważ nikt z jego członków nie żyje, postępowanie umorzyła. Zresztą według Matiuszkina, i tak sprawa karna uległa już przedawnieniu. Twierdził przy tym, że większość dokumentów zaginęła, a pozostałe zostały przekazane stronie polskiej lub są jej przekazywane. - To pokazuje najlepiej, że nie ma w Rosji możliwości rzetelnego przeprowadzenia postępowania, skoro nie daje się dostępu nie tylko do postanowienia, lecz także do 30 tomów akt. W tych tomach coś musi być, skoro nie chcą tego ujawnić. Tak jawne zlekceważenie Trybunału, jakim jest odmowa udostępnienia postanowienia samemu Trybunałowi, pokazuje intencje tej strony, która nie zamierza przyznać się do czegokolwiek - komentuje Nowosielski.
Po wystąpieniach przedstawicieli skarżących oraz Matiuszkina głos zabrali przybyli z Warszawy przedstawiciele Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Przemawiali Jakub Wołąsiewicz, dyrektor departamentu zajmującego się rozpatrywaniem spraw przed międzynarodowymi trybunałami praw człowieka, i jego współpracownica Aleksandra Mężykowska. - Przez kilka ostatnich miesięcy przygotowywaliśmy się, współpracowaliśmy z pełnomocnikami stron. Każde państwo ma prawo przystąpić do postępowania jako tzw. strona trzecia. Polska z tego skorzystała. Było to dla mnie oczywiste, że musimy stanąć po stronie skarżących. Argumentacja przedstawiona zarówno przez pełnomocników skarżących, jak i przedstawicieli rządu była bardzo mocna. Jestem niezwykle zadowolony - mówił po rozprawie wiceminister spraw zagranicznych Maciej Szpunar, również obecny w Strasburgu. Jednak zadowolenie ministra nie do końca jest uzasadnione. W swoich wystąpieniach polscy urzędnicy właściwie nie dodali niczego do argumentacji adwokatów skarżących. Nie wykorzystali okazji, aby nazwać Katyń ludobójstwem zgodnie z oczekiwaniami rodzin katyńskich i oficjalnym stanowiskiem naszego państwa, wyrażonym przez zajmujący się sprawą Instytut Pamięci Narodowej.
Sowieci złamali Konwencję
Inną rolę ma natomiast oficjalne stanowisko strony powodowej, czyli skarżących krewnych ofiar Katynia. Nie mówią oni ani o "zbrodni przeciwko ludzkości", ani o "ludobójstwie", rozważają jedynie bardzo dobrze ugruntowaną i niewątpliwą także w publicznie znanych oficjalnych stanowiskach rosyjskich kwalifikację zbrodni jako "wojennej". Oczywiście nie zamyka to drogi do uznania Katynia za ludobójstwo.
Mecenas Ireneusz Kamiński, występując przed Trybunałem, zwrócił uwagę, że "większość z zabitych była przetrzymywana w obozach jenieckich", a więc ich uwięzienie, a następnie zamordowanie ma związek z działaniami wojennymi. Wskazał też na okoliczności prawne pozwalające stosować konwencje haską i genewską dotyczące jeńców i więźniów, chociaż nie były one w 1940 roku ratyfikowane przez Związek Sowiecki. Wymagały one m.in. humanitarnego traktowania osadzonych. Ich stroną była m.in. Polska, a powszechnie uznawany Trybunał w Norymberdze (z udziałem sędziów sowieckich) orzekł, że zasady tych konwencji należy uznać za akceptowane przez wszystkie cywilizowane narody, niezależnie od ratyfikacji. Co ciekawe, strona sowiecka właśnie w Norymberdze uznała Katyń za zbrodnię wojenną, ale przypisywała ją Niemcom! Kamiński podał przykłady, gdy międzynarodowe trybunały karne uznawały za zbrodnie wojenne zabójstwa wyselekcjonowanych grup więźniów. Tymczasem w Katyniu i innych miejscach zginęli prawie wszyscy osadzeni w sowieckich obozach jenieckich.
