Oddała życie za syna
Treść
Miała zaledwie 28 lat, ale swoim życiem przepełnionym miłością do Boga i człowieka, bezgraniczną wiarą w wartość Krzyża i pokorą wobec zdarzeń, których wraz z mężem musieli doświadczyć, Chiara Corbella Petrillo staje się dla nas drogowskazem w codziennym życiu. Podobnie jak św. Joanna Beretta Molla poświęciła swoje życie, by chronić życie poczętego dziecka. Jej pogrzeb odbył się 16 czerwca br., w uroczystość Najświętszego Serca Matki Bożej.
Można ją było spotkać u redemptorystów w rzymskim kościele św. Alfonsa Liguoriego; wraz z matką wyśpiewywała Bogu chwałę w tamtejszym chórze. Była pełna życia, miała mnóstwo planów, swoją radością zarażała innych. Podczas pielgrzymki do Medjugorie poznała Enrico, swojego przyszłego męża. Pobrali się 21 września 2008 roku. Niedługo potem - pomimo "rozsądnych" wskazań otoczenia, by zaczekać i zadbać o karierę - cieszyli się poczęciem pierwszego dziecka. Podczas jednego z kolejnych badań USG młodzi rodzice dowiedzieli się, że dziewczynka, której oczekują, jest poważnie chora. W takiej chwili lekarze proponowali, by "zakończyć ciążę". Rodzice jednak ani na chwilę się nie zawahali. Wbrew obawom Maria Grazia Letizia przyszła na świat w sposób naturalny. Co prawda żyła zaledwie 30 minut, ale były to minuty przepełnione niezwykłą miłością. Rodzice zatroszczyli się o obecność kapłana, który zdążył ją jeszcze ochrzcić i przygotować na spotkanie z niebieskim Ojcem.
Krótko po tym zdarzeniu Chiara i Enrico powtórnie zostali rodzicami. Tym razem na świat przyjść miał chłopiec - Dawid Józef. Po kilku miesiącach okazało się, że chłopczyk nie ma nóg i również dotknięty jest śmiertelną chorobą. Nie poddali się i z jeszcze większą ufnością przygotowywali się do jego narodzin dla Nieba. Urodził się 24 czerwca 2010 r. i podobnie jak siostra został od razu ochrzczony, po pół godzinie był już w gronie świętych. Po niespełna roku, 30 marca 2011 r., Chiara urodziła całkowicie zdrowego synka - Franciszka. I pewnie po ludzku można by wreszcie mówić o jakiejś rekompensacie, ukojeniu, gdyby nie fakt, że już wtedy od kilku miesięcy było wiadomo, iż Chiara cierpi na raka. Gdy kobieta usłyszała diagnozę, bez wahania podjęła decyzję o odsunięcia leczenia na czas po porodzie - by nie zaszkodzić maleńkiemu dziecku.
Pogrzeb Chiary
Piętnaście miesięcy później Chiara przegrała walkę ze "smokiem", jak mawiała o swojej chorobie, i 13 czerwca - w dniu, kiedy wspominamy Matkę Bożą Fatimską - dołączyła do dwojga swoich dzieci w Niebie. Nim odeszła, napisała list-testament do małego Franciszka.
"Idę do nieba, by zaopiekować się Marią i Dawidem, a ty zostaniesz tutaj z tatusiem. Będę się stamtąd za ciebie modlić. Pięknie jest mieć przykłady życia, które przypominają, że można dążyć do pełni szczęścia już tutaj, na ziemi, z Bogiem jako przewodnikiem. Wiemy, że jesteś wyjątkowy i masz wielką misję do spełnienia. Pan pragnął cię od zawsze i pokaże ci właściwą drogę, jeśli tylko otworzysz Mu swoje serce. Zaufaj Mu, bo warto!" - to między innymi te słowa znalazły się w jej przesłaniu do syna. Odczytał je publicznie jej mąż Enrico podczas ceremonii pogrzebowej 16 czerwca, w uroczystość Najświętszego Serca Matki Bożej. Do rzymskiego kościoła Santa Francesca Romana przybyły na tę okoliczność rodziny z całego kraju, w szczególności młodzi z malutkimi dziećmi. Liturgię pogrzebową, podczas której wybrzmiewały pieśni skomponowane przez Enrico, koncelebrowało ponad 20 księży, obecny był również ks. kard. Agostino Vallini, wikariusz papieski dla diecezji rzymskiej. Sama Chiara - zgodnie z jej wolą - ubrana była w suknię ślubną. Nic dziwnego - tuż przed śmiercią wysłała SMS do swojego proboszcza następującej treści: "Z zapalonymi pochodniami oczekujemy na przyjście Pana Młodego". Podczas homilii o. Vito d´Amato, franciszkański spowiednik Chiary, nawiązał do ludzkich dylematów i ludzkiego sposobu postrzegania choroby i śmierci. Przywoływał pytania, które człowiek bardzo często stawia sobie w obliczu dramatów takich jak te, którym sprostać musieli Chiara i Enrico: "Boże, dlaczego akurat oni?", "Dlaczego tak małe dziecko?", "Boże, gdzie jesteś?". I mówił: "Kiedy przychodziło się do Enrica i Chiary, odkrywało się zupełnie inną mądrość. Odkrywało się nowe słowa. Rzeczy nigdy dotąd niesłyszane. "Gdzie jest napisane, że śmierć jest jedynie czymś potwornym?", "Gdzie jest napisane, że mieć upośledzone dziecko czy samemu cierpieć niepełnosprawność jest tragedią?", "Gdzie jest napisane, że umierać jest czymś strasznym?"".
Jak relacjonowali uczestnicy pogrzebu, cała uroczystość była hymnem na cześć Miłości i szczęścia, które dokonało się za sprawą wspaniałej rodziny, która żyjąc pełnią chrześcijańskiej wiary, mówiła swoje "TAK" aż po heroizm. - Było nam dane przeżyć naprawdę pełnię życia. (...) Również poprzez życie naszych dzieci odkryliśmy, że nie ma większej różnicy, czy życie trwa 30 minut, czy sto lat. Wspaniale było odkrywać tę wzrastającą miłość za każdym razem, kiedy musieliśmy stawić czoła jakiemuś problemowi czy dramatowi. W rzeczywistości poprzez wiarę widzieliśmy, że za tym kryje się jakaś jeszcze większa łaska od Pana Boga. Stąd też coraz bardziej zakochiwaliśmy się w sobie nawzajem i w Jezusie. Ta miłość nigdy nas nie zawiodła - mówił w rozmowie z Radiem Watykańskim Enrico Petrillo.
Anna Bałaban
Nasz Dziennik Środa, 27 czerwca 2012, Nr 148 (4383)
Autor: au