Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Obrazy pozostaną w Sanoku

Treść

Dawni właściciele Iwonicza Zdroju na mocy porozumienia z sanockim muzeum historycznym odzyskają część kolekcji portretów, zbiór ceramiki oraz mebli. Najcenniejsze obrazy z kolekcji rodziny Załuskich pozostaną jednak w Sanoku. Do 1944 roku, kiedy wojska sowieckie wkroczyły do Iwonicza, a rodzina Załuskich została aresztowana przez UB, następnie zmuszona została opuścić miasto, kolekcja obrazów przez trzy lata była przechowywana w willi dr. Józefa Aleksiewicza, lekarza uzdrowiska Iwonicz Zdrój. Potem decyzją wojewódzkiego konserwatora zabytków w Rzeszowie, w majestacie PRL-owskiego prawa, zbiór ponad 40 eksponatów, m.in. obrazów, mebli i wyrobów ceramicznych, trafił do depozytu ówczesnego Muzeuam Ziemi Sanockiej. Starania członków rodziny Załuskich o zwrot zagrabionych dóbr rozpoczęły się w latach 90. Przed dwoma laty Naczelny Sąd Administracyjny orzekł, że decyzja sprzed lat pozbawiająca Załuskich dóbr jest niezgodna z prawem, a rodzina przystąpiła do negocjacji z muzeum w sprawie zwrotu zagrabionych pamiątek. Ostatecznie dzięki zawartemu porozumieniu dawni właściciele Iwonicza odzyskają kolekcję portretów, które mają dla nich wartość sentymentalną, ponadto zwrócona im zostanie ceramika i meble. Natomiast dziewięć najcenniejszych obrazów pozostanie w Muzeum Historycznym w Sanoku. W ten sposób Załuscy chcą podkreślić swoje historyczne związki z ziemią sanocką. Cztery obrazy, wśród nich "Dama z wachlarzem" z 1650 roku autorstwa holenderskiego malarza Gijsberta Sybilli, to dar rodziny dla muzeum, pozostałe pięć XVII- i XVIII-wiecznych dzieł placówka wykupi przy finansowym wsparciu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jak podkreśla Wiesław Banach, dyrektor Muzeum Historycznego w Sanoku, istotne jest, że właściciele odstąpią obrazy po niewygórowanych cenach. Po niedawnej decyzji ministra kultury o skreśleniu całego zbioru Załuskich z inwentarza muzeum, placówka ta niebawem przystąpi do podpisania ugody i transakcji ze spadkobiercami rodu. Mariusz Kamieniecki "Nasz Dziennik" 2008-12-04

Autor: wa