Odejść od polityki 1968 roku
Treść
Rozmowa z Philippem Gorre, przewodniczącym francuskiego stowarzyszenia Rodzina i Wolność
Francja cieszy się największym w Europie przyrostem naturalnym. Jest to niewątpliwie wynik prowadzonej nad Sekwaną polityki prorodzinnej. Jednak w opinii Pana stowarzyszenia, ma ona szereg elementów, które zagrażają podstawowej komórce społecznej i są konsekwencją przyjęcia maoistowsko-leninowskiej ideologii "rewolucji 1968 roku". Czy sam przyrost naturalny, o którym marzy większość krajów europejskich, nie jest jednak argumentem przemawiającym za słusznością obecnej polityki rodzinnej?
- Francuska polityka polegająca na finansowym wspieraniu rodzin wychowujących dzieci ma długie tradycje, sięgające jeszcze czasów przedwojennych. Cieszymy się z tego, że Francja ma dobre wskaźniki przyrostu naturalnego, ale błędem byłoby mówienie, że wszystko jest w porządku. Od wielu lat obserwujemy spadek finansowej pomocy rodzinie. Pieniądze przeznaczone na ten cel w coraz większej ilości idą na tzw. akcję socjalną. Nie twierdzę, że jest ona niepotrzebna, ale tracą na tej polityce zwłaszcza rodziny wielodzietne. Z naszych badań wynika, że z roku na rok powiększa się różnica stopy życiowej między rodzinami bezdzietnymi i tymi, które posiadają potomstwo. Trzeba też wiedzieć, że za dobrym wskaźnikiem urodzeń we Francji stoi w dużej mierze polityka emigracyjna. W naszej ocenie, największą ilość urodzeń notuje się w środowiskach emigrantów. Jest to temat tabu, dlatego we Francji nie przedstawia się konkretnych danych dotyczących tej kwestii, ale nasze szacunkowe analizy wskazują na tę prawidłowość.
Jakie szkody przyniosła w stosunku do rodziny ideologia 1968 roku?
- Zakwestionowała ona wszelkie autorytety i dotychczasowe instytucje, kładąc nacisk na indywidualizm i konsumpcję. Małżeństwo jako tradycyjna instytucja społeczna przybrało jedynie formę zindywidualizowanego związku między kobietą i mężczyzną, mającą na celu zaspokojenie ich potrzeb i dążeń. W sytuacji trudności i rozczarowań powinno się z niego zrezygnować, co prowadzi do zwiększającej się ilości rozwodów. Od lat francuskie władze robią wszystko, by upraszczać ich procedurę. W tak antyrodzinnej i antyludzkiej polityce władze widzą postęp społeczny. Mówiąc o rozwodach, nie podnosi się interesu dzieci, kosztów, jakie one ponoszą. Co więcej, państwo stara się wmawiać obywatelom, że rozwód jest czymś korzystnym dla wszystkich członków rodziny. Dopiero od niedawna w niektórych środowiskach zaczyna się sensownie, lecz cicho mówić o dramatycznych następstwach rozwodów. Ostatnie badania ukazują dobitnie, że dzieci z rozbitych rodzin mają m.in. znacznie większe trudności w szkole. Rozwód między rodzicami nie jest więc tylko ich indywidualnym problemem.
Żądanie stowarzyszenia, do którego Pan należy, aby państwo francuskie odeszło od polityki rodzinnej 1968 roku, wpisuje się w przedwyborcze deklaracje Nicolasa Sarkozyego...
- Tak my to odczytujemy, ale w praktyce nie jest to tak oczywiste. W rządzie Fran?oisa Fillona nie ma konkretnej osoby, która odpowiadałaby za sprawy rodzinne. Być może jest to nieistotne, ale chyba znaczące. Chcemy, by Nicolas Sarkozy wywiązał się ze swoich obietnic wyborczych. W maju stwierdził on na łamach "Le Figaro", że trzeba odejść od "koncepcji Francji, gdzie nie widać końca nienawidzenia rodziny, pracy i sukcesu". Domagamy się wprowadzenia tych idei w życie.
