Obrońcy chcą uniewinnienia
Treść
Obrońcy posłów Andrzeja Jagiełły i Henryka Długosza wnieśli o uniewinnienie obu parlamentarzystów. W Sądzie Okręgowym w Kielcach odbyła się wczoraj kolejna rozprawa posłów oskarżonych w sprawie "przecieku starachowickiego". Obok Jagiełły i Długosza na ławie oskarżonych zasiada poseł Zbigniew Sobotka. Wszyscy w chwili wybuchu afery (2003 r.) należeli do SLD (w partii pozostał tylko Sobotka, wtedy także wiceminister spraw wewnętrznych).
Mowy końcowe wygłosili obrońcy dwóch pierwszych polityków lewicy. Część ich wystąpień odbywała się za zamkniętymi drzwiami, gdy odnosili się do tajnych zeznań i materiałów policji. Twierdzili oni, że ich klienci są niewinni. Mecenasi odpierali zarzuty, że Henryk Długosz poinformował Andrzeja Jagiełłę o śledztwie przeciwko mafii starachowickiej i związanym z nią lokalnym samorządowcom z SLD, a ten miał przez telefon ostrzec swoich kolegów przed aresztowaniem.
Stanisław Szufel, obrońca Jagiełły, dowodził, że starachowiccy działacze SLD zachowywali się po rozmowie z posłem 26 marca 2003 roku całkowicie normalnie. - Wybrali się nad zalew, pili piwo - mówił mecenas Szufel, argumentując, że tak nie zachowują się ludzie, którym grozi aresztowanie. Również szef mafii Leszek S. miał nic nie wiedzieć o akcji policji, bo poszedł na spotkanie, na którym go zatrzymano. Adwokat przekonywał też sąd, że grupa przestępcza ze Starachowic nie była żadną groźną mafią.
Z kolei drugi obrońca Jagiełły, mecenas Kazimierz Jesionek, powiedział, że jego klient nic nie wiedział o śledztwie przeciwko mafii. Dlaczego więc zadzwonił do partyjnych towarzyszy? Tylko po to, żeby sprawdzić "lakoniczne informacje" otrzymane od Długosza.
Natomiast mecenas Edward Rzepka, obrońca Henryka Długosza, dowodził, że Jagiełło kłamał w prokuraturze i przez to pomówił Długosza. Rzepka dowodził, że był on zastraszany. - Mógł kłamać dla poprawy swojej sytuacji procesowej, chciał odwrócić niebezpieczeństwo swojego aresztowania - mówił adwokat. Jego zdaniem, Długosz i Jagiełło mieli wspólnego nieznanego informatora, więc siłą rzeczy jego klient nie mógł poinformować Jagiełły o sprawie.
Rzepkę wspierał mecenas Wojciech Czech. W jego wersji zdarzeń Długosz przekazał koledze anonimowe informacje. - Polecił mu "zrobić porządek", czyli zwołać zebranie SLD w Starachowicach i wyrzucić niektórych członków z partii - dowodził mecenas Czech, odrzucając wersje prokuratury, że miało chodzić o ostrzeżenie towarzyszy z SLD. Argumentował, że Długosz nie znał nawet Leszka S. Ironizował, że gdyby powoływano się na Al-Kaidę, to jego klienta oskarżono by o terroryzm.
Sąd nie zdążył wczoraj wysłuchać mowy Wojciecha Tomczyka, obrońcy Zbigniewa Sobotki. Stanie się to 17 stycznia. Wtedy też zaplanowano wystąpienia końcowe samych oskarżonych. Będzie to ostatnia część procesu przed wydaniem wyroku, który zapadnie prawdopodobnie jeszcze w styczniu. Prokuratura chce dla posłów kar od 1,5 roku do 2 lat więzienia.
Marek Kalita
"Nasz Dziennik" 2005-01-12
Autor: kl