Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Oczy na Contadora

Treść

Trzech Polaków - Sylwester Szmyd, Maciej Bodnar i Maciej Paterski, pojawi się jutro na starcie Tour de France, największego i najbardziej prestiżowego kolarskiego wyścigu świata. Co ciekawe, wszyscy pojadą w barwach tej samej grupy, Liquigas. Wielkim faworytem do zwycięstwa będzie Hiszpan Alberto Contador (Saxo Bank), którego występ budzi wielkie emocje, niekoniecznie pozytywne.
Contador to bez wątpienia najwybitniejszy kolarz minionych lat. Jedynym spośród obecnie rywalizujących, a piątym w historii, który triumfował we wszystkich największych tourach, czyli Tour de France, Giro d´Italia i Vuelta a Espana. W Wielkiej Pętli był najlepszy trzykrotnie - w 2007, 2009 i 2010 roku. Ostatni sukces rzucił jednak nań cień, który u części peletonu pozostał rysą nie do zmazania. Otóż w próbkach moczu Hiszpana wykryto śladowe ilości clenbuterolu, znajdującego się na liście zakazanych substancji dopingowych. Gdyby nie nazywał się Contador i nie był wspaniałym, utytułowanym zawodnikiem, zostałby bez wahania zdyskwalifikowany na dwa lata i straciłby zwycięstwo w TdF. Nikt nie zadawałby sobie trudu odpowiedzi na pytania, jak środek dostał się do organizmu i czy mikroskopijne jego ilości faktycznie mogły mieć jakiś wpływ na wynik. Rzecz jednak dotyczyła gwiazdy i potoczyła się inaczej. Contador nie przyznał się do winy, tłumacząc, że clenbuterol znajdował się w skażonym mięsie wołowym, które spożył. W takie tłumaczenie uwierzył m.in. premier Hiszpanii i jego rodzima federacja kolarska, która oczyściła zawodnika z zarzutów. Kontrowersje jednak pozostały, część środowiska oburzyła się takim scenariuszem, mówiąc, że każdy inny kolarz zostałby przykładnie ukarany. Od decyzji hiszpańskich działaczy odwołały się Międzynarodowa Unia Kolarska (UCI) i Światowa Agencja Antydopingowa (WADA), kierując sprawę do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu (CAS). Ten działa jednak nierychliwie, zbierze się dopiero w sierpniu i do tego czasu Contador może startować, gdzie chce. W maju, po raz drugi w karierze, wygrał Giro, jutro wyruszy po czwarty triumf w Wielkiej Pętli. Będzie faworytem, zdecydowanym, bo jest w wielkiej formie. Jeśli zrealizuje swój cel, zostanie pierwszym kolarzem od 1998 roku, który w jednym roku był najlepszy w dwóch wielkich wyścigach - Giro i TdF. Ostatnim, który tego dokonał, był Włoch Marco Pantani.
Wśród najgroźniejszych rywali Contadora wymienia się Andy´ego Schlecka (Team Leopard). Luksemburczyk już przed rokiem był blisko celu, przez kilka etapów prowadził, ale ostatecznie przegrał z Hiszpanem o zaledwie 39 sekund. Teraz przez cały sezon pracował tylko po to, by się zrewanżować. O sukcesie marzy też Włoch Ivan Basso, któremu pomagać będą trzej Polacy - Szmyd, Bodnar i Paterski. Tak licznej grupy kolarzy znad Wisły w jednej grupie w historii Wielkiej Pętli jeszcze nie było. Najbardziej utytułowany z tego grona jest Szmyd, pozostała dwójka w TdF zadebiutuje. Wszyscy będą mieli do wykonania konkretne zadania, czyli przede wszystkim pracować dla Basso. Włoch jest liderem grupy, człowiekiem, który ma walczyć o najwyższe cele. Szmyd przyznał, że do tegorocznego startu przygotowywał się niezwykle pracowicie, w Dolomitach i Polsce. - Mam zamiar przez pierwsze dziesięć dni przyglądać się sytuacji na trasie, a potem może uda mi się zrealizować jakieś swoje marzenie - powiedział.
Tegoroczny TdF rozpocznie się od płaskich etapów we Francji, potem kolarze wjadą w Pireneje. Prawdziwe ściganie, takie wyczerpujące, mordercze, rozpocznie się od 12. etapu, pierwszego w wysokich górach. To tam na sukces będą mogli liczyć tylko najmocniejsi. Aż cztery próby zakończą się na szczytach przełęczy: Luz-Ardiden, Plateau de Beille, Galibier i Alpe d'Huez. Być może najważniejsze rozstrzygnięcia zapadną podczas przedostatniego odcinka, czyli jazdy indywidualnej na czas.
Legendą TdF jest Amerykanin Lance Armstrong, rekordzista pod względem liczby zwycięstw (ma ich siedem). Też jednak nie uciekł od kontrowersji, dla jednych jest bohaterem, który przezwyciężył śmiertelną chorobą, dla drugich oszustem szprycującym się dopingiem. Mimo częstych oskarżeń nikt niczego mu nie udowodnił. Największym sukcesem Polaka było trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej Zenona Jaskuły w 1993 roku. Wygrał też wtedy etap - z metą w St-Lary-Soulan w Pirenejach. Jedynym, który przez moment dzierżył koszulkę lidera, był Lech Piasecki (1987). Szmyd w ich ślady pewnie nie pójdzie, co nie znaczy, że jest mniej ceniony w peletonie.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2011-07-01

Autor: jc