Objawy acedii - duchowej depresji [cz.2]
Treść
Istnieje jednakże wypróbowany od dawna środek, dzięki któremu można uciec przed uciążliwością acedii, przynajmniej pozornie. Jest nim odwrócenie uwagi, rozproszenie i rozrywka.
Przeciw myśli pobudzającej nas do tego, abyśmy w czasie zniechęcenia udawali się do naszych braci, by oni nas rzekomo pocieszyli – Niepocieszona jest dusza moja; wspomniałem na Boga i byłem zatrwożony… (Ps 77[76],3).
Przeciw myślom zniechęcenia, które czynią chwiejną naszą wytrwałość, i nakłaniają nas, abyśmy nieco odpoczęli i przez dłuższy czas troszczyli się o nasz dom i rodzinę – Panie, oszczędź ze względu na Twoje imię, gdyż wielka jest Twa dobroć, a zgrzeszyliśmy przeciw Tobie, nadziejo Izraela i jego Zbawco w chwili ucisku (Jr 14,7).
Cały przemysł rozrywkowy i turystyczny tym się jedynie zajmuje, aby ulżyć biednym współczesnym w utrapieniu acedii, więcej nawet – aby nie dopuścić w ogóle do ich świadomości, że cierpią na to schorzenie. Tylko, broń Boże, żadnego spoczynku, żadnej pustki! „Cierpienie dzielone z kimś innym to połowa cierpienia”, błogosławione działanie podróży lub „zmiany tapety” – czy to wszystko nie jest od dawna znane? A przecież problem nie zostaje przez to rozwiązany, lecz jedynie przesunięty. Piękna iluzja ulotni się i acedia powróci na nowo – domagając się jeszcze większych dawek rozrywki.
Tak charakterystyczne dla acedii dążenie, nie tylko ogólnie do odmiany, lecz szczególnie do ludzkiego towarzystwa, może niekiedy stać się prawie nie do opanowania.
Do umysłu zewsząd bitemu przez myśl zniechęcenia, raz wypędzanemu z powodu gniewu ze [swego] miejsca, drugim razem natomiast ciągniętemu za gardło do innych miejsc w pobliżu braci, albo do swych krewnych, albo do świata, który często go znieważał i poniżał.
Jeżeli stan ten trwa dłużej, przyjmuje w końcu owe neurasteniczne formy, które bezlitośnie demaskują cytowane poniżej teksty. Jak pokazuje zakończenie przytoczonego tutaj rozdziału Antirrhetikos, „ofiara” działa zupełnie wbrew swej najlepszej woli. Konieczność szukania u ludzi schronienia przed plagą acedii trzyma biedaka dosłownie na postronku…
Czy ma to oznaczać, że trzeba w ogóle unikać, jak tylko można, ludzkiego towarzystwa? W żadnym wypadku! Z Apoftegmatów, a także z pism Ewagriusza wiemy, że Ojcowie Pustyni odwiedzali się chętnie i często, oczywiście przede wszystkim po to, aby zasięgnąć rady u starszych i bardziej doświadczonych. Zaniedbanie tego byłoby właściwie oznaką duchowej pychy.
Przeciw myśli pysznej, wstrzymującej mnie przed odwiedzeniem braci, ponieważ jakoby nie mieli większej wiedzy ode mnie.
Jak poucza cytowany wcześniej epizod z życia Palladiusza, taka wizyta u doświadczonego, duchowego ojca w wypadku acedii jest nie tylko dozwolona, lecz stanowi nawet nakaz pokory i, co niebagatelne, rozsądku. Często bowiem samemu nie widzi się w takich sytuacjach przejrzyście. Stąd też skazany całkowicie na samego siebie Antoni potrzebował odwiedzin anioła, który wskazał mu wyjście z kłopotliwej sytuacji.
Acedia, choć jest prawdziwą wadą, szczególnie chętnie stroi się oczywiście w szaty cnoty. Jej obrzydliwe oblicze wzbudzałoby przecież jedynie popłoch i przerażenie. Któż bowiem przebywa chętnie w towarzystwie kogoś trapionego przez acedię?
Opanowany przez acedię wymawia się odwiedzinami chorych,
w istocie jednak uskutecznia własny cel.
Mnich opanowany przez acedię jest skory do posługi,
a korzyść własną uważa za przykazanie.
W ten sposób niepokój obraca się w zaaferowany, niespożyty aktywizm – i uważa się na dodatek za chrześcijańską cnotę miłości bliźniego! W rzeczywistości jest to iluzja, niebezpieczne oszukiwanie samego siebie. Iluzję stanowi również zapełniony po brzegi terminami kalendarz, który ma nas uchronić przed pustką naszego wnętrza. Jest ona tym niebezpieczniejsza, gdy łudzi się, że służy wyższym celom – wówczas staje się prawie nieuchwytna. Im dłużej trwa taka iluzja, tym bardziej destruktywne są jej następstwa. Zatrzymanie się i spoczynek, pełne przerażenia przebudzenie – przyjdzie w nieunikniony sposób, wcześniej lub później. Wtedy wśród rozpaczy nadejdzie rezygnacja, wypuści się z rąk wszystko, co dotychczas tworzyło rzekomo sens życia, albo też sięgnie się po nowe, silniejsze dozy zajęć i rozrywki.