W wystąpieniach polskich adwokatów zwrócono uwagę, że Trybunał wymaga, aby prawa wynikające z Konwencji były zabezpieczane przez system państwowy. Państwa - strony Konwencji powinny strzec praw człowieka także na zasadzie prewencji. Zapewnienie prawa do życia polega zatem przede wszystkim na odpowiednim ściganiu i karaniu przestępstw przeciwko życiu. Jest to tzw. obowiązek proceduralny i o jego niedopełnienie oskarża Rosję grupa Polaków. - Zbrodnie popełniają osoby, ale też instytucje, to jest funkcjonariusze państwowi, a czasem są one wręcz częścią polityki państwa - mówił Kamiński. Z tą ostatnią formą mieliśmy do czynienia w ramach działania totalitaryzmów XX wieku, a system europejskich instytucji praw człowieka został stworzony właśnie po to, aby przezwyciężać ich skutki - tłumaczył polski prawnik.
Oddzielną i bardzo istotną kwestią jest sprawa utajnienia części dokumentów. Odmowa przez rosyjski rząd ujawnienia decyzji z 2004 roku motywowana jest tajemnicą wojskową. - Klasyfikacja pewnych dokumentów jako ściśle tajnych została dokonana przez komisję międzyresortową. Te dokumenty zawierają informację ze sfery wywiadu, kontrwywiadu i działalności poszukiwawczej - tłumaczył Matiuszkin. Powoływał się przy tym na... wyroki rosyjskich sądów w sprawach wytaczanych przez stowarzyszenie Memoriał. - Wszystkie państwa tak robią - grzmiał rosyjski urzędnik. Według niego, orzeczenie z 21 września 2004 roku "nie jest kluczowe, bo nie wpływa na prawa skarżących, nie zawiera informacji o losie i miejscu pochówku krewnych skarżących". - Rosjanie każą nam wierzyć, że wszystko, co ważne, stało się przed 1998 rokiem, czyli momentem związania się przez Rosję postanowieniami Konwencji. Bez dostępu do tych akt nie jesteśmy w stanie tego zweryfikować. Mamy wszystko przyjąć na wiarę, że jest tak, jak oni mówią - oburza się mec. Nowosielski.
Wypowiadając się na temat możliwej rehabilitacji ofiar zbrodni katyńskiej, przedstawiciel Rosji stwierdził, że kwestia ta nie mieści się w kompetencji Trybunału.
Na zakończenie rozprawy przewidziane było zadawanie pytań przez sędziów. Skorzystał z tego Anatolij Kowler z Rosji (w ETPC do składu orzekającego zawsze wchodzi sędzia z państwa, przeciw któremu wniesiono skargę). Jego pytania dotyczyły m.in. odszkodowań, o jakich mowa jest we wnioskach części skarżących. - Nie chodzi o odszkodowania za to, co się stało w Katyniu, ale po 5 maja 1998 [dniu przystąpienia Rosji do Konwencji], a to było niezwykle bolesne. W 2004 dowiedzieli się, że ich najbliżsi "zniknęli"; mówiono im, że byli przestępcami albo że tylko same zamordowane ofiary osobiście mogą ubiegać się o rehabilitację - stwierdził mec. Sochański.
Wyrok Trybunału poznamy za kilka miesięcy. Należy także liczyć się z odwołaniem do tzw. Wielkiej Izby, czyli składu 17 sędziów Trybunału, który ponownie rozpatrzy sprawę. Jednak jeżeli w Strasburgu zostanie stwierdzone naruszenie Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, to Rosja będzie musiała uznać tego skutki. Oznacza to m.in. konieczność odtajnienia uzasadnienia decyzji o umorzeniu sprawy katyńskiej z 2004 r., a także prawdopodobnie podjęcie śledztwa na nowo. Władze rosyjskie będą też musiały rozpocząć procedurę rehabilitacji ofiar, co jest jedną z najważniejszych kwestii dla ich najbliższych.
Piotr Falkowski, Strasburg
Nasz Dziennik Piątek, 7 października 2011, Nr 234 (4165)
Autor: au