Tymczasem nowy rząd zapowiedział modyfikację ustawy PACS (Obywatelski Pakt Solidarnościowy), która da homoseksualistom prawo do adopcji dzieci...
- Chcemy się temu zdecydowanie przeciwstawić. Dotychczas karmiono nas fałszywymi, jakoby naukowymi argumentami, które wskazywały, że dla dzieci nie ma żadnej różnicy, kto je wychowuje, że nie ponoszą one w związku z tym żadnych konsekwencji psychologicznych. Powoływano się na badania amerykańskie. Jestem z zawodu statystykiem i wiem, że metoda używana w owych "analizach" nie miała nic wspólnego z podstawowymi wymaganiami warsztatu naukowego. Przeprowadzający owe badania zwracali się bowiem do członków stowarzyszeń homoseksualistów, by ci znaleźli im respondentów - w efekcie najczęściej byli nimi geje i lesbijki. Trudno w takiej sytuacji mówić o obiektywności tych badań.
Dlaczego nie przeprowadza się takich badań we Francji?
- Dlatego, że ewentualne wyniki, sprzeczne z wizją homoseksulistów, mogłyby być odczytane jako przejaw tzw. homofobii. Nasze stowarzyszenie postanowiło zamówić takie analizy w poważnych, państwowych, wyższych uczelniach francuskich. Państwowa Szkoła Statystyki i Administracji Ekonomicznej, której jestem absolwentem, wraz z Państwową Szkołą Statystyki i Analizy Informacyjnej odmówiły zajęcia się tym tematem ze względu na "jego drażliwość". Stwierdziły też, że nie chcą, by rezultaty ich badań "kojarzono z walką przeciw sprawie homoseksualizmu". W końcu udało nam się znaleźć trzecią uczelnię, która zaakceptowała naszą ofertę, ale dla bezpieczeństwa nie podam jej nazwy. Mam nadzieję, że wyniki jej badań ukażą się przed wejściem pod obrady Zgromadzenia Narodowego ustawy rozszerzającej PACS i zezwalającej praktycznie na adopcję dzieci przez homoseksualistów.
Niemal masowym zjawiskiem nad Sekwaną jest spadająca ilość ślubów kościelnych i cywilnych. Powszechnością jest życie w konkubinacie...
- To także jest konsekwencja ideologii 1968 roku. Skoro ślub nie przynosi zysku, a może stworzyć dodatkowo administracyjne kłopoty w przypadku separacji, to po co się żenić? Spadek ilości ślubów kościelnych jest wprost proporcjonalny do spadku praktyk religijnych.
Jaka jest tego przyczyna?
- Powodów jest wiele. We Francji m.in. źle odczytano wskazania Soboru Watykańskiego II, obnażając francuski Kościół z wszelkich elementów narodowych, będących istotnymi elementami identyfikacji francuskich katolików. Próby sprowadzenia religii do indywidualnej sprawy danego człowieka doprowadziły do upadku życia religijnego. Uniwersalny Kościół katolicki istnieje w administracyjnej i duchowej rzeczywistości, ale nie można niszczyć w konkretnym państwie jego narodowych korzeni. Wiele zrobiono we Francji, by się ich pozbyć. Dopiero Jan Paweł II przypomniał tutejszym katolikom, że Francja "jest pierwszą córką Kościoła Katolickiego". Kościół nie istnieje w próżni społecznej. Stąd religia katolicka we Francji ma mały wpływ na politykę rodzinną państwa i zachowania małżonków.
Dziękuję za rozmowę.
Franciszek L. Ćwik, Caen
"Nasz Dziennik" 2007-07-20
Autor: wa
Tagi: polityka prorodzinna francja