Jak niewiele potrzeba tutaj znajomości serca i „rozróżniania duchów”, aby odróżnić prawdę od pozoru! Demon jest w gruncie rzeczy zwolennikiem wszelkiego rodzaju przesady. Później zobaczymy to jeszcze dokładniej.
A tymczasem istnieje niezawodne kryterium odróżnienia prawdziwej miłości bliźniego, która jawi się Ewagriuszowi jako łagodność, od wszystkiego, co tylko ją udaje. Są to owoce. Prawdziwa miłość czyni człowieka łagodnym, natomiast zrodzony z acedii „charytatywny aktywizm” – gorzkim i niewyrozumiałym.
Niekiedy acedia przyjmuje wręcz groteskowe formy. Ewagriusz nie bez humoru je opisuje w następującym szkicu, który słusznie zdobył sławę:
Wzrok uległego acedii tkwi ciągle w oknie,
a jego umysł wyobraża sobie odwiedzających.
Zaskrzypiały drzwi – ów wyskoczył,
usłyszał głos – wychylił się przez okno
i nie odejdzie stąd, aż siedząc, zdrętwieje.
Opanowany przez acedię przy czytaniu wciąż ziewa
i łatwo wpada w senność.
Pociera oczy i przeciąga się,
to znów odwracając oczy od księgi, spogląda na ścianę,
znowu obraca się i czyta nieco,
i kartkując – bada dokładnie końcówki wypowiedzi.
Liczy kartki i ustala liczbę rozdziałów,
gani pismo i zdobienie.
Wreszcie zamyka księgę, kładzie pod głowę
i wpada w sen niezbyt głęboki,
ponieważ głód w końcu budzi jego duszę
i ulega ona swoim własnym troskom.
Całkiem podobna karykatura cierpiącego na acedię biedaka, skrojona tym razem na miarę życia eremitów, znajduje się w Praktikos. Jest to prawdziwa synteza wszystkich symptomów dolegliwości, jakie tylko można sobie wyobrazić. Cytowaliśmy już częściej pojedyncze zdania z tego rozdziału, teraz przytoczmy cały tekst.
Demon acedii, nazywany także demonem południa, jest najuciążliwszy spośród wszystkich demonów. Nachodzi mnicha koło godziny czwartej i osacza jego duszę aż do godziny ósmej. Najpierw sprawia, że słońce zdaje się poruszać zbyt wolno lub wręcz nie porusza się wcale, a dzień tak się dłuży, jakby miał pięćdziesiąt godzin. Następnie przymusza mnicha, aby ciągle wyglądał przez okno i wybiegał z celi, by wpatrywać się w słońce, jak daleko jeszcze do godziny dziewiątej; albo by rozglądać się tu i ówdzie, czy któryś z braci nie [nadchodzi]. Wzbiera w nim wreszcie nienawiść do miejsca [w którym mieszka,] do życia i do ręcznej pracy. I [podsuwa myśl], że zanikła miłość wśród braci, a nie ma nikogo, kto by go pocieszył. A jeśli jest ktoś, kto w owych dniach zasmucił mnicha, to tym także posługuje się demon, by zwiększyć jego nienawiść. Przywodzi go do tęsknoty za innymi miejscami, w których łatwiej znaleźć to, co konieczne [do życia], i rzemiosło, które wymaga mniej wysiłku, a przynosi więcej korzyści. I dodaje, że podobanie się Panu nie jest zależne od miejsca. Wszędzie bowiem – mówi – można wielbić Boga. Do tego wszystkiego dołącza wspomnienie bliskich i dawnego życia, i ukazuje, jak długi jeszcze żywot go czeka, stawiając jednocześnie przed oczy trudy ascezy. I jak się to mówi, próbuje różnych sztuczek, aby mnich pozostawiwszy celę uciekł z placu [walki]. Żaden inny demon nie podąża za demonem acedii. Tak więc po wygranej walce ogarnia duszę uspokojenie i niewysłowiona radość.
Z pewnością opis ten jest jednoznacznie dopasowany do określonej formy życia: do samotnego życia anachorety w pustynnym kellionie. Jak czytaliśmy na początku, długi post, ciągnący się do około 15:00, czyni z acedii „zegar głodu”. Rzadki kontakt z innymi łatwo wywołuje uczucie opuszczenia przez wszystkich. Któż mógłby się więc dziwić, że samotne mieszkanie i monotonna praca budzą pragnienie zmiany? Cóż bardziej oczywistego, jak tęsknota za bezpieczeństwem w rodzinie, którą asceta opuścił raz na zawsze? Wystarczy spojrzeć we własne wnętrze, aby rozpoznać w tej granicznej sytuacji fundamentalne zranienie natury człowieka. Być może niektórzy przeczytali poprzednie dwa rozdziały nie bez pewnego przerażenia. Lecz może przyjść coś jeszcze gorszego.
Fragment z książki Gabriela Bunge Acedia – duchowa depresja. Więcej opracowań i tekstów źródłowych znajdziesz w naszej księgarni internetowej.
Dla uzupełnienia samego tematu, odsyłamy do bogatej literatury na temat ośmiu duchów zła u Ewagriusza z Pontu.
Teksty źródłowe:
Opracowania:
Źródło: ps-po.pl, 8 marca 2018
Autor: mj